Teatr dla dzieci mądrze romansuje z popkulturą – rozmowa z Alicją Morawską-Rubczak

W teatrze dla dzieci przestaje obowiązywać tabu, bo zmienił się model wychowania dzieci – o współczesnym teatrze dla dzieci i o spektaklach, które już niebawem zobaczymy w ramach małych Warszawskich Spotkań Teatralnych opowiada Alicja Morawska-Rubczak, badaczka teatru dla dzieci oraz pomysłodawczyni i kuratorka mWST.

Zuzanna Matyjek: Jak zmienił się w ostatnich latach teatr dla dzieci?

Alicja Morawska-Rubczak: Moja perspektywa nie jest bardzo odległa, bo badam teatr dla dzieci dopiero od 7-8 lat. Ale w ostatnich kilku latach zauważyłam wiele znaczących i pozytywnych zmian w tej dziedzinie. Przede wszystkim – niezwykle dynamiczny rozwój teatru dla najnajmłodszych, czyli dla dzieci do 3 roku życia. Dzieje się tak dzięki m.in. inicjatywom Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, jak sprowadzenie 5 lat temu do Polski spektaklu bolońskiego teatru La Baracca, gdzie już od ponad 20 lat Roberto i Valeria Frabetti tworzą bardzo ciekawy i stojący na najwyższym poziomie artystycznym nowoczesny teatr dla małych dzieci. Coraz więcej wybitnych reżyserów teatru dla dorosłych zaczyna realizować spektakle dla dzieci – pokusił się o taki spektakl nawet Paweł Łysak w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, więc widać, że na scenie dla najmłodszych zaczynają się pojawiać coraz większe nazwiska. Spektakle dla tych dzieci robią też teatry lalek. Dobre, profesjonalne spektakle dla tak małych dzieci to nowość na polskiej scenie teatralnej.

ZM: Jaki jest ten teatr dla najnajmłodszych?

AM-R: To najbardziej nowocześnie pojmowany teatr – postdramatyczny, bez linearności tekstu, bez słów. Jest oparty na sensorycznym odbiorze, nie ma w nim konkretu, opowiadanej historii. Ta specyfika wymusza zupełnie inne podejście aktora – to teatr bardziej fizyczny, wymagający wyrazistych środków wyrazu, często muzyczno-tanecznych. Na razie w Polsce nie mamy żadnych teatrów tańca dla małych dzieci, w tej dziedzinie dzieli nas przepaść od Europy. Spektakl dla najnajmłodszych wymusza inne myślenie o materii teatru, bardziej performatywne, uwzględniające wszystko to, co wiąże się z improwizacją i oderwaniem od mocnych tradycyjnych korzeni teatru dla dzieci.
Z drugiej strony, coraz więcej teatrów sięga po nową dramaturgię. Powstają coraz lepsze dramaty. Centrum Sztuki Dziecka już od kilkudziesięciu lat inicjuje ruch pisania nowych sztuk dla dzieci. Okazuje się, że w ostatnich latach pojawiło się sporo dobrych nowych tekstów dla dzieci – wydawałoby się, że Marta Guśniowska została już na wszystkich polach wyeksploatowana i nagle pojawiają się jej nowe teksty, dla teatru dla dzieci piszą nowi autorzy, tacy jak Robert Jarosz, czy Malina Prześluga. Powróciła też Maria Wojtyszko – jej tekst wygrał niedawno konkurs na sztukę dla dzieci i młodzieży. Dramat dla dzieci zyskał nowych autorów, a wraz z nimi – nowe tematy, język i problematykę.

ZM: Zmieniła się też estetyka teatru dla dzieci. Co ją dziś charakteryzuje?

