Partia szachów między mną a tekstem – wywiad z Agnieszką Żelewską

Niektóre baśnie są dla mnie bardzo trudne. Na przykład „Jaś i Małgosia” czy „Mała Syrenka”. Są takie straszne, że mam naprawdę kłopot, jak je oswoić kredką – mówi Agnieszka Żelewska, ilustratorka książek dla dzieci.

Od czego zaczęła się Pani przygoda z ilustracją książkową?

To chyba nie zaczyna się nagle. Podczas warsztatów spotykam dzieci, które uwielbiają rysować i takie, którym wyraźnie nie sprawia to specjalnej przyjemności – po prostu mają inne talenty i rysowanie ich nie „kręci”. Mnie „kręciło” od kiedy pamiętam – rysowałam nałogowo od czasów przedszkolnych – i to właśnie postacie z przeczytanych bajek. W szkole ilustrowałam zeszyty do matematyki, historii, przyrody – razem z przyjaciółką (która potem też skończyła wyższą szkołę plastyczną) wymyślałyśmy na początku roku bohatera, np. śmiesznego psa, który w zeszycie do historii występował na marginesach w płaszczu Krzyżaka, a w biologii zbierał liście i kasztany… Nauczyciele byli na szczęście tolerancyjni i doceniali nasze bazgroły. A potem szczęśliwie wychowawcą naszej klasy został prawdziwy malarz, Ryszard Kul, który dbał o to, żebyśmy odwiedzali wszystkie wystawy, muzea i wygrywali konkursy plastyczne. Chciałabym, żeby moje spotkania warsztatowe z dziećmi były dla niektórych z nich też takim rodzajem opatrzności – chociaż mam świadomość, że jednorazowe zajęcia to zupełnie co innego niż czteroletnia praca.

Czy sukces nadszedł szybko?

Sukcesem była nagroda Książka Roku IBBY w 2000 roku za ilustracje do książki Joanny Pollakówny „Marceli Szpak dziwi się światu”, wydawnictwa Czarny Kot. I to, że Józef Wilkoń skomplementował moje ilustracje na wystawie ProBolonia.

Agnieszka Żelewska_3
„Marceli Szpak dziwi się światu” J. Pollakówny (Czarny Kot, 2000)

Sukces to przewrotne pojęcie – rozpięte między nagrodami i popularnością, a moim stołem, gdzie rozgrywa się partia szachów między mną a tekstem. Jedno i drugie ważne: i własne poszukiwania, i odbiór ilustracji – przez dzieci, rodziców i krytykę – te oceny są oczywiście często rozbieżne.

Pani dorobek jest naprawdę imponujący. Zilustrowała Pani masę książek, współpracuje z czasopismami, wydawcy Panią kochają, krytyka nie szczędzi nagród. Czemu zawdzięcza Pani takie powodzenie?

Jestem szczęściarą – pracowitą jak wół i upartą jak osioł. A do tego zawziętą.

W Polsce ilustruje lub chce ilustrować rzesza plastyków. Czy zastanawiała się Pani, co takiego skazuje jednych na beznadziejne pukanie do drzwi wydawnictw, a innych na sukces?

Wydaje się, że sytuacja na naszym rynku wydawniczym jest teraz pomyślna dla młodych ilustratorów. Widać, które wydawnictwa preferują wydawanie „awangardy”, a które wolą „ilustrację środka” – ukazuje się mnóstwo nowych tytułów rocznie – można by więc mniemać, że dla każdego jest miejsce, ale nie znam na tyle rynku i losu osób daremnie pukających, żeby móc się mądrzyć.

Pamiętam, że na wernisażu Józefa Wilkonia obdarowała Pani mistrza bukietem dmuchawców. Oryginalność na co dzień = oryginalność w pracy?

Oj, nie wiem, co powiedzieć… dmuchawce pasują do Józefa Wilkonia, do przezroczystości jego pejzaży, miękkich kocich futerek, nieuchwytności i tajemnicy…

W jaki sposób określiłaby Pani w przypadku swojego stylu stosunek talentu do pracy (np. 100% talentu, 0 % pracy)? Czy z takim stylem człowiek się już rodzi, czy trzeba go wypracować?

Raczej trudno oceniać swój talent… Ale na pewno 100% pracy.

Kiedy biorę do ręki „Sznurkową historię” albo „Bajki o rzeczach i nierzeczach”, a zaraz potem „Wiersze” Tuwima wydane przez Zieloną sowę, trudno mi uwierzyć, że te książki zostały zilustrowane przez tę samą osobę. Dwie pierwsze to przykład majstersztyku, trzecia sprawia wrażenie rysowanej jakby z mniejszym zaangażowaniem…

Będę się bronić – niektórzy moi znajomi ilustratorzy najbardziej lubią moją „Lokomotywę” i „Taniec” – obie w podobnej konwencji, więc zdania są podzielone.
Każda książka jest nowym i zupełnie innym wyzwaniem, do której szukam nowej, najbardziej adekwatnej formy. Mam świadomość, że można czuć się zdezorientowanym moimi poszukiwaniami, niektóre książki wydają się mniej żelewskie, ale tak po prostu być musi…

Wśród wielu autorów, z którymi Pani współpracuje, ciągle przewija się nazwisko Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel. Czy jest coś takiego w twórczości tej autorki, co panią szczególnie przyciąga?

