W Szwecji dzieci traktuje się poważnie – rozmowa z Piotrem Wawrzeniukiem, autorem książek „Kosmonautka” i „Strażaczka”

Jako że mieszkam od dawna w Szwecji, książka promująca matki w „nietypowych” zawodach nie wydawała mi się być prowokacją sekt Genderowych – mówi Piotr Wawrzeniuk w rozmowie z Ewą Świerżewską.

Ewa Świerżewska: Od lat mieszka Pan w Szwecji – czy naprawdę polskie i szwedzkie społeczeństwa bardzo się od siebie różnią w podejściu do dzieci, do wychowania, do tematów społecznych?

Piotr Wawrzeniuk: Trudne pytanie, można by było napisać książkę na ten temat. Wiele rzeczy jest fundamentem różnic. Geografia i klimat, religia, nieprzerwany byt państwowy w wypadku Szwecji. Do niedawna Szwedzi byli względnie surowi, ludzi i państwo cechowała etyka protestancka. Praca. Posłuszeństwo wobec przełożonych. Obopólne obowiązki pomiędzy podwładnymi, później obywatelami oraz władzą. Elementy te były ważną częścią powstawania nowoczesnej Szwecji, wraz z dostępem do rudy metali, drewna i siły napędowej w formie hydroenergii. Większości tych elementów całkowicie lub częściowo brak było w Polsce. Społeczeństwa formują się wiekami, jeśli procesy te są silnie manipulowane i przyśpieszane, mogą powstać społeczeństwa nękane problemami. Być może terytorium byłego Związku Radzieckiego jest przykładem takiej przyklejanej siłą nowoczesności. Wydaje mi się, że demokratyzacja i galopująca modernizacja Szwecji pierwszego ćwierćwiecza XX wieku, jak i mityczne, a rozprzestrzenione pojęcie „folkhemmet” (Szwecja jako nowoczesny i sprawiedliwy wspólny narodowy dom wszystkich Szwedów), wychowały społeczeństwo na ludzi wyczulonych na sprawiedliwość społeczną, albo chociaż z sympatią na to patrzących. Rozpoczyna się budowa podwalin państwa socjalnego. Polska z różnych przyczyn – można wymienić szlachtę jako klasę polityczną, w mniejszym stopniu zabory, ale też sytuację geopolityczną i chaotyczną politykę wewnętrzną międzywojnia – mogła tylko te procesy nieudolnie powielać. Później tragedia wojny i budowa socjalizmu pod opieką ZSRR. Powinniśmy się dziwić, ze różnice nie są jeszcze większe. W Szwecji zainteresowanie tematyką społeczną i dziećmi pojawia się może nie wcześniej niż Polsce, ale jest głębsze, bo też i państwo się tym interesuje, a państwo w Szwecji nieprzerwanie interesuje się społeczeństwem od 500 lat – jego możliwości są bardzo duże, jeśli chodzi o oddziaływanie na obywateli, jak i wdrażanie wszelakich mega-projektów.

EŚ: Nie od dziś szwedzka literatura dla dzieci liczy się na całym świecie. Często zastanawiam się, co sprawia, że tak jest. A jak Pan sądzi?

PW: Myślę, że to wynik tego, iż w Szwecji od dawna, w każdym razie od lat 70., dzieci traktuje się poważnie. Może nawet nazbyt poważnie w ostatnim czasie. Jest tradycja pisania dobrych książek, gdzie jest dziecięca perspektywa. Tradycja pisania prosto i ciekawie sięga nie tylko Astrid Lindgren, ale też Elsy Beskow, mniej znanej autorki i ilustratorki, aktywnej w pierwszej połowie XX wieku. Lindgren na pewno przetarła szlak szwedzkim autorom książki dziecięcej, jednocześnie wysoko stawiając jakościową poprzeczkę. Proszę też pamiętać o tym, że w wielu częściach Szwecji przez sporą część roku jest ciemno i zimno. To stymuluje przebywanie i aktywność w pomieszczeniach, na przykład czytanie.

EŚ: Czy gdyby mieszkał Pan w Polsce, też powstałyby „Kosmonautka” i „Strażaczka”? Co sprawiło, że zajął się Pan tym tematem?

PW: Nie powstałyby zapewne. W Polsce zostałbym nauczycielem i muzykiem punkowym, rozpiłbym się i umarł przedwcześnie, w każdym bądź razie przed spotkaniem z wydawnictwem Poławiacze Pereł. Pochowany byłbym na górce w wiosce Klejniki, powiat Bielsk Podlaski. Dzięki Szwecji przeżyłem jednak. Musiałem odnaleźć i wynaleźć nowego siebie, adaptującego się, może nawet nieco śliskiego. Dorastanie w dwóch albo i więcej kulturach sprawiło, że mam dystans do wielu rzeczy – według mojej żony często za duży. Lubię się śmiać prawie ze wszystkiego (często z siebie) i niepoważnie mówić o poważnym, nie zapominając robić też odwrotnie. Okazało się, ku mojemu zdumieniu, że lubię pisać i bawić się jednocześnie, czym mnie kariera naukowa nie rozpieszczała. Dominika Żukowska z wydawnictwa zachęciła mnie do pisania, dostrzegła, wbrew pewnym oporom z mojej strony, drzemiący potencjał. Pomogło pewnie też to, iż jako że mieszkam od dawna w Szwecji, książka promująca matki w „nietypowych” zawodach nie wydawała mi się być prowokacją sekt genderowych. Zwróćmy uwagę na mleczarstwo w Skandynawii, gdzie wraz z mechanizacją i eksplozją popytu na początku XX wieku do fachu tego masowo przybywają gardzący wcześniej mlekiem mężczyźni. Dlaczego? Bo mechanika widziana była jako domena mężczyzn, a kobiety, które do tej pory produkowały i przekładały 25-kilogramowe sery, zostały wypchnięte na pewien czas.