AM-R: Jesteśmy dziś w niej bardziej nowocześni. Od 20 lat mamy większy dostęp do tego, co dzieje się na świecie, a to nas inspiruje. I chociaż bardzo cenię sobie wschodni teatr lalkowy, to mam świadomość, że nowoczesna estetyka, nawet taka, która romansuje z popkulturą, bardzo dobrze robi teatrowi dla dzieci. Spektakle Łukasza Gajdzisa z Teatru Polskiego z Bydgoszczy, takie jak „Szelmostwa Lisa Witalisa”, czy „Pchła Szachrajka” czerpią garściami z popkultury i robią to w bardzo inteligentny sposób. Dziecko nie jest tam mamione popkulturą, ona pojawia się w spektaklu w wyraźnym celu. Podczas małych Warszawskich Spotkań Teatralnych będzie można zobaczyć m.in. spektakl „Szelmostwa Lisa Witalisa”, który uczy dzieci krytycznego stosunku do popkultury. Lis Witalis to Michael Jackson, włączono tu nawet charakterystyczną choreografię i motywy muzyczne z jego repertuaru. Dzieci uświadamiają sobie, że gwiazdy są tylko ludźmi, że powinny podlegać krytyce, a nie czystemu zachwytowi. To bardzo zaangażowany społecznie spektakl.
Nowoczesny teatr dla dzieci to bardzo dopracowana i spójna estetyka. Charakteryzuje ją wielobarwność. Mija zamiłowanie z lat 90. do beżu, kolorów piaskowych i bordo. Przykładem na spektakl będący feerią barw jest np. „Alicja po drugiej stronie lustra” w reżyserii Jacka Malinowskiego z rzeszowskiego Teatru Maska. To niezwykle oniryczny spektakl z bardzo wyrazistą scenografią, która odrywa się od realności, nie odtwarza czegoś, tylko bawi się kolorem, figurami geometrycznymi, nieoczywistościami w połączeniu kształtów i kolorów.
Teatr dla dzieci nie boi się też wyzwań muzycznych. To widać choćby po tym, kto tę muzykę robi – np. SzaZa (Zakrocki/Szamburski), czy Dominik Strychalski. Na scenę trafiają nowe gatunki muzyczne, ciekawe aranżacje z zakresu muzyki elektronicznej, czy new jazzu, a także rockowe aranżacje, jak z „Piosenek do grania na nosie”, które również pokażemy w ramach mWST.

ZM: Kto zajmuje się dziś teatrem dla dzieci?

AM-R: Na szczęście teatr dla dzieci wreszcie został wyciągnięty z getta teatru lalek, a teatr lalek – z getta teatru dla dzieci. Bo teatr lalek może być doskonałym teatrem dla dorosłych. Po wojnie mnóstwo artystów, jak choćby w krakowskiej Grotesce, tworzyło spektakle dla dorosłych. System polityczny jednak ten teatr dookreślił jako teatr dla dzieci, co było dla niego bardzo krzywdzące. Teraz takie nazwiska jak Piotr Cieplak, Agnieszka Glińska, Paweł Łysak są bardzo nobilitujące dla teatru dla dzieci. Co nie oznacza, że nie powinno się dostrzegać tych twórców, którzy są utożsamiani tylko z teatrem lalkowym. Warszawa jest w tej fantastycznej sytuacji, że ma kilku wybitnych reżyserów, którzy bardzo ciekawie myślą o teatrze lalek. Odrodziła się scena teatru Baj w Warszawie, gdzie dyrektor Ewa Piotrowska proponuje bardzo ambitny repertuar dla dzieci.
Dzięki młodym dyrektorom coraz ciekawiej dzieje się na scenie – nie uważam, że stara gwardia jest zła, ale młodość zawsze coś zmienia, czasem wprawdzie nie najlepiej burzy, ale jednak najczęściej wprowadza coś świeżego i dobrego. Dzięki młodym dyrektorom, takim jak Konrad Dworakowski w Teatrze „Pinokio” w Łodzi, Jacek Malinowski w Teatrze Maska w Rzeszowie, w teatrach dla dzieci dzieją się bardzo ciekawe rzeczy. Zmieniające się pokolenie dyrektorów teatrów lalek bardzo ożywczo wpływa na myślenie o tej scenie.

ZM: Zmienia się też wydźwięk spektakli – coraz mniej jest w nich morałów, dydaktyzmu, infantylności, pojawiają się poważne tematy.

AM-R: Rzeczywiście, moralizatorstwa jest dużo mniej. W ciągu ostatnich kilku lat zmienia się nie tylko teatr dla dzieci, ale cała sztuka dla najmłodszych odbiorców. Dzieje się tak m.in. dzięki odważniejszej literaturze, jak choćby „Mała książka o kupie”. W teatrze dla dzieci przestaje obowiązywać tabu, bo zmienił się model wychowania, zmienił się też dostęp do środków finansowych. Rodzice w zupełnie inny sposób widzą misję swoją jako tych, którzy przeprowadzają dziecko przez życie. I mają pieniądze na realizowanie swojej wizji dziecka, korzystającego z dóbr kultury. Nie muszą to być wielkie nakłady, bo kultura dla dzieci nie jest wyjątkowo droga, ale model aktywnego i niebanalnego spędzania czasu z dzieckiem bardzo podnosi poprzeczkę twórcom, także twórcom teatru dla dzieci.
Zmieniła się tematyka tekstów dla dzieci, i choć nie zawsze były one banalne, bo mieliśmy choćby świetne teksty Krystyny Miłobędzkiej, to teraz jest wyraźnie więcej oddechu w pisaniu dla dzieci. Do dramatów trafiają takie tematy i marginalizowane dotąd byty, jak śmierć, robaki, postaci składane z elementów, rozsypujące się ciała ludzkie. Brzmi to może strasznie, ale tu nie o to chodzi, żeby dziecko straszyć. Te tematy są ujęte w bardzo ciekawą i przystępną dziecku formę językową.

