Wywiad z Filipem z „Magicznego drzewa”

Trzeba bardzo uważać, żeby stawać we właściwych miejscach, tam gdzie kamera może nas zobaczyć – mówi Filip Fabiś, odtwórca roli Filipa w filmie Andrzeja Maleszki „Magiczne drzewo”.

Ile masz lat?

Teraz czternaście. Kiedy grałem w „Magicznym drzewie”, miałem trzynaście.

Czy praca w filmie wyglądała tak, jak sobie to wcześniej wyobrażałeś?

Wyobrażałem sobie pracę w filmie kompletnie inaczej. Nie wiedziałem, że jedno ujęcie robi się tak długo, a jedną scenę kręci czasem przez cały dzień. Teraz wiem, że robienie filmu jest strasznie trudne. Ale to ciekawa praca.

Jak trafiłeś do filmu „Magiczne drzewo”? Jak wyglądał casting?

Nie byłem na castingu. Reżyser przyjechał do naszej szkoły. Sceny aktorskie grali wszyscy uczniowie, którzy mieli ochotę. Właściwie nikt się nie denerwował, bo to wyglądało jak zabawa. Kiedy dowiedziałem się, że mnie wybrali do następnego etapu, to byłem zaskoczony, ale tylko trochę. Bo zauważyłem, że kiedy grałem swoje sceny, to reżyser się uśmiechał i kazał mi robić o wiele więcej ćwiczeń niż innym.

Kogo grasz w „Magicznym drzewie”?

Filipa, który jest najstarszy z trójki rodzeństwa. Ta postać lubi przygody. To ja niechcący uruchamiam straszliwą, magiczną siłę i powoduję, że rodzice zostają zaczarowani i oddają dzieci do straszliwej ciotki.

Czy ty postąpiłbyś podobnie jak postać, którą grasz?

Tak. Ja jestem trochę podobny do postaci, którą gram.

Gdybyś w przyszłości miał pracować w filmie, to co chciałbyś tam robić? Być aktorem, reżyserem, może kaskaderem?

Aktorem.

Co lubisz robić (poza graniem w filmie, oczywiście)?

Lubię się spotykać z przyjaciółmi. Bardzo lubię sport, szczególnie piłkę. Lubię też lekcje skrzypiec, na których gram od pięciu lat w szkole muzycznej.

Czy myślisz, że jesteś dobrym aktorem?

Nie myślę, że jestem super dobrym aktorem. Myślę, że na razie jestem normalnym aktorem, który cały czas się uczy.

Czy był taki dzień, kiedy miałeś dosyć grania w filmie i chciałeś wrócić do domu?

Nie. Na szczęście nie było takiego dnia. Ja nie załamuję się tak łatwo. Jestem bardzo uparty.

W filmie grało czworo dzieci. Czy przyjaźniliście się w czasie zdjęć?

Byliśmy zwartą grupą, naprawdę dobrą ekipą. Uczyliśmy się razem tekstu, jak ktoś potrzebował pomocy, to mu pomagaliśmy. Ja grałem już wcześniej w filmie, więc starałem się reszcie tłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Bo na początku to nie jest takie proste. Trochę można się pogubić w tym wszystkim. Czasem się kłóciliśmy. Ale raczej krótko.

Zdjęcia trwały prawie dwa miesiące. Czy trudno jest być tak długo poza domem?

Na początku brakowało mi domu, ale później się przyzwyczaiłem. Najbardziej tęskniłem, kiedy rodziła się moja najmłodsza siostra, Marta. Ona się urodziła, jak ja grałem w filmie. Trochę też brakowało mi moich kolegów.

Co powiedzieli koledzy w szkole, kiedy dowiedzieli się, że grasz w filmie?

Najpierw powiedzieli: „Akurat. Nie ściemniaj”. Nie chcieli uwierzyć, że gram w filmie. A potem byli bardzo zdziwieni. Tak jak moja rodzina. No ale potem byli dosyć dumni, że ktoś z ich klasy wystąpi w znanym filmie.

Czy ktoś ci zazdrościł?

Nie. Przynajmniej ja nie znam takiej osoby.

Jak się pracuje z reżyserem?

Z Andrzejem Maleszką pracuje się fajnie, uważam, że ten reżyser lubi pracować z dziećmi i ma z nami dobry kontakt.

Czy były dni, kiedy było wam ciężko?

Najcięższe dni były na statku. Było mało czasu, wszyscy się spieszyli. W dodatku wiał niesamowity wiatr, a statkiem bardzo bujało. Operator kamery miał jeszcze trudniej niż my, bo musiał utrzymać kamerę. Staraliśmy się wszystko robić od razu najlepiej, bo czuliśmy, że całej ekipie jest trudno.

Co czuje się, kiedy spotyka się znanych aktorów. Czy oni lubią z wami grać?

