„Biuro detektywistyczne Lassego i Mai” – recenzja książki

Dziecięce zabawy przybierają różne formy w zależności od wieku, możliwości, a przede wszystkim wyobraźni bawiących się. Lassemu i Mai, bohaterom serii książek Martina Widmarka, a także właścicielom Biura Detektywistycznego, wyobraźni z całą pewnością nie brakuje. Mają też żyłkę detektywistyczną, a nawet potrzebne w tym fachu sprzęty, zgromadzone w zaaranżowanym w piwnicy biurze – aparat fotograficzny, lornetkę, szkło powiększające, lusterko, sztuczne nosy i peruki, latarki, a także sejf, w którym planują zamknąć zarobione pieniądze.

Mają coś jeszcze – nosa do interesów. Bo kto mógłby przypuszczać, że w małym szwedzkim miasteczku Valleby, w którym czas płynie leniwie i nikt nigdzie się nie spieszy, wydarzy się coś niezwykłego, co będzie wymagało interwencji pary młodych detektywów? Ale wydarza się, i całkiem szybko szkolni przyjaciele dostają pierwsze zlecenie; potem przychodzi czas na kolejne. Długie obserwacje, spostrzegawczość i dociekliwość sprawiają, że wszystkie sprawy zostają doprowadzone do szczęśliwego zakończenia.
Z inteligentnym humorem, czasem strojąc sobie żarty z dorosłych, autor stworzył sytuacje pełne grozy – choć bez przesady; postacie lekko przerysowane, dzięki czemu wyrazistsze i budzące określone emocje. Z pomocą przyszła mu ilustratorka, z której obrazków, utrzymanych w odcieniach szarości i raczej skromnych, emanuje dowcip i pozytywna energia.

Nie jest to może Agatha Christie, ale zapewniam, że nie tylko dzieci dadzą się wciągnąć w lekturę, a splotami zdarzeń i nieoczekiwanymi rozwiązaniami przygody Lassego i Mai dorównują kryminałom dla dorosłego czytelnika.

Ewa Świerżewska (tekst w nieco okrojonej wersji ukazał się w Piśmie Miesięcznym Ilustrowanym dla Kobiet „Bluszcz” nr 8)

Tajemnica diamentów, Tajemnica hotelu, Tajemnica cyrku, Tajemnica kawiarni
Seria: Biuro detektywistyczne Lassego i Mai
Martin Widmark
il. Helena Willis
przeł. Barbara Gawryluk
wyd. Zakamarki, 2008
wiek: 6+

(Data publikacji: 2009-05-31)

Ten post ma jeden komentarz

  1. Adam Mielczarek

    Książeczki są rzeczywiście na ogół fajnie wymyślone. Problemem bywa natomiast ich ideologiczno-propagandowy podtekst, który niekiedy rzutuje na całość intrygi. W 3 na 5 przeczytanych przeze mnie książeczek w pewnym momencie bohaterowie (lub bohaterki) okazują się homoseksualistami. W dwóch zaś występuje postać pastora, którego praktyki religijne są przedstawione z subtelnością, z jaką w powieściach z mojego dzieciństwa portretowano afrykańskich szamanów. Żarty są na poziomie: po czym rozpoznać księdza na basenie? Bo ma majtki w krucyfiksy. A jednocześnie ksiądz jest groźnym idiotą.
    Nie jestem człowiekiem religijnym, ale w domu nauczono mnie nie obrażać ludzi, którzy do kościoła chodzą. Nie oczekuję też od książeczek dla 7-latków, że będą zmuszać mnie do tłumaczenia córce problematyki odmiennych upodobań seksualnych moich bliźnich. Rodzicom, którzy nie chcą swych dzieci wychowywać na wojowników kulturowych wojen, książeczek więc raczej nie polecam.

Skomentuj Adam Mielczarek Anuluj pisanie odpowiedzi