ZM: To nawet nie muszą być tematy odstręczające, ale np. filozoficzne, pełne rozważań niełatwych nawet dla dorosłych, jak w spektaklu „Na arce o ósmej”. Podczas mWST zobaczymy także tę sztukę.

AM-R: Podczas mWST będzie okazja do tego, by obejrzeć adaptację „Arki” zrealizowaną przez Baj Pomorski z Torunia. Jest moim zdaniem najodważniejszą adaptacją tego tekstu, która powstała w Polsce. To bardzo ekumeniczny spektakl z muzyką klezmerską; pociągnięto w nim wiele religijnych wątków, pojawia się też aspekt dotyczący tolerancji – na końcu widzimy tęczę, która może mieć przecież wiele znaczeń. To spektakl bardzo odważny, mocno stawiający filozoficzne pytania, nie uciekający od próby odpowiedzi na nie oraz piękny wizualnie.

ZM: Z czego wynika zmiana podejścia twórców do teatru dla dzieci? Czemu nagle zaczęto go doceniać i traktować poważnie?

AM-R: Twórcy dostrzegli jego wartość artystyczną. Zauważono, że dzieci mają zupełnie inną wrażliwość i zaczęto dociekać, jaka ona jest. Wrażliwość dziecka stała się wyznacznikiem sztuki dla dzieci. A ponieważ zmieniły się dzieci i ich wrażliwość, to i sztuka musiała się zmienić. Teraz dużo osób pracujących w przedszkolach mówi, że dzieci przychodzą tam z o wiele większą wiedzą, że są o wiele bardziej samodzielne. Dlatego też więcej wymagają od sztuki – nie każdy spektakl będzie im się podobał.

ZM: Wydaje się, że dzieci mają dziś także większe wymagania co do formy – doświadczają kina trójwymiarowego, wychowują się na szybkich i głośnych kreskówkach. To może powodować, że trudniej im się przekonać do mniej dynamicznego teatru. Czy teatr musi się bardzo starać, by stać się ciekawą alternatywą?

AM-R: Na szczęście w tym zakresie teatr nie próbuje gonić kina, ale stara się otwierać przed dzieckiem świat innych wartości. Tu nie chodzi o wartościowanie, która sztuka jest lepsza – kino czy teatr. Nieważna jest forma sztuki, ważne jest to, by była dobrze zrobiona i by stała na wysokim poziomie artystycznym. Teatr może być ciekawą formą wspólnego spędzania czasu z dzieckiem, pokazania innej perspektywy, takiej, która nie znajduje się za szklanym ekranem. Nie ma się co czarować, także mechanizmy profesjonalnej promocji mają wielkie znaczenie. I one na szczęście mocno ruszyły na rynku sztuki dla dzieci. To rodzice napędzają koniunkturę i ja tego nie demonizuję, to wspaniale, że na sztukę dla dzieci jest zapotrzebowanie, dzięki temu więcej się w nią inwestuje. Teatr jest teraz modny i to świetnie, bo dzięki tej modzie, oprócz wielu rzeczy czysto komercyjnych, powstają także bardzo wartościowe produkcje. Teatr dzielnie broni swojej wartości przed komercjalizacją, czyli przed spłycaniem sztuki w celu dostosowania jej do masowych gustów.

ZM: Według jakich kryteriów dobierała Pani spektakle do programu mWST?