Kiedy spotkałem pierwszy raz znanego aktora, to nie chciałem uwierzyć, że to ten sam, którego widziałem w telewizji. Dopiero później do mnie dotarło, iż to on. Z większością dorosłych aktorów przyjaźniliśmy się i dobrze nam się pracowało.

Czy czasem masz tremę? Czy wstydzisz, kiedy musisz stanąć przed kamerą i grać?

Każdy aktor ma tremę. Myśli, że coś nie wyjdzie, albo zapomni tekstu. Dorośli aktorzy mają tremę tak jak dzieci.

Jak wyglądał wasz dzień w filmie?

Zaczynało się od wczesnej pobudki, czasem baaardzo wczesnej. Po śniadaniu jechaliśmy do garderoby się przebrać, potem mieliśmy mejkap, czyli czesali nas i czasem malowali nam twarze. W tym czasie ekipa ustawiała światło, scenografię. Potem były próby. A w końcu asystentka reżysera wołała: „Filip, na plan” i zaczynały się zdjęcia. Skript uderzała w klaps czyli czarną deskę, na której pisze się numer ujęcia. Reżyser mówił: „akcja” i zaczynaliśmy grać. Większość ujęć jest bardzo krótka. Czasem mówi się tylko kilka słów i jest koniec ujęcia. Ale czasem sceny są długie i trzeba pilnować, żeby nic nie popsuć, bo takie sceny są bardzo trudne. Trzeba bardzo uważać, żeby stawać we właściwych miejscach, tam gdzie kamera może nas zobaczyć. Wszystko jest zaplanowane w czasie prób. To jest trudne, bo nie wolno patrzeć na znaki, trzeba je wyczuć stopami. Często kamera fruwa na takim długim ramieniu i wtedy dodatkowo trzeba pilnować, żeby nie wejść jej w drogę.
Jeśli coś nie wyszło, to robiliśmy to jeszcze raz, to nazywało się dubel. Najczęściej tych dubli było bardzo dużo. Często zdjęcia odbywały się jednego dnia w wielu miejscach. Na przykład rano zaczynaliśmy sceny nad jeziorem. Potem były sceny na wzgórzach z efektami lotów i na końcu zwariowana jazda traktorem.

Kiedy wracaliśmy do hotelu, to każdy miał inne pomysły, co robić. Wymyślaliśmy różne rzeczy. Ale najczęściej opiekunki pilnowały, żebyśmy nie szaleli zbyt długo, bo rano będziemy niewyspani.

Opisz najfajniejszy dzień w czasie kręcenia filmu.

Super było, jak zjeżdżaliśmy w magicznej zjeżdżalni. Część ujęć kręciliśmy w aquparku w Sopocie. Każdy zjechał chyba sto razy. Trudne było tylko to, że bohaterowie z filmu wpadli do tej zjeżdżalni w ciuchach, więc musieliśmy zjeżdżać w ubraniach i w butach. Ciężko się zjeżdża w ten sposób. W dodatku musieliśmy pilnować, żeby nie wjechać w kamerę.

Jak była najtrudniejsza scena?

Najgorsza była scena burzy. Z wozów strażackich lała się woda. Bardzo dużo. A my musieliśmy normalnie rozmawiać, chociaż ta woda lała się na nas ze wszystkich stron. Potem trzeba było szybko się suszyć i grać dubel.

Co czujesz, kiedy reżyser woła „akcja”. Denerwujesz się?

Na początku zdjęć miałem tremę, ale później jakby zniknęła. Najbardziej denerwowałem się, jak zapominałem tekst, ale wtedy reżyser albo ktoś z ekipy starał się żartować i mnie uspokajać. Czasem było odwrotnie. Grałem jakąś poważną scenę, a na przykład Kuki albo ktoś inny mnie rozśmieszył i chciało mi się śmiać. Z całych sil musiałem się powstrzymywać, bo akurat grałem jakąś bardzo smutną scenę.

Czy jakaś scena zupełnie ci nie wychodziła?

Już nie pamiętam. Trochę tych scen było, więc nie pamiętam do końca, która scena mi nie wychodziła. Pewnie takie były.

Czy obecność wielu ludzi i kamery peszy cię?

Nie.

Jak kaskaderzy przygotowują was do trudnych ujęć?

Kaskaderzy przede wszystkim uważają, żeby nic się nam nie stało. Na przykład w scenie, kiedy ratuję tonącą ciotkę, stale byli nurkowie pod wodą. Do trudnych scen nas ćwiczą. Czasem zakładamy specjalne pasy zabezpieczające.

Co ma dla aktora największe znaczenie. Wygląd? Talent? Sprawność fizyczna? Mądrość?

Według mnie większe znaczenie ma talent, który łączy się z mądrością, a potem wygląd.

Materiał pochodzi z pressbooku filmu kinowego „Magiczne drzewo” (wykorzystano za zgodą reżysera)

(Dodano: 2009-09-02)

Dodaj komentarz