„Komiksy są Ok”, czyli jak wyhodować małego mola książkowego

Zdarza się, że znajomi lub przyjaciele proszą mnie o polecenie książek dla dzieci – swoich dzieci, dzieci przyjaciół lub dzieci z rodziny. Czasem tak mimochodem mówią, że są to „dzieci początkujące w czytaniu”; albo, że „no wiesz, ja nie wiem, czy one w ogóle czytają”, albo nawet „tylko nie przeginaj, bo to tabletowe dzieciaki”. No i co wtedy robić?

Przecież nie o to chodzi, by mimochodem wspomnieć, ile to książek w tym tygodniu przeczytała twoja córka, albo co ona teraz czyta, lub co gorsza, że jedyne awantury, jakie są w domu, to właśnie o ciągłe czytanie (nocne zamiast spania, łazienkowe zamiast mycia, poranne zamiast jedzenia śniadania i poranne zamiast ubierania się, etc.). W takim przyjacielskim poradnictwie nie chodzi o to, by sobie poprawić samopoczucie, ale o to, by rzeczywiście podpowiedzieć coś, co sprawi, że dziecko zacznie czytać.

Od wielu lat, gdy jestem w takiej sytuacji, podpowiadam krótko: komiksy! Komiksy są super. Komiksy są super na początek. Komiksy są na tyle obrazkowe, że odciągają dzieciaki od komórek i tabletów (gdy te rzeczywiście są do nich za bardzo przywiązane); ale mają treści, które jednak trzeba czytać. I to czytanie – prędzej czy później – wciągnie. Wierzę w to, bo wielokrotnie mi się to sprawdziło. Sęk w tym, by dobrze wybrać komiks. Może być klasyk („Tytus, Romek i A’Tomek”, albo „Asterix i Obelix”…), albo coś nowszego, albo klasycznego, ale w nowej odsłonie. W zależności od potencjalnego (przyszłego) książkowego mola.
W ubiegłą sobotę miałam właśnie taką rozmowę. Oto, co poleciłam Małgosi:

1. „Garfield. Tłusty koci trójpak”, tom1-3, Jim Davis, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2018.

garfield

Trzy książki w jednej, czyli „Garfield jako taki”, „Garfield nabiera wagi”, „Garfield imponujący”. Nie trzeba być kociarzem, by ten rudy grubawy sierściuch bawił do rozpuku i wzruszał jednocześnie. Dlaczego? Każdy, kto ma kota, miał kota, chce mieć kota, wie, że Garfield jest KOTEM sensu stricte, jest wzorem kota, jest kocią alfą i omegą, jest to 100 % kota w kocie. Te zabawne komiksowe paski, zmieniające się na przestrzeni lat, to de facto zapis codziennego, zwykłego życia z kotem pod jednym dachem. Z czego się śmiejecie? Z siebie, ano z siebie. Polecam z zastrzeżeniem, że z każdym tomem chęć posiadania kota rośnie jak apetyt Garfielda!

2. „Studio tańca” Crip i Béka, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2018.

studio tańca

Jedna z najpopularniejszych francuskich serii komiksowych dla dzieci. Nauka baletu pokazana nie tyle w krzywym zwierciadle, co z przymrużeniem oka. Julka, Lusia i Alia chodzą na zajęcia w szkole tańca, ale oprócz baletu klasycznego, tańczą też na przykład modern jazz, a za hip-hopem wprost przepadają (hehe!). Taniec nie jest jedynym zajęciem, jakie mają, więc „Studio tańca” to komiksowa opowieść o tym, jak łączyć obowiązki szkolne z pasją i… dorastaniem! Ale, żeby nie zdradzić wszystkiego, powiem tylko, że i miłość tu będzie, i zauroczenie, i mnóstwo zabawnych sytuacji (by nie powiedzieć wpadek!) z życia nastolatek. Ulubiony komiks mojej starszej córki.

3. „Ptyś i Bill. Do ataku!” Verron według pomysłu Jeana Roby, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2018.

Ptyś i Bill

Ptyś to przyjaciel Billa. Bill to przyjaciel Ptysia. Chłopiec i pies. Pies i chłopiec. Są totalnie nierozłączni, choć nie na tyle, by w tej przyjaźni nie było miejsca dla Piotrka i Karoliny. Piotrek jest równie zabawnym łobuziakiem jak Ptyś, a Karo… cóż, to żółwicą, ale uważajcie, jak się do niej zwracacie, bo łatwo się obraża. Ten komiks to zapis przygód małego chłopca i jego czworonożnego przyjaciela, i jest to zapis tak zabawny, że nie tylko dzieci dobrze bawią się przy tej lekturze. Ja lubię „Chwileczkę w gondoli”, „Śmierć na pustyni” i „Przyjacielskie rady”. Najbardziej te, ale resztę niewiele mniej.

4. „Lou! Codziennik” Jolien Neel, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2018.

Lou codziennik

Kolejny francuski bestseller i kolejny bardzo bliski młodym czytelnikom i czytelniczkom. Lou ma dziesięć lat, kota, przyjaciółkę Minę i mamę, która wychowuje ją sama. Mama Lou nie jest taką zwyczajną mamą, bo tak jak kocha Lou, kocha też komputerowe gry i swój pisarski fach. Niezły to tandem i niezła kreska w komiksie, który musiałam przeczytać dwa raz, by upewnić się, czy oby oprócz miłości, fizycznych fascynacji ta lektura nie zawiera za wiele. Młodzi uwielbiają Lou i czytają, czytają, aż im się policzki czerwienią!

Każdą podróż zaczynamy od pierwszego kroku. Komiksy są ok i mogą być pierwszym krokiem w świat lektur, książek, małych i wielkich serii wydawniczych, a w końcu opasłych tomisk. Polecam gorąco!

Kalina Cyz

Dodaj komentarz