Muzykowanie z dzieckiem nie ma wad! – rozmowa z Basią Habisiak

Jeśli mówimy do dziecka po polsku, ono szybko nauczy się powtarzać do polsku. Jeśli zaś posługujemy się językiem muzycznym – maluch też szybko zacznie powtarzać po nas – mówi Basia Habisiak, muzyk, organistka, pedagog, autorka projektu „MeloMaluchy MeloBrzuchy” – zajęć umuzykalniających dla kobiet w ciąży i dzieci do lat 3, tzw. „gordonków” oraz cyklu MeloKoncertów.

Ewa Świerżewska: Po co niemowlętom muzyka?

Basia Habisiak: Będę szczera – niemowlęta mogą obyć się bez muzyki! Zresztą nawet dorosły człowiek może się obyć bez muzyki. Ale wiele badań naukowych dowodzi, że warto pokazywać niemowlakom, dzieciom małym, dzieciom średnim, młodzieży i dorosłym wszystkie style muzyczne. Warto słuchać muzyki, warto ją uprawiać, bo muzyka wpływa niezwykle pozytywnie na rozwój ogólny człowieka. A do mnie przemawia teoria, że im wcześniej zaznajomię małego człowieka z muzyką, tym lepiej dla niego. Muzyka potrafi uspokoić małe dzieci – zwłaszcza ta śpiewana przez mamę, tatę czy kogoś bliskiego. Potrafi też pobudzić do działania – dzieci mają wrodzoną potrzebę ruchu, która zanika u dorosłych. Przy muzyce dziecko czuje, że trzeba się poruszać. Nie jest to jeszcze prawdziwy taniec, ale już coś na jego kształt. Takie zachowanie przyczynia się do szybszego rozwoju fizycznego. Dzieci zaczynają ruszać wszystkimi kończynami, łapią równowagę, szukają pulsu w ruchu. A dzięki aktywnemu słuchaniu muzyki – czyli połączonemu na przykład z ruchem czy graniem na instrumentach – w mózgu człowieka tworzą się nowe połączenia między neuronami, czyli synapsy. A im więcej takich połączeń się wytworzy, tym lepiej nasz mózg pracuje, szybciej myśli, łatwiej się uczy. Poza tym człowiek staje się bardziej wrażliwy, kiedy ma styczność ze sztuką – do tego chyba nie należy nikogo przekonywać. Dlatego warto słuchać muzyki z maluszkami.

EŚ: Czy ma znaczenie, jaką muzykę puszczamy w otoczeniu niemowląt i małych dzieci?

BH: Tutaj zdania są podzielone. Jedni uważają, że należy słuchać tylko muzyki klasycznej, inni mówią, że nie ma to żadnego znaczenia, jaki styl muzyczny preferujemy. Według mnie warto zaznajomić dziecko z każdym gatunkiem muzycznym. Niech będzie to i klasyka, i hip hop, i dubstep i disco polo. Naprawdę. Ale i tak najlepiej jest słuchać muzyki, którą się najbardziej lubi. Ja lubię jazz, soul i funk i słucham z moimi dziećmi Earth, Wind and Fire, Kuby Badacha i Whitney Houston. Dlaczego nie? Uważam, że to muzyka na poziomie i ja się przy niej bardzo dobrze bawię. Dzieci to czują i też polubiły ten styl muzyczny. Chodzimy też na koncerty dla dzieci, na których słuchamy klasyki. Nie uciekam od innej muzyki. Jeśli w radiu czy telewizji leci jakiś ostry rock czy disco, to pytam dzieci, czy ta piosenka im się podoba. Jeśli tak, to zostawiam włączony odbiornik. Chociaż czasem uszy mnie bolą. Warto ukierunkować dzieci pod kątem, czego my słuchamy. Jeśli nie znosisz klasyki, to nie puszczaj jej dziecku na siłę. Znajdź inny sposób, żeby mu ją przedstawić. Samo włączenie muzyki w pokoju malucha nie przyniesie żądanego efektu. Muzyki należy słuchać razem i cieszyć się nią.

EŚ: Czy my, jako rodzice, jesteśmy w stanie wpływać na kształtowanie się słuchu muzycznego u dzieci? Jeśli tak, to w jaki sposób?

