Czy talenty są dziedziczne? – rozmowa z Lilianą i Henrykiem Bardijewskimi

O tym, czy talenty są dziedziczne, związkach z teatrem, radiem i literaturą dla dzieci mówią Sława, Liliana i Henryk Bardijewscy – członkowie rodzinnego klanu pisarzy i krytyków.

Henryk Bardijewski
HENRYK BARDIJEWSKI, dramaturg i prozaik, autor słuchowisk radiowych oraz sztuk teatralnych, a ostatnio również książek dla dzieci

To, że piszę, być może jest dziedziczne. Pochodzę z rodziny, której część to gałąź francuska. Wśród krewnych we Francji byli pisarze i aktorzy. To pociągnęło mnie w stronę teatru i może sprawiło, że rodzinne zamiłowania literackie i teatralne odezwały się w naszej linii, w innym już pokoleniu.

A Pańskie inspiracje?

Urodziłem się w Częstochowie, tam skończyłem szkołę średnią. Z tego miasta pochodzi wielu znanych twórców – poetki Halina Poświatowska, Ludmiła Marjańska, prozaik i dramaturg – mój przyjaciel Władysław Lech Terlecki, pisarka Krystyna Kolińska. Blisko Częstochowy, bo w Radomsku, urodził się Tadeusz Różewicz i jego brat Stanisław. Po maturze studiowałem filologię polską i bibliotekoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Spotkałem tam profesorów wybitnych, jak Julian Krzyżanowski, do którego dostałem list polecający od mojego polonisty z liceum, profesora Józefa Mikołajtisa, który zachęcał mnie do pisania. Studiując, pracowałem w Korbutianum, m. in. przy zbieraniu materiałów do biografii Sienkiewicza. Na studiach polonistycznych spotkałem wielu interesujących ludzi, jak Andrzej Drawicz, Ryszard Kapuściński, Janusz Pelc, Wiesław Górnicki, Jan Okopień, Jan Prokop.

Na studiach poznał Pan swoją żonę Sławę, która także zajmuje się literaturą, a szczególnie problematyką sztuki radiowej…

Sława należy do tych nielicznych krytyków, którzy zainteresowali się dramatem radiowym. Jej szkice o teatrze radiowym ukazywały się w „Dialogu” w „Teatrze” , w „Scenie”, w „Literaturze”. Książka Sławy „Muza bez legendy” to kilkanaście sylwetek najwybitniejszych dramatopisarzy radiowych, z wnikliwą analizą ich twórczości. Kolejna książka „Własna przestrzeń” jest prezentacją twórczości autorów piszących dla teatru scenicznego i radiowego. Najnowszy tom to „Nagie słowo”, w którym łączy się teoria sztuki radiowej z analizą ponad 250 słuchowisk.

Na półkach księgarskich są teraz cztery Pańskie książki dla dzieci – „Baśń o latającym dywanie”, „Bajka na biegunach”, „Złoty potok”, „Każdy może zostać… odkrywcą”. Do niedawna znaliśmy Pana jako autora dramatów, słuchowisk i prozy dla dorosłego odbiorcy. Czy pisał Pan już wcześniej dla młodych?

Na początku była proza i dramat teatralny i radiowy, natomiast pisać dla dzieci zacząłem przy okazji współpracy z miesięcznikiem „Scena” i organizowanych konkursów na sztuki dla młodych, w których chętnie uczestniczyłem. Dzisiaj, nie zdradzając pisania dla dorosłych, piszę także książki dla dzieci. To łączenie różnych obszarów, rodzajów i gatunków literackich jest stałą cechą mojego pisarstwa.

Sława Bardijewska
SŁAWA BARDIJEWSKA, krytyk i teoretyk sztuki radia

Gatunek bajki jest mężowi bardzo bliski. Na jego domowych bajkach wychowała się nasza córka Liliana. Były to codzienne wieczorne opowieści, których jednak nie zapisywaliśmy, a może szkoda. Liliana sama miała bujną wyobraźnię, jej zabawy to był swoisty fabularyzowany teatr. Nieraz słyszeliśmy, jak bawiła się zabawkami, dialogując z nimi.

