Zrób rosół, odpal płytę! Rozmowa z Joanną Dark

Wybrałam rzeczy znane, które może śpiewać i babcia, i trzylatek. Chciałam, aby płyta była zróżnicowana nastrojowo – mówi Joanna Dark, pomysłodawczyni płyty „Wyspa Dzieci. Piosenki babci i dziadka”, w rozmowie z Anną Szawiel.

Wyspa Dzieci_okładka--small2 (002)

Brecht, Osiecka, Krajewski, aż tu nagle „Jadą, jadą misie”. Pani Joanno, o co chodzi? Skąd pomysł na taki repertuar? 

Joanna Dark: Trochę z księżyca, wiem. Wymyśliłam to 10 lat temu: chciałabym zaśpiewać stare piosenki dla dzieci. W międzyczasie realizowałam inne projekty, ale pomysł albumu z muzyką do rodzinnego, wielopokoleniowego śpiewania dojrzewał we mnie. Powoli.

Piosenek jest dwanaście. Od dziarskiej „Miała Baba Koguta” po kołysanki „Był sobie król”, czy „Ach śpij, kochanie”. Dalej „Bajka Iskierki”, „Sanna”, „Jedzie pociąg z daleka”. Same hity.

Wybrałam rzeczy znane, które może śpiewać i babcia, i trzylatek. Chciałam, aby płyta była zróżnicowana nastrojowo. Lubię wszystkie te piosenki, ale na kilku zależało mi szczególnie, np. uparłam się na „Uśnij, że mi, uśnij” – uważam, że jest obłędna. Kiedy to śpiewam widzę izdebkę zasypaną śniegiem, gdzieś na końcu świata, z babuleńką pochyloną nad kołyską…

Jedną z tych piosenek nuciła moja córka, dziadek ją nauczył. Chciałam nauczyć się i ja. Odpalam youtube’a – a tam dramat. Uszy więdną.

Olek Kowalski, producent muzyczny płyty, też zaczynał słuchanie tych piosenek na youtubie i ze zgrozą mnie pytał: matko, Joanna, czy ty to słyszałaś? – tak, odpowiadałam i dlatego my musimy to zmienić. Nie zepsuć linii melodycznej, ale przywrócić tym utworom ich pierwotną, szlachetną wartość. W oryginale są to przecież piękne w swojej prostocie melodie.

Zachwyca panią piosenka „Jadą, jadą misie”?

Czemu nie! Ale przede wszystkim zależało mi, żeby nagrać ją bez tego całego kiczu. Żeby te piosenki ładnie zaśpiewać, żeby nie były nagrane w tanim programie komputerowym, żeby miały szansę zabrzmieć szlachetnie. Żywa muzyka, ciekawa aranżacja i smaczne chórki. Myślę, że udało nam się np. odczarować piosenkę „Pieski małe dwa”. Że połamaliśmy to kiczowate um-pa-pa w zimowej „Sannie”. To nas kręciło!

Tytułowa „Wyspa Dzieci” to z kolei piosenka z repertuaru 2plus1 z 1974 roku. Napisana przez pani męża Marka Dutkiewicza do słów Janusza Kruka. Ale na tej płycie śpiewa ją pani w nowej wersji.

W oryginale słowa brzmią: „wieczorem na wyspę przychodzą dorośli/ i gapią i gapią i gapią się w około/ i zawsze mijają te dzieci co płaczą/ i biorą ze sobą wesołe”. W wydźwięku – smutne. Męczyłam więc Dudka: zmień tekst proszę – napisz nowy! Nie był do tego szczególnie zapalony. Opornie nam też szło szukanie nowej formy muzycznej. Było kilka podejść. W końcu Marek zawyrokował: słuchajcie, to musi być reggae. I poszło. Olek Kowalski i Marek Pędziwiatr muzycznie “pofrunęli”. Skoro muzyka “zażarła”, to już musiał te nowe słowa dopisać. I stało się tak jak sobie wymyśliłam: powstał utwór lekki jak piórko. Bajkowy, optymistyczny. Przewodnia myśl tej płyty. Intro Szymona Majewskiego jest wisienką na torcie. Nie wiem dlaczego, ale to było dla mnie strasznie ważne, żeby „Wyspa dzieci” znalazła się na tej płycie.