EŚ: Radził się Pan kogoś, wymyślając żeńskie nazwy męskich zawodów? Czy sprawiło to dużo problemów?

PW: Wydawnictwo na wszelki wypadek konsultowało wszystkie nazwy z panem Mirosławem Bańko, profesorem polonistyki na UW. Zmiany naniesione przez pana profesora dotyczyły głównie niedociągnięć językowych, ale nie żeńskich wersji zawodów, które całkiem przypadkowo „udały się” od początku. Cieszyłem się z oceny pana profesora Bańko, bo po trzydziestu latach w Szwecji mój polski potrzebuje specjalnej troski.

EŚ: A może warto by było opisać też odwrotną sytuację? Książka o panu niani, pielęgniarzu, wychowawcy przedszkola, bibliotekarzu?

PW: Na pewno warto! Były już takie sugestie, są słuszne. (Jak się dowiedziałam w Wydawnictwie, książka taka planowana jest od dawna, ukaże się jako zamknięcie serii – przypis EŚ). Niedoceniani i wyśmiewani ojcowie czekają na rehabilitację i sławę! Osobiście pracowałem jako wychowawca w przedszkolu (to do zdobycia stopnia naukowego było moim jedynym „konkretnym” zawodem), a bibliotekarzy spotykam często i uważam, że ich obecność niesie za sobą wiele korzyści – niech im się darzy!

EŚ: W Polsce część środowisk walczy o równouprawnienie, stawia na polityczną poprawność – również wykorzystując do tego celu kulturę. A jak jest w Szwecji? Czy rzeczywiście są to sprawy tak naturalne, że nie ma o co walczyć?

PW: Wydaje mi się, że równouprawnienie i polityczna poprawność to różne rzeczy. Pierwsza to proces ustanowienia równości lub stan równości, na przykład pomiędzy płciami. Druga jest bardziej skomplikowana, często przyjmuje formę wszelakich roszczeń zagadkowego poziomu rozsądku i graniczy z cenzurą.

EŚ: Czy Pana zdaniem literatura, także ta dla dzieci (ale też muzyka, sztuki plastyczne) to dobre pola do walki ze stereotypami i inicjowania zmian społecznych?

PW: Myślę, że tak, jeśli mówimy o stereotypach. W każdym bądź razie, jeśli istnieje szeroka i czytająca klasa średnia, której dzieci choć częściowo są w stanie zinternalizować taką „Kosmonautkę”. Nie jestem zwolennikiem szybkich zmian społecznych, wolę takie, które odbywają się niepostrzeżenie i są dobrze przemyślane.

EŚ: Czy po „Strażaczce” możemy się spodziewać kolejnej książki dla dzieci?

PW: Oczywiście! Książka ta jest już w przygotowaniu, będzie nosiła tytuł „Agentka”. Pojawią się tam nowe mamy, między innymi mama leśniczka. Realnym terminem wydania jest późna jesień lub zima. Z trzecią książka jest podobnie jak z pracą nad trzecim albumem muzycznym. Pierwszy album to eksplozja i wyładowanie, drugi to kontynuacja i rozwój pomysłów pierwszego, a trzeci? Jest problematyczny, bo dobre pomysły zostały wypalone na pierwszych dwóch krążkach. A przy tym wzrósł apetyt i wymagania. Trzeba szukać nowych dróg, albo do doskonałości szlifować dokonania z poprzednich albumów. To jest doświadczenie z mojej odległej kariery muzycznej. Podejrzewam, że tego typu wybór czeka mnie i w tym wypadku.

EŚ: Czekamy już na „Agentkę”.

Piotr Wawrzeniuk
fot. Katarzyna Rainka

Piotr Wawrzeniuk urodził się w 1971 roku w Warszawie, od ponad 30 lat mieszka i pracuje w Szwecji. Na co dzień stateczny doktor historii, wykłada na Swedish National Defence College. Jest też częścią historii muzyki jako twórca tekstów, wokalista i perkusista; członek wielu zespołów muzycznych, m.in. Therion i The Robots. Autor licznych tekstów i wystąpień o historii nowożytnej i wojskowej XX wieku. „Kosmonautka” to jego debiut jako autora Książki dla dzieci.

(Dodano: 2015-03-04)

Dodaj komentarz