Lubię przypadek, chaos i niejednoznaczność – rozmowa z Edgarem Bąkiem

Bardzo często kieruję się intuicją, chyba tym razem także mnie nie zawiodła – mówi Edgar Bąk w rozmowie z Agatą Hołubowską na temat książki „Kto ty jesteś?”.

Agata Hołubowska: Książki, magazyny, plakaty, foldery, okładki płyt, identyfikacja wizualna etc. – projektuje Pan dużo i różnorodnie. Czy któraś z tych dziedzin odpowiada Panu bardziej, a któraś mniej?

Edgar Bąk: Najbardziej właśnie odpowiada mi ta różnorodność. Z jednej strony jest to trochę męczące, bo sytuacja, w której każdy projekt jest inny to ciągła nauka i sporo energii włożonej w zrozumienie różnych sytuacji i dziedzin, ale z drugiej strony dzięki temu chyba łatwiej jest pracować, bo podlega się ciągłej stymulacji. Fajnie jest przeszczepiać doświadczenia z jednej dziedziny na inną, bo tam będą oznaczały coś innego albo doprowadzą gdzieś indziej. Jest się w o wiele bardziej dynamicznym procesie i automatycznie rośnie wrażliwość.

AH: Ukończył Pan z wyróżnieniem Wydział Grafiki warszawskiej ASP. Co dała Panu ta szkoła, a co wypracował Pan w sobie sam?

EB: To, co dała mi szkoła, widzę dopiero teraz, przez długi czas uważałem, że szkoła nic mi nie dała. Teraz wiem, że uzyskałem solidne przepracowanie kompozycji, czy to na zajęciach z rysunku, czy też na świetnych ćwiczeniach u prof. Hołdanowicza. Na studiach miałem fajnych kolegów, z którymi dyskutowaliśmy o muzyce. Ale w trakcie studiów byłem Akademią mocno rozczarowany, myślałem, że będziemy prowadzić niekończące się dyskusje o tym, co robimy, a tymczasem przez semestr rysowaliśmy literę C. Moja litera C była cały czas do poprawy, a na zaliczenie przyniosłem pierwszą, którą narysowałem i dostałem czwórkę. Takie ćwiczenia to strata czasu. Pamiętam też inne ćwiczenie, w którym użyłem kroju pisma Bell Gothic – profesor skrzywił się strasznie i poprosił, żebym użył czegoś klasycznego. A akurat ten krój to prawie dziewięćdziesięcioletni klasyk. Wtedy już zupełnie straciłem szacunek do tej pracowni. Pozbawiona sensu była też nauka historii filozofii – 9 semestrów, po kolei rozdziałami z Tatarkiewicza (można było zagadnieniami). Tam się za to wyspałem. Świetne natomiast były seminaria dyplomowe z prof. Włodarczykiem.

AH: Zdobył Pan już wiele nagród i wyróżnień. Które z nich sprawiają Panu szczególną radość?

EB: 5 nagród Klubu Twórców Reklamy odbieranych pod rząd to było dosyć euforyczne doświadczenie. Ledwo wyróżnienie, ale od Society of Publication Designers za magazyn WAW to także miła rzecz. No i jeszcze nasz lokalny Projekt Roku, organizowany przez Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej.

AH: Co mógłby Pan doradzić początkującym grafikom? W jaki sposób powinni dążyć do wypracowania własnego stylu?

EB: Powinni dużo pracować, oglądać mało blogów z inspiracjami i rysować każdy pomysł.

AH: Wydaje się, że w Pana projektowaniu istotnym określeniem jest prostota. Nie używa Pan ozdobnych fontów, skupia się Pan na wybranych barwach, często dwóch, trzech. Takie są też ilustracje do książki dla dzieci „Kto ty jesteś?”. Z czego to wynika? Czy taki styl obrał Pan sobie od początku tworzenia, czy potrzebnych było kilka lat, by go wypracować?

EB: To skomplikowane. Bo ja bardzo lubię przypadek, chaos i niejednoznaczność. Ale też bycie grafikiem to praca, z której się utrzymuję, czyli pracuję w usługach. To w odróżnieniu od bycia na przykład artystą. No i to, co ja robię, to jest komunikacja wizualna, czyli ktoś komuś chce coś przekazać. Moją rolą jest przekazać to w jasny sposób, prostota cały czas wydaje się najlepszym sposobem na jasność komunikacji w chaotycznym otoczeniu.

Kto ty jesteś

AH: Czy „Kto ty jesteś?” jest pierwszą rzeczą dla dzieci, jaką Pan stworzył?

EB: Tak.

AH: W jaki sposób wydawca (wydawnictwo Wytwórnia) Pana znalazł? Czy Pan składał ofertę, czy pani Magda Kłos-Podsiadło zaprosiła Pana do współpracy? A może był to pomysł autorki książki, pani Joanny Olech?

EB: To był pomysł Magdy, poznaliśmy się podczas jurorowania w konkursie na warszawskiej ASP, gdzie przez 3 semestry pracowałem u prof. Zygmunta Januszewskiego.