Każdy ilustrator lubi pracować ze świetnym tekstami, a przy swoim ogromnym talencie Roksana Jędrzejewska-Wróbel pisze z bliskim mi poczuciem humoru. Niektóre historie są przy tym niezwykle wzruszające – ostatnio płakałam przy „Kosmicie”. Poza tym Roksana potrafi pisać o wszystkim – zawsze zaskakuje mnie refleksjami na temat rzeczywistości czy zdarzeń, nowym oświetleniem rzeczy. Właściwie jestem zazdrosna o wszystkie jej teksty, które zilustrował ktoś inny. Mniam.

Co jest większym wyzwaniem: kolejna interpretacja znanej od wieków baśni czy też stworzenie zupełnie nowego świata, czasami zupełnie irracjonalnego, jak w przypadku „Przygód Kota Murmurando”?

Niektóre baśnie są dla mnie bardzo trudne. Na przykład „Jaś i Małgosia” czy „Mała Syrenka”. Są takie straszne, że mam naprawdę kłopot, jak je oswoić kredką. Jest we mnie taka niezgoda na los bohaterów, że muszę trochę popajacować w ilustracji, żeby czytelnikowi było trochę mniej smutno. Chociaż interpretacja Zofii Beszczyńskiej baśni o „Jasiu i Małgosi” (ilustrowałam ją dla Arkad) była dla mnie odkrywcza – macocha i Baba Jaga to jakby ta sama osoba – znikają w tym samym momencie, a ojciec dzieci zostaje odczarowany! Tak to ja lubię!

Trzy świnki narysowane przez Panią w kolekcji „Dziecka” to najbardziej dziewczynkowate świnki, jakie kiedykolwiek widziałam. Również i twarz barana z książeczek Wydawnictwa Muchomor ma wyraźne cechy ludzkie. Ale zapewne zbyt pochopne byłoby wyciąganie wniosku, że człowiek jako bohater jest Pani bliższy niż bohater – zwierzę?

Najbardziej na świecie lubię rysować zwierzęta! A koty i świnki najbardziej! Nigdzie w tekście nie jest napisane, że te trzy świnki to chłopcy. Więc zostały dziewczynami.

Czy to prawda, że artysta robiący książki dla dzieci jest traktowany w środowisku jako artysta mniej poważny, którego nie bierze się do końca serio?

Szczerze mówiąc – nie mam pojęcia… Obracam się głównie w środowisku ilustratorów, autorów literatury dla dzieci i wydawców tejże – wszyscy mówimy tym samym językiem, ale może rzeczywiście malarze naśmiewają się z nas zza sztalug – nigdy o tym nie pomyślałam. Obiecuję popytać.

Czy można gdzieś kupić żelkoty lub lale wydziergane przez Agnieszkę Żelewską?

W zasadzie żelkota można było dotychczas tylko dostać, ale od niedawna są w galerii internetowejwww.cudanakiju.pl, a ostatnio można je było obejrzeć w księgarni w Krzywym Domku w Sopocie – siedziały tam w ramach projektu Sopot Ulica Sztuki.

Agnieszka Żelewska_12
Żelkoty w domku

Słyszałam, że wkrótce ukaże się zilustrowana przez Panią książka Rafała Witka: „Julka, Kulka, Fioletka i ja”. Czy może zdradzić Pani coś więcej na ten temat?

To książka wchodzącego właśnie na rynek wydawnictwa BAJKA. Niezwykły tekst, piękny i ważny społecznie. Dotyczy bardzo zaniedbanego w naszym kraju tematu – dzieci z domów dziecka. Ale nie jest to książka rzewna czy smutna – to świetnie napisane – z pazurkiem, bogate w różne ciekawostki i pełne humoru przygody trójki rodzeństwa. Stąd mój wybór konwencji – ilustracje bliskie komiksom.

Agnieszka Żelewska_1
„Julka Kulka, Fioletka i ja” R. Witka (Bajka, 2009)

Czy ma Pani jakieś niezrealizowane jeszcze ilustratorskie marzenia?

Leśmiana kiedyś bym chciała… zilustrować dla siebie.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Z Agnieszką Żelewską, specjalnie dla portalu Qlturka.pl rozmawiała Agnieszka Sikorska-Celejewska.

Agnieszka Żelewska

Agnieszka Żelewska – jedna z najzdolniejszych, najbardziej zapracowanych i najbardziej wyrazistych współczesnych ilustratorek książek dla dzieci. Urodzona w 1964 roku, ukończyła Wydział Malarstwa i Grafiki na PWSSP w Gdańsku.
Ważniejsze nagrody:
• PS IBBY Książka Roku 2000 za ilustracje do książki „Marceli Szpak dziwi się światu” J. Pollakówny (Czarny Kot, 2000).
• Wyróżnienie w konkursie Pro Bolonia za ilustracje do książki „Sznurkowa historia” R. Jędrzejewskiej-Wróbel (Nasza Księgarnia, 2004).
• Nagroda PS IBBY Książka Roku 2002 za ilustracje do opowiadań „Bajki o rzeczach i nierzeczach” Z. Beszczyńskiej (Czarny Kot, 2002).
• Wyróżnienie w konkursie PS IBBY Książka Roku 2003 za „Gdzieżeś ty bywał, czarny baranie?” (Muchomor, 2003)
• Wpis na Listę Honorową IBBY (w 2004 roku) za ilustracje do książki „Bajki o rzeczach i nierzeczach” Z. Beszczyńskiej (Czarny Kot, 2002).
Współpracowała z takimi wydawnictwami jak GWP, Media Rodzina, Muchomor, Nasza Księgarnia, oraz czasopismami „Świerszczyk” i „Dziecko”, ilustruje także podręczniki szkolne (Nowa Era).

Dodaj komentarz