BH: Tak jak mówiłam – jeśli nie znosisz klasyki, to może jest w rodzinie ktoś, kto mógłby z dzieckiem jej posłuchać? A może warto puścić dziecku bajkę, w której tle leci muzyka klasyczna? Można znaleźć wiele bajek Disneya w przepięknym opracowaniu z poważną muzyką. Słuchajmy z dziećmi tego, co sami lubimy. Moi rodzice słuchali jazzu i polskich piosenkarzy; Andrzeja Zauchy, Grażyny Łobaszewskiej czy Ewy Bem – i ja taką muzykę cenię do dzisiaj. Ale rodzice też pokazali mi klasykę i nie udawali, że nie ma muzyki alternatywnej czy niszowej. Zapraszam do uczęszczania na koncerty dla małych dzieci, gdzie muzyka klasyczna często jest wpleciona w jakąś opowieść, historyjkę. Wtedy też rodzicom jest łatwiej „przełknąć” ilość muzyki poważnej.

EŚ: Coraz częściej można usłyszeć enigmatyczne hasło: „Teoria uczenia się muzyki wg E.E. Gordona” – co się za nim kryje?

BH: To dość popularna ostatnio forma uczenia muzyki. Właściwie to teoria uczenia się muzyki, a nie uczenia kogoś. Gordon na przykładzie własnych uczniów (a był muzykiem jazzowym i nauczycielem) zauważył, że dziecko od momentu, kiedy rodzi się w nim słuch (czyli już w życiu prenatalnym!), ma niezwykłą umiejętność doświadczania muzyki. Najpierw płód jest ograniczony ciemnymi ścianami w brzuchu mamy, więc rozwija się głównie jego słuch – słyszy dźwięki dobiegające z zewnątrz, głos mamy, taty. Kiedy dziecko się rodzi, to ma już na tyle wykształcony słuch, że rozpoznaje między innymi tembr głosu mamy, który je uspokaja. Dziecko uczy się mówić, powtarzając po nas dźwięki. Najpierw proste sylaby, potem wyrazy i całe zdania. Gordon doszedł do wniosku, że dziecko uczy się języka muzycznego tak samo, jak języka mówionego. Czyli słucha – przetwarza – powtarza. Taki proces nazywa się audiacją – przetwarzaniem usłyszanego dźwięku. Jeśli więc mówimy do dziecka po polsku, ono szybko nauczy się powtarzać do polsku. Jeśli zaś posługujemy się językiem muzycznym – maluch też szybko zacznie powtarzać po nas. Dlatego na „gordonkach” nie rozmawiamy, tylko używamy języka muzycznego. Śpiewamy śpiewanki i mówimy rytmiczanki, na przemian. Trochę melodii, trochę rytmu, wszystko na prostych sylabach „pa pa pa” czy „ba ba ba”. Dzieci bardzo szybko łapią o co chodzi i od razu powtarzają albo reagują. Widzę to po przedszkolakach, które mają niesamowitą frajdę z powtarzania moich „pam pam pam”. Warto na takie gordonki uczęszczać regularnie, bo to inwestycja w szybszy rozwój dziecka – łatwiej przychodzi mu potem nauka mówienia, poruszania się, w ogóle muzykowanie z dzieckiem przynosi same korzyści, nie ma wad!

EŚ: Na czym polegają MeloKoncerty i dla kogo są przeznaczone?

BH: Melokoncerty to comiesięczne spotkania dla rodziców z niemowlakami i małymi dziećmi. Organizujemy je w Warszawie w różnych miejscach. Są to raczej kameralne spotkania z elementami zajęć gordonowskich i muzyki wykonywanej na żywo. Ja wraz z Anną Natalicz – skrzypaczką, gramy utwory znane bardziej lub mniej uszom małych melomanów i ich rodziców. Zawsze na koniec koncertu wszyscy aktywnie uczestniczą w wykonaniu jakiejś piosenki. Wtedy dzieciaki mają największą frajdę, dostają małe instrumenty. MeloKoncerty to spotkania na dywanie, z poduszkami, bez sceny. Obie chodzimy między dzieciakami i zapraszamy do zabawy, do tańca, do grania. Używamy różnych gadżetów – czasem są to bąbelki, czasem kolorowe chusty albo małe pacynki czy piłeczki. Taki koncert trwa ok.40 minut i to jest wystarczający czas, żeby zaktywizować dzieci do słuchania, zabawy i grania na instrumentach. MeloKoncerty zostały ostatnio nagrodzone SŁONECZNIKAMI, co bardzo nas cieszy, bo to nagroda warszawskich rodziców. Dla nas oznacza to, że to, co robimy dla maluszków jest ważne też dla rodziców. Umuzykalnianie dzieci mamy we krwi, bo same jesteśmy muzykami, mamy ukończone wyższe studia muzyczne, kurs gordonowski, a przede wszystkim jesteśmy mamami.