AM-R: Staram się oglądać w Polsce jak najwięcej spektakli dla dzieci. Zastanawiając się nad programem mWST założyłam, że muszą to być pozycje wartościowe, jeśli chodzi o treść, ciekawe w formie oraz bardzo dobre aktorsko. To ostatnie kryterium jest szczególnie ważne w przypadku spektakli pokazywanych w Warszawie – tutaj po prostu nie obronią się spektakle złe aktorsko. Są tu tak dobre teatry i poprzeczka jest umieszczona tak wysoko, że widzowie są przyzwyczajeni do aktorstwa z najwyższej półki. To musiały być spektakle, które w żaden sposób nie będą odbiegały jakością od spektakli dużych Warszawskich Spotkań Teatralnych.
Zależało mi na tym, żeby to były różnorodne przedstawienia o czymś oraz by ich forma była atrakcyjna. Wybierałam spektakle, których jeszcze w Warszawie nie pokazywano. I takie, które rekrutują się z różnych sfer teatru dla dzieci. Tak, by dziecko miało szansę spotkać się z różnymi stylistykami. Teatr dla dzieci to przecież nie tylko teatr lalkowy i nie tylko teatr instytucjonalny. To również scena alternatywna, jaką tworzą np. dwa zaproszone teatry z Poznania, czyli Atofri i Studio Teatralne Blum. Są to zespoły, które w spektaklach dla najnajmłodszych mają najdłuższą tradycję i największe doświadczenie. Studio Teatralne Blum stworzyło pierwszy taki spektakl w Polsce, natomiast teatr Atofri jest jedynym w Polsce teatrem, w którym powstają tylko spektakle dla dzieci do 3-4 lat. Stworzyły go artystki, które mają ciągły i częsty kontakt z tak małymi dziećmi. I ta praktyka jest bardzo ważna, bo nawet świetne zespoły, które w spektaklach dla dorosłych budują interakcje, wychodzą do publiczności, mogą sobie nie poradzić z dziecięcą publicznością. A nawet teatry, które grają dla dziecięcej publiczności, z tym widzem kilkumiesięcznym, czy nawet trzyletnim nie do końca muszą sobie radzić.

ZM: W czym tkwi specyfika tego najnajmłodszego widza?

AM-R: Tak małe dziecko nie ma żadnych ograniczeń, potrafi zdemontować scenografię w czasie spektaklu, wkroczyć w przestrzeń gry. Mało tego, potrafi zmienić bieg spektaklu. Z drugiej strony wymaga szczególnych środków wyrazu – nie może być za głośno, nie może być ciemno, nie może być oddzielenia od mamy czy opiekuna, muszą być stworzone takie warunki, by dzieci czuły się bezpiecznie. No i spektakle nie mogą trwać dłużej niż pół godziny.

ZM: Jaka jest różnica między dobrym i złym teatrem dla dzieci? Jakie są główne grzechy złych spektakli?

AM-R: Jeśli tworzy się teatr dla dzieci, trzeba przede wszystkim wiedzieć, po co się to robi. Oczywiście, teatr dla dorosłych też się robi po coś, ale często twórca tworzy go dla siebie. Teatru dla dzieci nie można tworzyć dla siebie, dla realizowania własnej misji i swoich założeń artystycznych. Zawsze trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z najbardziej plastycznym odbiorcą i spektakl działa na takiego widza bardzo, bardzo mocno. Tu ryzyko nie polega na tym, że przyjdzie 30 krytyków i będą się spierali o sens tego spektaklu. Tutaj musimy zawsze pamiętać, że mamy do czynienia z widzem, którego łatwo skrzywdzić spektaklem. Poczucie odpowiedzialności jest tu niezwykle istotne.
Trudno dać konkretne wyznaczniki, co jest dobre, a co złe, bo brakuje oczywistych kryteriów. Mogłabym wymienić tu pięć kryteriów, a okaże się, że zobaczę spektakl, który wszystkie je łamie i również będzie dobrym spektaklem. Ważne są moim zdaniem: odpowiedzialność, konsekwencja i spójność, bo nawet jeśli w konstrukcji takiego spektaklu jest chaos, to w tym chaosie spektakl powinien być konsekwentny. Dla mnie niezwykle ważne jest to, by teatr dla dzieci nie ział pustką intelektualną. Bardzo sobie cenię spektakle dopracowane w każdym szczególe, teatr dla dzieci nie może maskować niedociągnięć estetycznych, czy konstrukcyjnych. To nie mogą być spektakle robione naprędce. Czasem jeszcze pokutuje takie myślenie, że dla dzieci można zrobić byle jak, bo przecież dziecko ani nie skrytykuje, ani nie napisze recenzji. Reakcje dzieci są dla mnie bardzo istotne, ale zdarzają się spektakle niedopuszczalne, jeśli chodzi o sens, o formę, za to tak rozrywkowe, że dzieci bawią się świetnie. Łatwo można je zachwycić efekciarstwem, grą świateł, wizualizacją, które nie wnoszą nic poza efektem. To nie są spektakle, które ja bym polecała.

