Przejrzeć się w oczach ukochanej osoby – W lusterku myśli część IV

Czy lubimy się przeglądać w oczach ukochanego (ukochanej)? Tak. I to niezależnie od wieku. Jednak zjawisko dziecięcych miłości i zauroczeń pozostaje ciągle w sferze tabu.

O miłości wśród dzieci mówi się niewiele. To – zapewne – kwestia pokutującego wciąż mitu dzieciństwa jako wieku niewinności, definiowanego specyficznie, jako czas wyzuty z cielesności i erotyki. Czyżbyśmy zapomnieli, jak mocno przeżywa się – również wtedy, gdy ma się niewiele lat – cud dotknięcia ręki, odgarnięcia włosów, pocałunku? Czy nie pamiętamy, jak mocno potrafi bić sześcio-, ośmio- dziesięcioletnie serce, gdy ta jedyna (ten jedyny) obdarzy nas swoją uwagą i uśmiechem? Jak miło jest widzieć zachwyt w oczach ukochanej (ukochanego)? Fakt, że kocha nas rówieśnik (rówieśniczka) może stać się dla nas ważny i budujący, wręcz pierwszoplanowy. Zwłaszcza wtedy (choć nie tylko wówczas), gdy, jak to się dzieje w nowej książce Ewy Nowak „Pajączek na rowerze”, towarzyszący dziecku świat dorosłych jest światem równoległym, to jest takim, na który patrzy się z pewnej odległości, ale bez możliwości rzeczywistego zetknięcia się z nim. Na ów równoległy świat dziwnych dorosłych spogląda się jak na egzotyczny, niezrozumiały fenomen. Wiecznie obecna w człowieku (również tym niedużym) tęsknota za bliskością i zrozumieniem pozostaje. Mali bohaterowie „Pajączka na rowerze” – Ola (natchniona rowerzystka z rozwianym włosem, mistrzyni wygibasów na trzepaku, przemierzająca świat w podskokach) i Łukasz (wątły, ale obdarzony znakomitą pamięcią, intelektualista, znawca wielu rozmaitych dziedzin, między innymi – świata pająków…) to dzieci, które, co jest dla wszystkich ludzi, niezależnie od wieku, dość typowe, tęsknią za kontaktem z drugim człowiekiem, za uwagą, za tym, by ktoś z zewnątrz potwierdził, że mają jakieś zalety. Pragną przejrzeć się w drugiej osobie jak w lustrze i zobaczyć, że nie składają się wyłącznie z wad, a ich obecność na świecie może być źródłem czyjejś radości i satysfakcji, a nie tylko – niewygód i nieustannych utrapień. Jednak świat dorosłych to świat równoległy. Dostać się do niego nie sposób. Mamy ukrywają przed dziećmi sprawy naprawdę ciekawe i ważne (nawet te, które dotyczą wspólnego życia), chcąc, prawdopodobnie, uchronić je od przedwczesnych, ich zdaniem, trosk. Tatusiowie albo tajemniczo znikają z ich życia, albo, gdy już się pojawiają, beztrosko grają rolę fajnych kumpli, z którymi wesoło spędza się czas, trzymając sztamę przeciwko despotycznej i wymagającej mamie.

Młodzi czytelnicy „Pajączka na rowerze” wzruszą się zapewne dziejami rodzącej się w bólach miłości małej Oli i równie małego Łukasza i, być może, odnajdą tam swoje własne doświadczenia – tęsknotę za czułością, bliskością, zrozumieniem, a głównie – za prawdą. Bo Ola i Łukasz przede wszystkim chcą wiedzieć, jaki naprawdę jest świat. Czy to źle, że babcia, zamiast upiec sernik, robi tiramisu (znalazła samodzielnie przepis w Internecie)? Czy to źle, że zaprzyjaźniła się ze starszym panem i zapisała na angielski? Czy to dobrze, że starsza siostra umawia się z kolejnymi znajomymi przez gadu-gadu i jeździ na spotkania z nimi? Czy to źle, że szybka jak wiatr i giętka jak trzcina Ola, która nie waha się stanąć do bójki z chłopakiem, śmiertelnie boi się pająków? Czy to dobrze, że tata namawia Łukasza do zachowania tajemnicy wobec mamy i nie chce jej powiedzieć, że weekend spędziła z nimi bardzo sympatyczna pani Iwonka? Jak odróżnić dobro od zła? Jak się w tym wszystkim zorientować? Nie wiadomo. Natomiast wiadomo na pewno (i jest to niepodważalna prawda), że dla Łukasza uroda, energia i wdzięk Oli są warte podziwu. Nie jest pewien, czy ona mu całkowicie ufa, ale gdy się o tym przekonuje (w dramatycznych okolicznościach), sam sobie wydaje się wyższy i piękniejszy. Wiadomo na pewno, że dla Oli mądrość Łukasza i jego szlachetny charakter są źródłem fascynacji. Wiadomo na pewno, że swoimi zaletami można się wzajemnie obdarowywać jak dojrzałym jabłkiem (jest w powieści scena, gdy dzieci dostają na podwieczorek dwa jabłka – jedno – z plamką; oboje sięgają po to gorsze, lepsze pozostawiając kochanej osobie…) – że, chcąc pełniej uczestniczyć w świecie ukochanej (ukochanego), można wzmocnić własny charakter i pokonać lęk (na przykład przed pająkami i jazdą na rowerze). Wiadomo też, że z dorosłymi i ich równoległym światem się nie wygra, że dziecięca miłość (w dodatku, o zgrozo, przypieczętowana pocałunkiem) może być oceniona jako coś zdrożnego a dzieci najłatwiej, na wszelki wypadek, rozdzielić, bo kto by się zastanawiał nad stanem ich ducha… Można jednak przechować swoje dziecięce uczucie w pamięci. Wydobyć z niego to, co najpiękniejsze. Można na długo (na zawsze?) zachować wspomnienie pełnego zachwytu spojrzenia ukochanej osoby i, dodając sobie sił, przeglądać się w tym spojrzeniu jak w lustrze przez kolejne, niełatwe lata…

Hanna Diduszko

(Dodano: 2009-04-08)

Dodaj komentarz