„Jak mama została Indianką” – recenzja książki

Kiedyś byłam świadkiem sytuacji, która nauczyła mnie, czego i jak nie czytać dziecku. Kilka wieczorów z rzędu miałam okazję obserwować mamę, która czytała synkowi najpierw niestrawne i ociekające dydaktyzmem historyjki, a potem przechodziła do jednej z tych niegrzecznych książeczek, które dzieci zwykle uwielbiają. Podziwiałam wytrwałość, z jaką owo dziecko broniło się przed wtłaczaniem mu do głowy umoralniającej papki. Najpierw prosiło i żądało natychmiastowego przejścia do drugiej książeczki, a kiedy to nie skutkowało, zatykało sobie uszy i głośno śpiewało. Mama była równie wytrwała i mimo tak wyraźnego oporu i przeszkód, głośne czytanie kontynuowała.

Myślałam o tej sytuacji, czytając kolejną książkę Ulfa Starka. Byłoby przyjemniej, gdyby rodzice potrafili zaakceptować w książkach dla dzieci świat takim, jakim jest, a nie żądali tylko takiego, jakim mógłby być, gdybyśmy wszyscy zamienili się w Doskonałe Damianki rozprawiające pedagogicznym żargonem. I to wcale nie znaczy, że wówczas ich dzieci przestałyby się rozwijać. Być może jest dokładnie odwrotnie.

Świat w książkach Ulfa Starka jest jaki jest. Dorośli są sympatyczni, chociaż daleko im do ideału. Nie zawsze chce im się bawić z dziećmi. Zamiast tego w zacisznym kącie puszczają kółka dymu z papierosów, uprawiają ogródek albo zajmują się rozwiązywaniem krzyżówek.

Historia zawarta w książce opowiedziana jest przez dziecięcego narratora, który uroczo relacjonuje swoje poczynania podczas zabawy w Indian. Narracja obfituje w szczególiki, które przekonują mnie, że autor świetnie pamięta o tym, jak to jest być dzieckiem, np.: „Wyszedłem na dwór i śledziłem trzmiela we wnętrzu kwiatu. Długo tropiłem kury na podwórku cioci Hildy i żadna mnie nie zauważyła.”

I robi się i śmiesznie, i pięknie (a to cytat z innej książki Ulfa Starka, równie dobrej: „Jak tata pokazał mi Wszechświat”), kiedy uwięziona w kieracie codziennych obowiązków mama zostawia prace gospodarskie i decyduje się na spędzenie czasu z synem i pokazanie mu zupełnie nowej, „czerwonoskórej” twarzy „Pięknej Ryby”, którą była w czasach własnego dzieciństwa.

Ulf Stark opowiedział po prostu pewną historię. Niczyje zachowanie nie było tam oceniane, analizowane i wartościowane. I dobrze. Wzruszony i rozbawiony czytelnik (i mały, i duży) sam poradzi sobie z wyciągnięciem z tej książki tego, co dla niego piękne i ważne.

Książkę zdobią miłe dla oka, bezpretensjonalne ilustracje.

Agnieszka Sikorska-Celejewska

jak

Jak mama została Indianką
Ulf Stark
il. Mati Lepp
przeł. Katarzyna Skalska
wyd. Zakamarki, 2008
wiek: 4+

(Data publikacji: 2010-01-21)

Dodaj komentarz