Baśniowo w filharmonii – relacja z koncertu „Baśnie malowane dźwiękiem. Legendy dalekiej Skandynawii”

Występ orkiestry symfonicznej, piękne utwory „Chopina Północy”, czyli Edvarda Griega, baśniowa otoczka, zwiewne baletnice – to cechy koncertu „Baśnie malowane dźwiękiem. Legendy dalekiej Skandynawii”, jaki odbył się 15 grudnia w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie.

Owe legendy i hasło „koncert familijny” przyciągnęły do Filharmonii młodszych i starszych, całe rodziny, wśród których były dzieci w różnym wieku i choć organizator zastrzegł, że koncert skierowany jest dla melomanów powyżej 6. roku życia, nie brakowało wielu nieprzekraczających tego progu.

Baśnie malowane dźwiękiem

Koncert, pod batutą Szymona Maxima, opatrzony był obszernym komentarzem w dwóch językach (gdyż powstał w polsko-niemieckiej kooperacji i dla słuchaczy z dwóch stron granicy został stworzony), przywołał pamięć o bohaterze dramatu Henryka Ibsena „Peer Gynt”.

Jednak pierwszy utwór, wykonany przez orkiestrę i młodego pianistę – studenta Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, zwycięzcę III Zachodniopomorskiego Konkursu Pianistycznego o Zasięgu Ogólnopolskim w Szczecinie, Jakuba Kozieczko to I część koncertu fortepianowego a-moll op. 16 Edvarda Griega – jedynego koncertu fortepianowego, jaki skomponował. Zanim jednak do niego doszło, wysłuchaliśmy historii Piotra (Peera), który nie musiał nigdy pracować, gdyż jego matka uważała, że jego dłonie „stworzone są do wyższych celów”. Gdy opuścił rodzinny dom, bardzo szybko stracił wszystkie pieniądze przeznaczone na podróż, dotarł do jaskini, w której ułożył się do snu – tam zastał go trzygłowy troll… Historii tej towarzyszył pokaz ilustracji na wielkim ekranie, wykonanych przez dzieci ze szkoły podstawowej w Brüsow oraz z Centrum Opieki nad Dzieckiem im. Konstantego Maciejewicza w Szczecinie.

Koncert fortepianowy lawirował pomiędzy różnymi dźwiękami, wywołując odmienne emocje. Dźwięki lekkie, zwiewne do ciężkich, mocnych. Zmienna była dynamika i natężenie, raz więcej instrumentów, raz mniej, ale zawsze fortepian w centralnym miejscu. Jakub Kozieczko, grając czasem solo, poradził sobie znakomicie z powierzonym mu zadaniem.

I suita „Peer Gynt” (już bez fortepianu) rozpoczęła się częścią „Poranek”. Rzecz dzieje się w Afryce, w Maroku i słychać w tej melodii, jak dzień budzi się ze snu. Najpierw delikatnie, łagodnie, po to, by rozśpiewać się tysiącami treli. Aż miło wstawać! Niemalże czuć promienie wschodzącego słońca na twarzy, a przyjemne ciepło rozchodzi się po ciele.

Część druga to „Śmierć Azy” – Peer Gynt siedzi przy łożu umierającej matki, opowiadając jej o swoich przygodach. Nie widzi, że w pewnej chwili matka już go nie słyszy… Jakże odmienne dźwięki tu słychać. Jest smutek, żal, rozpacz…

I znów lekkość, egzotyka, zaproszenie do tańca, gdy Anitra – córka szejka oczarowała swym tańcem Peer Gynta. Na tę okoliczność pokazały się na sali dziewczęta z Ogniska Baletowego w Szczecinie, odtwarzając ów uwodzicielski taniec. Same ubrane w stroje inspirowane kulturą arabską.

„W grocie Króla Gór” to ostatni epizod z I suity. Trolle się zbliżają, to przecież słychać! Wielkie bum, bum, bum, przenikliwy dźwięk talerzy; głośno i rytmicznie. Czy ktoś chciałby przekroczyć próg tej jaskini? Brr…

II suitę otwierają mocne dźwięki, bowiem to tutaj Peer Gynt, człowiek, któremu nigdy dość przygód i pięknych kobiet, uprowadza z wesela pannę młodą – piękną Ingridę. Jest tu groza i jest smutek, bowiem Ingridę właśnie rozdzielono od świeżo poślubionego męża i poniesiono w nieznane.

W „Tańcu arabskim” nastrój diametralnie się zmienia – lekka nuta, tchnąca egzotyką. Dzwonki, tamburyn, dużo wysokich tonów – zdawać by się mogło, że jesteśmy na jarmarku, a gdzieś na scenie skąpo ubrana tancerka wykonuje zwiewny taniec, brzęcząc przy tym złotymi ozdobami, przytwierdzonymi do stroju. Znajdzie się tu (dość odległa) inspiracja muzyką Arabii.

„Powrót Peer Gynta” wieńczy koncert. Tu słychać burzę na morzu, fale uderzające w burty statku i wreszcie katastrofę, gdy okręt rozbija się o skalisty brzeg Norwegii. Jednak bohater wychodzi z tej przygody bez szwanku i wita go w rodzinnych stronach Solvejga, która przez te wszystkie lata czekała, wypłakując oczy. Tyle łez wylała, że aż straciła wzrok. Przejmujący jest taniec dziewcząt, które znów pojawiają się przed orkiestrą, zwłaszcza jednej, obrazującej smutek i kalectwo wiernej kobiety. Po głośnych, dynamicznych dźwiękach burzy, rozbrzmiewają tęskne, nostalgiczne nuty. Smutne musiało być to powitanie…

Baśnie malowane dźwiękiem_1

Koncert trwał około godziny, poruszył wszystkie emocje. Jednak małym melomanom trudno tak długo usiedzieć w miejscu, szczególnie gdy muzycy znajdują się w dość znacznej odległości. Mimo to nikt nie opuścił sali przed zakończeniem koncertu, a owacje trwały długo. W foyer czekała niespodzianka – możliwość swobodnego porysowania oraz wystawa oryginałów prac ukazujących się na ekranie na początku koncertu. Wspaniała inicjatywa – łączenia nie tylko pokoleń we wspólnym odbiorze pięknej muzyki klasycznej, ale także narodów we wspólnym tworzeniu. Brawa należą się także twórcy grafiki do wydarzenia – plakatu i programu. Bardzo trafia ona do dzieci.

Agata Hołubowska

Baśnie malowane dźwiękiem. Legendy dalekiej Skandynawii – koncert familijny
Szymon Maxim – dyrygent
Jakub Kozieczko – fortepian
Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie
Ognisko Baletowe w Szczecinie
15 grudnia 2013 roku

(Dodano: 2013-12-18)

Dodaj komentarz