Po Festiwalu Kino Dzieci, czyli co w nas zostaje z filmowych seansów…

Bardzo cieszy mnie fakt, że już od dłuższej chwili kultura fantastycznie funkcjonuje poza miejscami kulturalnymi (teatry, filharmonie, opery), jak i poza czasem stricte sezonowym. Dzięki temu zyskaliśmy taki fenomen kulturalny, jakim są festiwale.

Również kultura i sztuka dla dzieci doczekały się wybitnych festiwali lub też osobnego programu na festiwalach dla dorosłych. Cieszymy się z dziećmi festiwalami muzycznymi, teatralnymi, czytelniczymi czy filmowymi.

A jeśli o festiwalu filmowym mowa, to nie mogę nie wspomnieć o wrześniowym Festiwalu Kino Dzieci, który już na dobre zagościł na mapie najważniejszych kulturalnych wydarzeń dla najmłodszych. Już po raz trzeci organizatorzy zabrali nas w niezwykłą filmową podróż – od Francji przez Szwecję, Norwegię czy Holandię po Japonię (czyli w tytułowe „Małe i duże filmowe podróże”). 27 miast, ponad 30 kin, 8 filmów konkursowych, mnóstwo innych filmów, wydarzeń towarzyszących – w tym warsztaty, koncerty, sportowy piknik i finałowa muzyczna „Podróż na księżyc”, czyli dziecięce taperowanie do filmów animowanych. Ja w tę podróż zabrałam moją 10 letnią córkę. Albo inaczej: towarzyszyłam mojej córce w tej podróży. Każda z nas ma swój ulubiony film, ale jeden mamy wspólny.

Zatem na początek perspektywa dziecka.

„Biuro detektywistyczne Lassego i Mai. Stella Nosta” (reż. P. Klänge, W. Söderlund, Szwecja 2015)

Absolutny hit tego festiwalu dla mojej córki. Równie dobrze czyta się przygody rezolutnych małych detektywów (bijąca rekordy popularności seria Martina Widmarka), jak też ogląda. Moja Bogna czekała z niecierpliwością na drugą – po „Sekrecie Rodziny von Broms” – część „Biura…” i nie zawiodła się. Oto w miasteczku Valleby trwają przygotowania do ślubu Sary i Dina. Sprawa jednak poważnie się komplikuje, gdy przyjeżdżają weselni goście – czyli rodzina (skądś to znamy…). A dalej to już trochę jak u Shakespeare’a, a trochę jak u Coppoli. Są dwa zwaśnione włoskie rody, są młodzi, którzy się kochają; są dwie chrzestne matki na czele rodzinnych mafii (ach, ten szwedzki feminizm!) i skarb, co to obie rodziny uzurpują sobie doń prawa. Kiedy tytułowa Stella Nostra ginie, do akcji wkraczają Lasse i Maia, i oczywiście pomagają Komisarzowi zażegnać mafijnej vendetcie. Błyskotliwy film, czerpiący z archetypów kultury (również popularnej), zabawny i doskonały. Na pewno obejrzymy go jeszcze nie raz, najbliższa okazja to premierowe pokazy w kinach od 11 listopada.

Perspektywa rodzica.

„Sekrety wojny” (reż. D. Bots, Holandia 2014)

Holandia w 1943 roku. Dwóch chłopców, dla których wojna toczy się gdzieś dalej. Oni, z dobrodziejstwa i przywileju wieku, toczą swoje potyczki i leśne wojenki, ale zawsze ramię w ramię. Gdyby nie naloty, wojna by ich nie dotknęła. Do czasu… Oto Tuur i Lambert. I dwa kompletnie różne światy ich rodzin – ruch oporu i współpraca z nazistami. I jeszcze Maartje, z pojawieniem się której w świat chłopców wkroczą sekrety i mroczne tajemnice II wojny światowej. Przyjaźń chłopców zostanie wystawiona na próbę. Po filmie można zadać sobie pytanie: czy z tej próby wyszli zwycięsko? Jeśli tak, to który z nich? I choć dystrybutor filmu oznaczył go kategorią 9+, ja ten film obejrzałam sama i jeszcze długo nie pokażę go córce. To kino artystyczne, dyskretne, doskonałe. Ale są w tym filmie obrazy, kadry, które wnikają pod powieki i zostają tam na długo, a może nawet na zawsze (np. scena z wyrzucanym misiem z pociągu). Dla mnie to najważniejszy film tego festiwalu, jeden z ważniejszych filmów tego roku.

Perspektywa wspólna.

„Rabarbar” (reż. M.de Cloe, Holandia 2014)

Zabawna, wzruszająca i opowiedziana w sposób bardzo mądry i czuły historia Winnie i Siema, patchworkowego rodzeństwa. Oto po zakończonych wcześniejszych małżeństwach i związkach mama Winnie i tata Siema postanawiają się pobrać. Kochają się, zamieszkują razem, co dla tej dwójki młodych bohaterów nie jest łatwą sprawą. Niestety, gdy termin ślubu się zbliża, rodzice zaczynają się kłócić, ostatecznie chcą nawet osobno wyjechać. Winnie i Siem szukają sposobu, by ratować ten związek, a, szukając go, znajdują coś jeszcze. Reżyserowi udało się w tym filmie wydobyć coś wyjątkowo ważnego, bo oto rodzące się pierwsze poważne uczucie tych dzieci (oboje mają po 12 lat) zostało przedstawione chyba jako ważniejsze i piękniejsze niż uczucie (uczucia) ich rodziców. Warto ten film obejrzeć razem z dziećmi, choć doświadczanie i dotykanie emocji, jakie towarzyszą im w obserwacji naszego dorosłego życia, nie musi być wcale przyjemne.

Ważne, zabawne, mądre kino, które – jestem tego pewna – doskonale przygotuje nasze dzieci do oglądania w przyszłości filmów nieodżałowanego Andrzeja Wajdy, Petera Greenewaya, czy Wong Kar Waia.

Z niecierpliwością czekamy na 4. Edycję!

Kalina Cyz

Dodaj komentarz