EŚ: A co potem, gdy dzieci wyrosną już z MeloKoncertów?

BH: To bardzo dobre pytanie! Polecam wtedy koncerty dla starszych dzieci. W Warszawie działa „Muzyka Łączy”, która robi koncerty dla dzieci do 7. roku życia. Są to interaktywne koncerty rodzinne „Klasyka dzieciom”. Warto zaznajomić się z ich ofertą, bo koncerty wykonywane są przez trzy artystki, które nie dość, że mają wykształcenie, to jeszcze duże doświadczenie i ich koncerty są na wysokim poziomie. Można chodzić też do Filharmonii, teraz już chyba w każdym większym mieście są cykle koncertów dla dzieciaków. Jeśli chodzi o Warszawę, to powstał niedawno profil, który zbiera wszystkie informacje o wydarzeniach muzycznych dla dzieci w Warszawie – „Muzyka dla Smyka w Warszawie”, warto zajrzeć.

EŚ: Czy warto zachęcać dzieci do gry na instrumentach? A jeśli tak, to dla zabawy, czy na poważnie?

BH: Jasne, że warto. Zachęcać, a nie zmuszać – to ważne. Każdy wybiera drogę dla swojego dziecka. Może to być państwowa szkoła muzyczna, prywatna, z może po prostu lekcje w domu. Jeśli widzisz, że twoje dziecko aktywnie odbiera muzykę, warto porozmawiać z nauczycielem rytmiki w przedszkolu, może coś podpowie. W niektórych przedszkolach są dodatkowe zajęcia muzyczne dla dzieci. Może warto je posłać? Jest też wiele metod nauczania gry na instrumentach już od 4. roku życia. Szkoła Yamaha, Szkoła Suzuki, inne prywatne inicjatywy. Każda z nich ma swoje plusy i minusy, także warto się zorientować, co komu odpowiada. Na początek zawsze trzeba podejść do dziecka w formie zabawy, to moje ostatnie odkrycie, ale człowiek uczy się całe życie. Dziecku łatwiej przyjdzie nauka przez zabawę. Jeśli się okaże, że robi to chętnie – warto poszukać specjalisty, który pomoże ocenić, w którą stronę iść, dla zabawy czy na poważnie. Ale pamiętajmy, że nie każdy musi zostać muzykiem. Dla przykładu w USA wielu ludzi uczy się muzyki dla samej przyjemności, dzięki czemu mogą uświetniać rodzinne imprezy, grając „Happy birthday” na urodzinach cioci czy kolędy w Wigilię. Dlaczego by nie wprowadzić takiego zwyczaju u nas? Polecam!

EŚ: Dziękuję za rozmowę.

Z Basią Habisiak rozmawiała Ewa Świerżewska

Basia Habisiak (002)
(fot. Zuzannaspecjal.com)

Basia Habisiak – muzyk, organistka, pedagog, organizator koncertów, wiceprezes Fundacji Camerata Varsovia, właściciel Agencji Artystycznej Nanu Art. Absolwentka Akademii Muzycznej w Warszawie na wydziale Edukacji Muzycznej i Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu na Wydziale Zarządzania. Nauczycielka muzyki w szkołach muzycznych i ogólnokształcących. Prowadzi zajęcia umuzykalniające dla dzieci w przedszkolach i w grupach z rodzicami. Uczestniczka kursu „Improwizuję czyli audiuję” dla osób kierujących edukacją muzyczną małego dziecka zgodnie z założeniami teorii uczenia się muzyki Edwina Eliasa Gordona. Autorka projektu „MeloMaluchy MeloBrzuchy” – zajęć umuzykalniających dla kobiet w ciąży i dzieci do lat 3, tzw. „gordonków” oraz cyklu MeloKoncertów.

Dodaj komentarz