Okazuje się, że na tej właśnie Wyspie pod siódmą palmą od lewej urodził się Szymon Majewski, czyli „Wujek Szymek”. Zaprosiła go pani projektu, żeby do każdej z piosenek napisał i nagrał swoje krótkie wspomnienie z dzieciństwa. To miał być taki kontrapunkt do tych tekstów, które wszyscy znamy, ale czy jeszcze coś nas z nimi łączy?

Wiedziałam, że Szymon będzie potrafił zbudować ten międzypokoleniowy most: babcia-wnuczę. Że wspomni i te nieszczęsne rajtuzy z przedszkola i kotlet w fartuszku i „asa tadarasa”. I zamknie to w zgrabnej opowieści. Poza tym, że Szymona uwielbiam jako człowieka, cenię jego humor: szlachetny, ciepły, subtelny, delikatny.

Trzy piosenki śpiewa na płycie Małgorzata Kożuchowska. „Był sobie król” oraz wspólnie z panią: „Sannę” i „Ach śpij, kochanie”.

Małgosia jest zaczarowaną wróżką tej płyty. Zaprosiłam ją, bo po pierwsze: jest świetną aktorką, po drugie: ładnie śpiewa, po trzecie: ma małe dziecko, po czwarte: tak jak ja ceni sobie więzi rodzinne, po setne znamy się jeszcze Torunia, a ja chciałam, tę płytę nagrać z bliskimi ludźmi. Więzi są ważne, wierzę, że muzyka łączy. Jest świetnym pretekstem do bycia razem.

O to autentyczne bycie razem czasem trudno. Brak czasu, okazji, pomysłu.

Właśnie. A piosenka jest do tego wymarzona. Bo zbliża. Jak wymyślałam ten projekt, to od razu pomyślałam o wielopokoleniowości. Ja pochodzę z wielkiej „włoskiej” rodziny, z mackami na wszystkie kierunki świata. Więc nie wyobrażam sobie, jak można inaczej funkcjonować. Nie ma bata: w rodzinie jest najfajniej.W smutku i śmiechu. Mam trójkę rodzeństwa, nie zliczę już ilu siostrzeńców i bratanków, którzy też już mają dzieci. My się zawsze spotykamy w Toruniu na Święta. Nie ma innej możliwości. I śpiewamy kolędy.

I co, każdy śpiewa, nikt się nie wstydzi, nie ucieka na papieroska?

Nie ma takiej możliwości. A jak się urodził mój syn Ksawery to jeszcze wydrukowaliśmy śpiewniki z kolędami, więc nawet jak ktoś nie zna słów, to się nie wywinie. Raz nawet zorganizowaliśmy karaoke, ale nie wspominam tego dobrze, te podkłady są jednak straszne.

W nagraniach „Wyspy dzieci” udział wzięła grupa muzyków – Piotr Lewandowski (gitara), Krzysztof Brzeziński (klawisze), Marek Pędziwiatr (klawisze, flet), Wojciech Kidoń (perkusja). A do tego śpiewy, gwizdy, szumy, echa i cała feeria barw – Joanna Dark.

Dorosłemu można po prostu wyśpiewać nuty. Dziecku – nie. Ono potrzebuje bardziej… elektryzującego przekazu – zabawy, wygłupu, szaleństw. Podczas nagrań choćby do „Jedzie pociąg z daleka” momentami myślałam, że przesadzam w tych głosowych interpretacjach, ale przekonał mnie Olek (który ma małe dzieci i wie co przykuwa ich muzyczną uwagę) i który stwierdzał : „zostawiamy – super ten głos konduktora!”

Dzieciom dedykuje się ostatnio całe wystawy w poważnych instytucjach kultury, wspaniale rozwija się rynek wydawniczy, organizowane są festiwale literackie i filmowe tylko dla nich. W muzyce jakby ciut skromniej. Brakuje repertuaru? Pani też zabrała się za piosenki tak stare, że często trudno określić ich wiek. Nie sądzi pani, że przez to taka płyta może zostać oceniona jako mało ambitna, nieprzełomowa?

Ależ ja nie jestem przełomowa, a ta płyta nie jest dla elit. Ma swój szlachetny, muzyczny sznyt i to mnie cieszy. Tak naprawdę chodzi mi o to, żeby można było spotkać się w niedzielę rodzinnie choćby przy rosole, puścić tę płytę wspólnie pośpiewać i miło spędzić czas. Chcę, żeby rodziny dobrze czuły się razem. Żeby muzyka naszych dziadków przetrwała. A na dodatek marzę, by zrobić z tego spektakl muzyczny. Ale na razie: pst!

Rozmawiała Anna Szawiel

Dodaj komentarz