Liliana Bardijewska
LILIANA BARDIJEWSKA, pisarka, tłumaczka, autorka słuchowisk radiowych i sztuk teatralnych dla dzieci, córka Sławy i Henryka Bardijewskich

Urodziłam się dosłownie wśród książek. Kiedy zaczynałam swoje świadome życie, a mieszkaliśmy wówczas w jednym dużym pokoju, toczyło się ono wśród książek, bo mój kącik dziecięcy wydzielony był przez półki z książkami. Książki były więc moimi pierwszymi partnerami do zabawy, z czasem coraz bardziej intelektualnej. Niby ta droga do literatury – wydawałoby się – powinna być jak najprostsza, na przełaj, ale przyznam się, że trochę się przed tym broniłam. Do literatury i teatru szłam poprzez filologię słowiańską. Po studiach slawistycznych naturalną sprawą była fascynacja kulturą bałkańską, bułgarską. Chciałam się tą swoją wiedzą i fascynacją podzielić i zaczęłam pisać o bułgarskiej literaturze i teatrze. Jednocześnie pisałam słuchowiska radiowe i już wtedy wybrałam sobie odbiorcę dziecięcego. Zawsze lubiłam bajki, zawsze miałam skłonność do konfabulowania, nawet moje zabawy dziecięce to były dialogi z otaczającymi mnie przedmiotami, między którymi rozgrywały się duże dramaty i wielkie emocje.

Czy pamięta Pani bajki, które w dzieciństwie opowiadał Pani tata, czy były wśród nich te, które teraz są publikowane?

Pamiętam, że to były bajki dobranockowe w odcinkach i zawsze były przerywane w najciekawszym momencie. A to po to, żebym wcześniej chodziła spać… Musiałam przed dziewiątą być w łóżku, żeby usłyszeć dalszy ciąg. I byłam! Miałam już wtedy 11-12 lat… Powstało potem z tego słuchowisko Zwierzęta z niebieskiego zoo – co ciekawe, słuchowisko dla dorosłych… Ale ta właśnie opowieść była moją ukochaną wieczorną bajką.

Kiedy Pani debiutowała? Jaką formą literacką: prozą czy dramatem?

Moim środowiskiem naturalnym od wczesnego dzieciństwa było radio. Nic więc dziwnego, że pierwsza „fabuła”, jaką napisałam, to słuchowisko. Rzecz nazywała się „Różowy kominiarz” i jeszcze do dziś niekiedy jest powtarzana na radiowej antenie.

Jest Pani autorką wielu słuchowisk radiowych – czy nadal je Pani pisze?

Słuchowisku jestem wierna do dzisiaj. Chętnie wracam do niego i z prozy, i z teatru, robiąc radiowe warianty bajek i sztuk. A niekiedy właśnie w radio szlifuję pomysły, które planuję potem rozwinąć w prozie. Tak było z moją najnowszą książką, która ukaże się na wiosnę – „Moja Ciotka Sroka”. Napisałam ją w oparciu o siedmioczęściowy cykl słuchowisk, w których stopniowo dojrzewał pomysł na tę bajkę w bajce. Są tu bowiem dwie narratorki: sroka – gawędziarka i … niemowlę. A kto tu kogo „opowiada” – to niespodzianka dla czytelników.

Przez kilka lat mogliśmy w „Gazecie Wyborczej” czytać recenzje spektakli teatralnych dla dzieci Pani autorstwa…

Teatr lalek fascynował mnie od zawsze i zawsze marzyłam, żeby współpracować z nim jako dramaturg. Ale, że życie pisze własne scenariusze, zostałam najpierw… recenzentem teatralnym. Kiedy przyszłam do Teatru Lalka w Warszawie ze swoją pierwszą sztuką, usłyszałam, że autorów w teatrze jest dostatek, natomiast brakuje… krytyków. Rzeczywiście, recenzji ze spektakli lalkowych było jak na lekarstwo i to zarówno w prasie codziennej, jak i branżowej. Miałam już doświadczenia pisania o teatrze bułgarskim, zaczęłam więc pisać o „lalkach”, pozyskując dla nich łamy „Gazety Wyborczej”. I tak przez wiele lat byłam dramaturgiem „niedzielnym”, przez resztę tygodnia będąc recenzentem. Oj, nie była to najkrótsza droga na teatralną scenę! Moje sztuki wygrywały konkursy dramaturgiczne, ale z racji mej recenzenckiej profesji nie wypadało mi ich proponować reżyserom i dyrektorom. Dopiero kiedy kilka lat temu pożegnałam się z fachem krytyka, mogłam nawiązać ściślejszy kontakt z teatrami jako dramaturg. I tego się będę trzymać…