AH: Czy podczas pracy nad książką kontaktował się Pan z Joanną Olech? Czy może sugerował Pan jakieś zmiany w treści?

EB: Czasami zmienialiśmy detale w tekście, a każda ilustracja była omawiana wspólnie z Magdą i Joanną.

AH: Ile czasu zajęło Panu stworzenie ilustracji do tej książki? Czy odrzucał Pan pewne pomysły, czy pierwsza myśl była najistotniejsza?

EB: Tak było, przez co ilustracje powstawały prawie przez rok. Dużo odpadło, ale tak to zazwyczaj jest. Najpierw trzeba się „wyśmiecić”, jak to mawiał wspomniany prof. Hołdanowicz.

AH: Czy któraś z ilustracji (a raczej któreś hasło) sprawiła szczególną trudność?

EB: O, tak. Na początku powstały tak syntetyczne ilustracje jak „Nie niszczę zieleni” albo „Nie wyzywam”. Potem zostały trudne, czyli ta o pomaganiu. Tego już się nie udało przedstawić bez użycia sylwetki człowieka, a na początku chciałem tego uniknąć. No i trudno też przedstawiać pomaganie, ale takie ogólne, bez sugerowania, że jest to pomaganie starszym, rodzeństwu lub mamie. Czyli po prostu zwykła gotowość na potrzeby drugiego człowieka. Dlatego zdecydowałem się na takie podwórkowe, spontaniczne pomaganie.

AH: W tych ilustracjach daleki jest Pan od dosłowności. Czy uważa Pan, że to jest „język”, który dzieci zrozumieją same, czy też potrzebują pośrednika, np. rodziców?

EB: Właściwie to ryzykowałem, nie wiedziałem, co zadziała. Bardzo często kieruję się intuicją, chyba tym razem także mnie nie zawiodła. Pamiętam, że kiedy byłem mały, oglądałem ilustracje po wielokroć, powracając i zauważając cały czas nowe detale lub budując nowe skojarzenia. Pamiętam radość z pewnych odkryć, to uczucie, że ktoś coś wizualnie zrymował, że odnalazł jakiś rytm i ja go też dostrzegam. Takie było założenie. Natomiast czy dzieci potrzebują rodziców pośredników? Oczywiście, to czysta frajda czytać coś z dzieckiem.

AH: Czy sam temat książki jest Panu bliski?

EB: Tak. W studio przygotowujemy całkiem dużo książek. Już niedługo zaczynamy pracę nad książką z Kubą Dąbrowskim. Mamy to szczęście, że robimy w zasadzie tylko zlecenia, z którymi jakoś się utożsamiamy lub które nas ciekawią. Mamy dużo szczęścia.

AH: Czy jest Pan zadowolony z efektów swojej pracy?

EB: Bardzo. Moje wewnętrzne standardy są niezdrowo wysokie. Oznacza to dużo zarwanych wieczorów, bo zawsze coś poprawiam.

AH: Czy gdyby ktoś zaproponował Panu kolejną książkę dla najmłodszych czytelników, przyjąłby Pan propozycję?

EB: Z przyjemnością.

AH: Czy myślał Pan o stworzeniu autorskiej książki?

EB: Mam kilka pomysłów, niestety jest to dużo pracy polegającej na zbieraniu materiałów. Przy obecnej liczbie zleceń nie mam kiedy skończyć, niestety.

AH: Dziękuję za rozmowę.

EB: Och, to ja dziękuję!

Agata Hołubowska

Edgar Bąk
fot. Cezary Hładki

Edgar Bąk zajmuje się szeroko pojętą komunikacją wizualną. W projektowaniu graficznym unika autorskich gestów. Poddaje się narzędziu i czerpie z jego specyfiki. Skupia się na gramatyce i założeniach projektu, efekt końcowy uzyskując niczym w matematycznym równaniu. Jest czujny na kontekst przez co chętnie i lapidarnie cytuje codzienność. Czuje się spadkobiercą tradycji polskiego projektowania graficznego: międzywojnia, PRLu, uwolnionej gospodarki wczesnych lat 90-tych. Bliskie mu jest poczucie humoru polskiej szkoły plakatu.

Zawodowo skupia się przede wszystkim na projektowaniu tożsamości wizualnych. Zarówno rozległych systemów identyfikacji wizualnej, jak również plakatów czy okładek płyt. Stale współpracuje z warszawskim Nowym Teatrem, magazynem WAW i krakowskim Miesiącem Fotografii. W poznańskiej School of Form prowadzi zajęcia z architektury informacji oraz typografii.

Jest laureatem wielu nagród: Klubu Twórców Reklamy (8 statuetek), Stowarzyszenia Twórców Grafiki Użytkowej, Chimery oraz Society of Publishing Designers w Nowym Jorku.

www.edgarbak.info
www.facebook.com/EdgarBak

(Dodano: 2013-08-30)

Dodaj komentarz