ZM: Programowi teatralnemu mWST towarzyszą warsztaty, koncerty. Jaki jest cel tak rozbudowanego festiwalu?

AM-R: Chciałam, żeby konstrukcja tego programu była jak najbardziej kompletna, by nie zostawiać widzów samych z problematyką poruszoną w dramatach, a spektakli – bez szerszego kontekstu. Stowarzyszenie Pedagogów Teatru wspólnie z Instytutem Teatralnym przygotowało warsztaty, które mają wzmocnić pewne pytania zadane w sztuce, pogłębić jej treści. Obudowa festiwalu w koncerty, czytania, konferencję, stanowi uzupełniający arsenał. Wiadomo, że każde dziecko nie weźmie udziału we wszystkich punktach programu, to byłoby dla niego percepcyjnie nie do zniesienia. Jednak fakt, że niektóre dzieci zaraz po spektaklu trafią na warsztaty, jest czymś bardzo wartościowym.

ZM: Które spektakle z programu mWST poleciłaby Pani szczególnie?

AM-R: Z pewnością „Szelmostwa Lisa Witalisa” ze względu na świetny zespół, musicalowy charakter, dynamikę, choreografię. Nieczęsto można w teatrze zobaczyć spektakl zrobiony z taką werwą, a jednocześnie z ciekawym tematem. Bardzo dobrym spektaklem jest „Pod-Grzybek”, który dotyka tematu śmierci najbliższej osoby, ale robi to w bardzo, bardzo przystępny sposób – mam nadzieję, że rodzice nie przestraszą się tematu i przyprowadzą dzieci na spektakl. Po poprzednich pokazach rozmawialiśmy z dziećmi i wiemy, że spektakl nie straszy, tylko oswaja. Bardzo polecam „Na arce o ósmej” – to jeden z moich ukochanych spektakli, najważniejszy dla mnie w ostatnich sezonach nie tylko w teatrze dla dzieci, ale w teatrze w ogóle. Ta adaptacja jest bardzo dobra, choć to wcale nie było łatwe. Naprawdę nietrudno było zepsuć ten fantastyczny tekst, spłycić go, czy zrobić z niego pogadankę religijną. Podobnie jak „Lis Witalis” Teatru Polskiego z Bydgoszczy, także „Na arce o ósmej” toruńskiego Teatru Baj Pomorski wprowadzi do mWST sporo pozytywnego zamieszania.

Rozmawiała Zuzanna Matyjek

Alicja Morawska-Rubczak
(fot. W. Barzewski)

Alicja Morawska-Rubczak – badaczka i ogromna entuzjastka teatru dla dzieci, zwłaszcza tego dla najnajmłodszych oraz teatru lalek. Uznawana za jedynego krajowego specjalistę i teoretyka zajmującego się teatrem dla dzieci do lat 3. W Zakładzie Estetyki Literackiej na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM pisze doktorat o estetyce współczesnego teatru dla dzieci, zajmuje się badaniami nad teatrem dla dzieci w Polsce i innych krajach nadbałtyckich. Ukończyła poznańskie kulturoznawstwo i polonistykę na UAM. Laureatka m.in. Stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Stypendium Funduszu Rodziny Kulczyków, Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie teatru. Pisze teksty z zakresu krytyki teatralnej, teorii teatru dla dzieci i teatru lalek oraz performatyki. Jako kurator projektów teatralnych dla dzieci współpracuje z Art Stations Foundation, Instytutem Teatralnym im. Z. Raszewskiego w Warszawie, m.in. jako kurator i pomysłodawca małych Warszawskich Spotkań Teatralnych, z Teatrem Animacji w Poznaniu, gdzie jest osobą współodpowiedzialną za kształt artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Współczesnych dla Dzieci i Młodzieży KON-TEKSTY, jest też stałym współpracownikiem Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu i specjalistą od działań artystycznych dla dzieci w poznańskiej Fundacji Nuova. Realizowała wiele projektów z zakresu edukacji teatralnej, zwłaszcza skupiających się na najnowszej dramaturgii dla dzieci i młodzieży.
Prowadzi jedynego w Polsce bloga poświęconego teatrowi młodych widzów: http://alicjamorawskarubczak.tumblr.com

(Dodano: 2011-03-29)

Dodaj komentarz