Wszystko o czytaniu dzieciom – poradnik, cz. IV. – wywiad z psychologiem

Kiedy warto zacząć uczyć dzieci czytać? Jak oswajać je z książkami, zanim nauczą się czytać? Czy i dlaczego 6-latki powinny iść do szkoły? Na te i inne pytania odpowiada nasz ekspert, dr Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Sylwia Wysłowska: Czy warto uczyć dzieci czytać, zanim jeszcze trafią do szkoły?

dr Aleksandra Piotrowska: Moim zdaniem nie ma żadnego uzasadnienia, żeby to robić wcześniej, niż przewiduje program szkolny. W różnych krajach rozpoczęcie nauki czytania następuje w różnych momentach życia dziecka, ale zwykle jest to okres między 5. a 7. rokiem. Uważam, że 6. rok życia to odpowiedni czas. I to szkoła, a nie dom jest po to, aby dziecko nauczyło się w niej czytać. Maluch, który w przeciwieństwie do innych dzieci w grupie, umie już czytać, przez chwilę będzie miał z tego powodu satysfakcję. Ale przez kolejne miesiące, kiedy nauczyciel będzie pracować z pozostałymi uczniami nad nauką czytania, dziecko, które opanowało już tę sztukę, będzie znudzone. A to zupełnie niepotrzebnie może wpłynąć na jego negatywny stosunek do szkoły, bo nic tak nie zniechęca dziecka do nauki, jak nuda.

SW: Co w takim razie sądzi Pani o projekcie wysyłania 6-latków do szkół?

AP: Biorąc pod uwagę fakt, że większość dzieci w Polsce do 7. roku życia nie ma dostępu do żadnego systemu edukacji, to dla 6-latka szkoła jest najlepszym rozwiązaniem. To wielki problem, że dzieci w małych miejscowościach i na wsiach nie chodzą do przedszkola. Marnują czas, kiedy są w wieku najodpowiedniejszym do stymulowania rozwoju. Nie podejmują wyzwań, którym mogłyby już bez problemu sprostać. Gdy jako 7-latki idą do szkoły, spotykają się z dziećmi, które mają za sobą 3-4 lata edukacji przedszkolnej. Powstaje ogromna przepaść, bo te dzieciaki mają do czynienia z podręcznikami, programami, z którymi nie mogą sobie poradzić, bo brakuje im przygotowania. Jedyne, co można dziś zrobić, by ułatwić im start, to choć o rok skrócić ten czas bezczynności edukacyjnej.

SW: Co pani sądzi o animacji czytelnictwa i aktywnej pracy dziecka z książką? Czy biorąc pod uwagę brak dostępu dzieci do edukacji przedszkolnej, może to być alternatywa edukacyjna dla tych dzieci?

AP: Nie wyobrażam sobie, żeby można było odwlekać kontakt dziecka z książką do momentu pójścia do szkoły. Przecież pierwsze książeczki powinny pojawić się już w życiu niemowlaka. Nie dziecka starszego, tylko właśnie niemowlaka. Nie potrafi on wprawdzie samodzielnie przewrócić strony i książkę będzie głównie obśliniać i obgryzać, ale już wtedy powinien wytwarzać sobie pierwsze pozytywne skojarzenia związane z książką. Niech wie, że są na świecie takie przedmioty, które się składają z kartek i są pyszne – czasem nawet dosłownie.
Gdy dziecko ma 2-4 lata, nie ma mowy o samodzielnym czytaniu. Nie ma nawet powodu, by do tego zachęcać, choć wiem, że są rodzice, którzy wychodzą ze skóry, żeby 4-latka nauczyć czytać. Spuśćmy na to zasłonę miłosiernego milczenia. Jednak w tym wieku należy koniecznie wywoływać zainteresowanie książką. Książki trzeba czytać z dzieckiem: rodzic czyta razem z dzieckiem patrząc w książeczkę. Następnie o książce trzeba rozmawiać – o tym, co robili bohaterowie, jacy oni są, co czują, jak wyglądają ilustracje, co się na nich dzieje. Im więcej tematów i wątków takich rozmów, tym lepiej – w oparciu o książeczkę można robić wiele rzeczy. Można malować i rysować, robić wyklejanki i wydzieranki, układać melodie – co w Polsce rzadko się robi. Dzieci mogą same wystukiwać na prostych cymbałkach wymyślone melodyjki. Książka powinna wyzwalać mnóstwo różnych aktywności dziecka.

SW: Jakie książki poleciłaby pani czytającym już samodzielnie 7-latkom?

AP: Jeśli mamy do czynienia z 7-latkiem, który już dobrze czyta, to chyba nie potrafię wymyślić nic bardziej uroczego niż Astrid Lindgren, np. „Dzieci z Bullerbyn”. Ta książka będzie przebojem jeszcze dla wielu pokoleń. Część 7-latków może się już zabrać np. za „Braci Lwie Serce” (też Astrid Lindgren). To książka kształcąca, piękna, rozwijająca sferę emocjonalną i społeczną. Ale także pobudzająca do płaczu, wyzwalająca smutek i rozpacz. Tych emocji dziecko też powinno doświadczać. W literaturze dla dzieci są obecne różne emocje, nie tylko te radosne. Myślę, że rodzic, który interesuje się mądrym wychowywaniem własnego dziecka znajdzie wiele podpowiedzi o wartościowych książkach. Trzeba tylko chcieć szukać informacji. Co roku wydaje się u nas dużo nowych książek. Wśród nich jest oczywiście dużo utworów słabej jakości, ale ciągle ukazują się też bardzo wartościowe pozycje. Ostatni hit to moim zdaniem „Olivia” Iana Falconera.

Rozmawiała Sylwia Wysłowska*

Aleksandra Piotrowska

Aleksandra Piotrowska – doktor psychologii, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego i Wyższej Szkoły Pedagogicznej ZNP, specjalizująca się w problematyce rozwoju i wychowania. Matka dwójki dzieci (odchowanych, i to całkiem). Miłośniczka książek (na granicy uzależnienia), jazdy na nartach i zwiedzania miejsc wszelakich.

*Sylwia Wysłowska jest absolwentką Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego, ze specjalnością animacja społeczno-kulturalna. Obroniła pracę dyplomową na temat „Jak zachęcić dziecko do czytania? – wybrane techniki ożywiania kontaktu dziecka z książką”. Obecnie studiuje na tym samym wydziale, ze specjalnością Edukacja Medialna.

(Dodano: 2011-01-12)

Dodaj komentarz