„Tyczka w Krainie Szczęścia” – recenzja książki

Niektórzy powiedzą, że to banał, ale książki naprawdę mogą przenieść czytelnika do innego świata. Są takie, które na swoich stronach kryją prawdziwą magię. Ta zdecydowanie się do tego grona zalicza, choć nazwisko autora mogłoby wskazywać na to, że mamy do czynienia z zupełnie innym gatunkiem literackim.

Polscy czytelnicy kojarzą Martina Widmarka przede wszystkim z bestselerową serią „Biuro detektywistyczne Lassego i Mai”. Zaczytują się w niej, starsze przedszkolaki i uczniowie szkół podstawowych. Tym razem literacka uczta czeka również na nieco młodszych czytelników.

Na początku poznajemy Daniela, małego chłopca, którym pod nieobecność pracujących w szpitalu rodziców, zajmuje się pani Julia. Chłopiec lubi spędzać z nią czas, bo opiekunka opowiada wspaniałe historie. Tak jest i tym razem, dlatego Daniel, zamiast położyć się spać, prosi o jeszcze jedną opowieść. A pani Julia się na to zgadza. O czym opowie mu tym razem? Pretekstem stanie się pierścionek z perłą na palcu pani Julii, a ona będzie główną bohaterką tej historii, która wydarzyła się, kiedy była mała. Julia miała brata Tomka, byli najlepszymi przyjaciółmi, uwielbiali spędzać czas razem, bawili się i rozmawiali. Ale pewnego dnia Tomek zniknął. Nikt nie wiedział, co mogło się stać. Julia z dnia na dzień była coraz smutniejsza i coraz więcej płakała. Nie mogła pogodzić się z utratą ukochanego brata i najlepszego przyjaciela. Rodzice robili wszystko, żeby ją pocieszyć, ale nic nie skutkowało. Nawet nowe czerwone sanki, które pewnego dnia podarowali córce, nie wywołały uśmiechu na jej twarzy. Dziewczynka zauważyła jednak, że rodzicom zrobiło się przykro, kiedy nie ucieszyła się z sanek, dlatego postanowiła wyjść z domu i zjechać raz z górki. Nie mogła wiedzieć, że to wyjście całkowicie zmieni jej życie. Kiedy usiadła na sankach i odepchnęła się, żeby ruszyć w dół, sanki nabrały niesamowitego rozpędu. Dziewczynka mknęła przed siebie i wjechała w lodowy tunel. A potem uderzyła się w głowę i wszystko stało się czarne. Ocknęła się w przedziwnym miejscu, którego nigdy wcześniej nie widziała. Otaczały ją owady! Przyglądały jej się z zaciekawieniem i rozmawiały o niej, nazywając ją Tyczynką. Julia, początkowo przestraszona i zdezorientowana, szybko przekonała się do nowych znajomych. Po raz pierwszy od dnia, w którym zaginął jej brat, poczuła się szczęśliwa. Niestety, okazało się, że obdarzyła ich nadmiernym zaufaniem. Wkrótce stała się więźniem ogromnego kraba… Zresztą nie tylko ona, bowiem mieszkańcy Krainy Szczęścia musieli co roku oddawać mu jedno dziecko.

„Tyczka w Krainie Szczęścia” to piękna historia, która w ciekawy sposób nawiązuje do tradycji literatury dziecięcej. Jest w niej coś z baśni Andersena, „Alicji w Krainie Czarów” i „Opowieści z Narnii”. Czyta się ją znakomicie, odkrywając magię zaklętą w każdym słowie. Ale o magii tej książki przesądza nie tylko wspaniała historia, ale również (a może przede wszystkim) magiczne ilustracje i niezwykle staranne wydanie.
Obok „Tyczki w Krainie Szczęścia” nie można przejść obojętnie, od razu rzuca się w oczy. Choć ilustracja na okładce nie kipi kolorami, to jednak zachwyca! Jak wszystko, co wyjdzie spod ręki Emilii Dziubak, bo to właśnie ona jest autorką ilustracji do tej książki.

„Tyczka w Krainie Szczęścia” to jedna z najpiękniejszych książek, jakie widziałam w życiu i jedna z najbardziej poruszających lektur dla dzieci, jakie miałam okazję czytać. I wiem, że będę do niej wracać, bo jest naprawdę nietuzinkowa.

Magda Kwiatkowska-Gadzińska
Ocena 5

tyczka w krainie szczescia

Tyczka w Krainie Szczęścia

Martin Widmark
ilustracje Emilia Dziubak
przełożyła Marta Dybuła
Wydawnictwo Mamania, 2017

Dodaj komentarz