Jest też Pani współzałożycielką wydawnictwa „Ezop”, które było pionierem nowego myślenia o książce dla młodego czytelnika…

W podobny sposób z Elżbietą i Mariolą Cichy rozumiemy misję książki dla dzieci – to dla nas partnerski dialog autora, ilustratora i czytelnika. Chciałyśmy dać szansę na ten dialog polskim autorom, którzy 10 lat temu, kiedy powstawał Ezop, byli przez wydawców traktowani nieomal po macoszemu. Królowały wówczas na naszym zagraniczne licencje klasycznych bajek i „lukrowane” ilustracje. Wiele się od tego czasu zmieniło i cieszymy się, że Ezop mam w tym swój niewielki udział.

Maria Kulik, prezes Polskiej Sekcji IBBY – Stowarzyszenia Przyjaciół Książki dla Młodych i bibliotekarka powiedziała, że najbardziej porusza ją w Pani twórczości to, co nazywa wiernością pisarską, wiernością pewnej misji. Śledząc kolejne książki widzi, że nie ma w nich schlebiania modom i gustom, że jest Pani cały czas wierna swojej pisarskiej wyobraźni…Czy w ten sposób postrzega Pani swoją twórczość?

Przystępując do pisania książki czy sztuki, zawsze wychodzę od pewnego określonego problemu, którym chciałabym się podzielić z czytelnikami. „Moje – nie moje” jest bajką o odrzuceniu. „Zielony wędrowiec” – o sztuce bycia innym i o strachu przed obcością. „Dom ośmiu tajemnic” – o jedności i ciągłości świata w czasie i przestrzeni. Zapraszam czytelników do wspólnej rozmowy o tych niełatwych sprawach, raz po raz przymrużając oko, bo uśmiech i humor bardzo pomagają zrozumieć otaczający nas świat. Pomagają wybaczać jego niedoskonałości i są nieocenioną bronią w walce z jego wadami.

Jest Pani laureatką wielu nagród literackich. Która sprawiła Pani największą radość?

Każda nagroda jest potwierdzeniem, że moje autorskie intuicje się sprawdziły. I każda jest równie radosna! Bardzo cenię sobie nagrody i wyróżnienia IBBY w konkursie „Książka Roku”, które przypadły trzem moim książkom. Dwukrotnie mogłam się cieszyć nagrodami Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych, gdzie książki dla dzieci traktowane są na równi z tymi dla dorosłych bez podziału na kategorie. Miło mi było też zobaczyć „Dom ośmiu tajemnic” na liście europejskich „Białych kruków”, prowadzonej przez bibliotekę w Monachium, a także na Liście Honorowej IBBY. Ale zawsze największą nagrodą będzie akceptacja czytelników! Kiedy słyszę żywiołowe dyskusje młodzieży po lekturze tej książki, aż pióro rwie mi się do pisania. Widzę sens tego, co robię!

Proszę jeszcze powiedzieć o swojej najnowszej książce… Czego czytelnicy mają szukać na półkach księgarskich?

Niedawno ukazały się dwie moje książki. „Bajka o kapciuszku” (nie mylić z Kopciuszkiem!) filigranowo zilustrowana przez Elżbietę Krygowską-Butlewską, to rzecz dla najmłodszych o dojrzewaniu, o budowaniu przyjaźni oraz o niełatwym uczuciu wdzięczności, które pojawia się w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Natomiast powieść „Każdy może zostać… czarodziejem” ma charakter zbliżony do „Domu ośmiu tajemnic”. Jego nastoletni bohaterowie próbują odkryć magiczne sposoby zapanowania nad rzeczywistością, a znajdują magię w… codzienności. Czyli tak, jak my wszyscy! Wiosną zaś ukaże się wspomniana już bajka w bajce – „Moja Ciotka Sroka” z ilustracjami Oli Kucharskiej-Cybuch, również przeznaczona dla młodszych czytelników.

Opracowanie i fot. Maria Marjańska-Czernik, luty 2009

(Dodano: 2009-02-19)

Dodaj komentarz