Pracowaliśmy sześć godzin dziennie, ze względu na bardzo ciężką pracę dla oczu, wywalczyliśmy to sobie. Zaczynaliśmy raniutko, o 8:00 i pracowaliśmy do 12.00. Potem przerwa i znów rysowanie – mówi Marian Wantoła w rozmowie z Agnieszką Koperniak.
Agnieszka Koperniak: Panie Marianie, pracował Pan w Studiu Miniatur Filmowych w Bielsku Białej przez 47 lat. Czym była dla Pana ta praca?
Marian Wantoła: Była wielką radością, a także – jak się okazało – całym moim życiem. Do Studia trafiłem przez przypadek. Od kolegi dowiedziałem się, że szukają tam rysowników, a ja uwielbiałem rysować. Kolega powiedział mi, że chyba bym się do takiej pracy nadawał. I rzeczywiście… Przepracowałem tam na etacie 47 lat, a w sumie ponad 50, bo na emeryturze też animowałem. A zacząłem, gdy miałem 25 lat!
Zespól Filmowy Śląsk – bo tak się pierwotnie nazywało Studio, zapoczątkowany został przez Zdzisława Lachura. Chciał robić polską „Myszkę Mickey” i „Królewnę Śnieżkę”. Pierwszym filmem był „Traktor A-1″.
AK: Czy może Pan opowiedzieć nieco o pracy animatora w okresie złotych lat polskiej animacji?
MW: Rada Artystyczna , doskonali rysownicy, animatorzy, reżyserzy. Niestety prawie wszyscy już nie żyją… Wtedy pracowało nas w studiu ok. 40 osób.
AK: Nasza rozmowa dotyczy serii o Reksiu… Od 1. listopada wszystkie epizody tej serii będzie można obejrzeć w Telewizji Kino Polska.
MW: Pracowałem jako jeden z animatorów z panem Lechosławem Marszałkiem, to on był twórcą Reksia. Zaczęło się od tego, że Marszałek miał pieska – suczkę o imieniu Trola i uwielbiał naturę, zwierzęta. A Trola była bardzo mądrym psem… I wpadł mu ten pomysł. Doskonały i bardzo prosty pomysł – pies, który wszystko umie. I Marszałek zaczął pisać scenariusze.
Lechosław Marszałek był wyjątkowym reżyserem, z którym wspaniale się pracowało. Zawsze wiedział, czego chce. Kiedy zaczynał pracę, wołał nas wszystkich do siebie, przedstawiał projekty postaci i… pracowaliśmy. Film animowany, który uczy, bawi, wychowuje – to było jego motto.
Napisał również scenariusz do pełnometrażowego filmu z Reksiem, Reksio miał występować w cyrku. Niestety nie wiem, jakie są losy tego scenariusza, wiem tylko tyle, że nie spodobał się w Warszawie. Marszałek zmarł w 1991 roku.
A Reksio? „Reksio Poligolota”, czyli pierwszy odcinek Reksia – otrzymał nagrodę nauczycieli na festiwalu w Hiszpanii za wartości dydaktyczne. Można zobaczyć, że w tym odcinku postać Reksia jest nieco inna – z biegiem czasu była korygowana i dopracowywana.
AK: Jak wyglądał typowy dzień pańskiej pracy?
MW: Pracowaliśmy sześć godzin dziennie, ze względu na bardzo ciężką pracę dla oczu, wywalczyliśmy to sobie. Zaczynaliśmy raniutko, o 8:00 i pracowaliśmy do 12ej. Potem przerwa i znów rysowanie.
Mieliśmy wyznaczoną normę – 2,5 sekundy filmu dziennie.
AK: Zawsze się udawało?
MW: Te 2,5 sek narysować? Jak dostawałem do narysowanie taką postać, która koziołkowała, to trzeba było zrobić nawet 12-20 rysunków, a jak była postać zatrzymana, np. przez 1 sekundę, to wtedy wystarczał jeden rysunek.
To była bardzo dobra praca. Animator rysował główne fazy ruchu, a międzyfazy były uzupełniane przez fazistę. Potężny zespół ludzi. Nad jednym dziesięciominutowym filmem pracowaliśmy dwa i pół miesiąca. To było ok. pięciu tysięcy precyzyjnych rysunków. Wszystko oczywiście było wykonywane ręcznie, mieliśmy japońskie ołówki i kalki sprowadzane z Włoch. Nigdy niczego nie brakowało. Ranga Studia była wysoka.
AK: Przy jakich jeszcze seriach dla dzieci pan pracował?
MW: Było ich wiele – „Lis Leon”, „Bartolini”, „Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie”… Ale wartość naszych filmów poznałem na EXPO w Hanowerze, gdzie wszyscy pytali, czemu już nie produkujemy „Bolka i Lolka” i „Reksia”. Cały świat rozpoznawał tych bohaterów. To były dla mnie bardzo miłe chwile.
AK: Czy zna pan najbardziej współczesne animacje dla dzieci? Jak je pan ocenia?
MW: To nie są filmy wychowawcze dla dzieci. Za moich czasów w filmie animowanym dla najmłodszych nie mogło być agresji, brutalności…
AK: Przez tyle lat pracy na pewno nazbierało się dużo wspomnień – co szczególnie zapadło Panu w pamięć?
MW: Opowiem anegdotę. Tylko którą… czterdzieści siedem lat tam pracowałem i wydarzyło mnóstwo rzeczy… Najbardziej pamiętam, jak Marszałek pojechał robić dokumentację dźwiękową do Reksia i wybrał się do Jaworza, miejscowości koło Bielska. Tam było duże gospodarstwo. Z całą ekipą zaczął nagrywać odgłosy podwórza gospodarskiego. I nagrał to wszystko, był bardzo zadowolony. Przyszedł do studia, a kiedy puścił nagranie, tylko jedno wielkie wrrrr było słychać – buczał jakiś silnik. Okazało się, że gospodarz reperował traktor i te odgłosy się zarejestrowały. Marszałek taki był zajęty nagrywaniem kur i kaczek, że wcale tego traktora nie słyszał. Wszystko trzeba było powtórzyć.
AK: Dziękuję za rozmowę!
Z Marianem Wantołą rozmawiała Agnieszka Koperniak.
Marian Wantoła – animator, pracował przez 47 lat w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku Białej, rocznik 1926.