Nie wszystko da się wytłumaczyć. Trudności dotyczą zwłaszcza wyjaśniania tego, czego sami nie rozumiemy. Podejście racjonalne jest niewątpliwie dobrą drogą do zrozumienia wielu zjawisk, pojęć i komplikacji, ale nie wystarcza, gdy mamy do czynienia z problemami ostatecznymi.
Stajemy wobec nich bezradni jak dzieci i odgrywanie przed dziećmi właśnie komedii rozumienia, nie ma większego sensu, bo one z dziecięcą bezwzględnością obnażą naszą niewiedzę i ignorancję: „I tak dowiedziałem się, że umrzeć znaczy polecieć do nieba bez samolotu i że nie ma tam miejsca ani dla gęsi, ani dla dzieci.” – ironizuje mały bohater (i zarazem narrator) powieści „Mój dziadek był drzewem czereśniowym” włoskiej pisarki Angelli Nanetti (przekład Jarosław Mikołajewski i Magdalena Mikołajewska, Nasza Księgarnia, Warszawa 2007), któremu w dniu pogrzebu ukochanej babci usiłowano „przystępnie” wyjaśnić, czym jest śmierć… Związek emocjonalny, bliskość i ciepło uczuciowe okazały się lepsze od przybierającego pozory racjonalności tłumaczenia istoty śmierci i umierania. Chłopak nie przyjął wyjaśnień na temat śmierci jako lotu do nieba bez samolotu, uznał je za kłamstwa, bo wygłaszały je osoby, za którymi nie przepadał, traktujące go protekcjonalnie i w sposób jawnie podporządkowany konwenansom. Bez wahania przyjął natomiast to, co powiedział, a zwłaszcza to, co zrobił ukochany dziadek. Stwierdził on mianowicie (zupełnie nielogicznie), że babcia wcale nie odeszła, a jej zastępstwem ma być Celestyna, to jest ukochana gęś babci. Następnie, wziąwszy rzeczoną gęś pod pachę, udał się z nią na cmentarz, by towarzyszyć swojej żonie w ostatniej drodze. Zachował się raczej nieracjonalnie, ale chłopiec miał niezachwianą pewność, że kierowało nim prawdziwe, głębokie uczucie, a nie to, co „wypada” i poczuł się podniesiony na duchu.
Wydaje się, że istota trudności obecnej w powiązaniu dziecko – śmierć tkwi w tym, że jest to bolesny paradoks: dziecko to początek, śmierć – koniec. Z perspektywy początku nie można przecież zobaczyć końca. To prawda. Nie można go zrozumieć ani nawet go sobie wyobrazić, ale można go jakoś przeczuć. Wszak każdy człowiek (dziecko też) posiada intuicję, pozwalającą uchwycić wiele spraw niepoddających się racjonalnemu porządkowi. Przed dzieckiem nie powinno się ukrywać istnienia śmierci, ale nie powinno się nią też epatować (czy straszyć). Dziecko – jak każdy inny człowiek – ma prawo do smutku, gdy odchodzi ktoś bliski. Powinno takiego smutku doświadczać, bo buduje to jego wewnętrzny świat równie mocno jak radość. Człowiek okłamywany, przy okazji – pozbawiony prawa do smutku (a nawet cierpienia), nie ma szans na osiągnięcie pełni człowieczeństwa. Obawa przed zranieniem delikatnej psychiki dziecka może prowadzić do zaburzenia jego równowagi uczuciowej i do tego, że wyrośnie na człowieka przepełnionego obojętnością, niezdolnego przejąć się cudzym losem. „Przecież obchodzi mnie chyba, że mój dziadek jest chory”- oświadcza urażony, dziesięcioletni bohater krótkiej powieści „Żegnaj, dziadku, powiedziałem cicho” Elfie Donnelly (przekład Ryszard Turczyn, Nasza Księgarnia, Warszawa 1985), reagując w ten sposób na słowa mamy, oburzonej, że jej synek został poinformowany o raku dziadka. Z drugiej strony jednak trudno lekceważyć lęk matki, próbującej instynktownie chronić swoje dziecko przed zetknięciem z chorobą czy śmiercią – owymi ostatecznymi problemami, nie dającymi się rozwikłać za pomocą narzędzi czysto racjonalnych. Matka, opowiadająca się, w przeciwieństwie do ojca, po stronie zachowania tabu, może mieć rację („…potem się zestarzeję. Włosy zrobią mi się siwe, zaczną mnie boleć nogi. Albo dostanę reumatyzmu w krzyżu. I nie będę już potrafił tak szybko chodzić jak teraz. I wreszcie kiedyś umrę. Przypominam sobie, że chciałem dziadka o coś zapytać. O to, jak to jest z tym umieraniem. Dziwne, ale nagle nie mam na to odwagi. – powiedziała mama. Może ma i rację. Nie wiem.”). Należy jednak odróżnić kłamstwo od tabu. To pierwsze bywa nieudolną próbą racjonalizowania zjawiska, niezrozumiałego z natury rzeczy. Istnienie tabu może mieć sens. Zostawia przestrzeń na tajemnicę, z którą zmierzyć się trzeba w samotności, niezależnie od tego, ile się ma akurat lat. W tej przestrzeni (czasem mrocznej) może się zrodzić uczucie, które nie daje się ująć w karby rozumu. „Serce ma swoje racje, których rozum nie zna” – napisał w swoich „Myślach” Blaise Pascal i to zdanie (stało się porzekadłem wpisywanym do sztambuchów i weszło do skarbnicy mądrości ludowej) dobrze oddaje wagę uczuć. To właśnie wśród nich jest miejsce dla świata wartości. To uczucia, wspomagane przez rozum, który jednak nie jest w stanie całkowicie przejąć ich roli, pokazują drogę, którą winniśmy kroczyć. Wobec problemów ostatecznych stajemy sami, ale niekoniecznie samotni. Można milczeć, zachowując tabu, ale jednocześnie towarzyszyć, być blisko.
Książka „Żegnaj, dziadku, powiedziałem cicho” nie daje rozstrzygnięcia, kto ma rację: racjonalny tata, czy przywiązana do tradycyjnego, „ludowego” podejścia mama („(…) to nie jest temat do rozmowy z dzieckiem!”), ale pokazuje, że mały Michał Nidetzky (narracja jest prowadzona z jego punktu widzenia) i jego rodzice znaleźli jednak swoją drogę. Chłopczyk towarzyszy dziadkowi w coraz cięższej chorobie. Tak mu nakazuje miłość. Rodzice z nią nie walczą, ale usuwają go jednak, by nie patrzył na najgorsze cierpienia chorego. Pozwalają dziecku wejść i pożegnać zmarłego. Mały bardzo silnie przeżywa moment pogrzebu (mdleje na cmentarzu), ale potem jest w stanie pocieszać mamę. Przeżycie smutku daje mu dojrzałość i siłę, by nie tyle zrozumieć, co jakoś na swój dziecięcy sposób uchwycić, czym jest śmierć. Potrafi nawet w pewien sposób cieszyć się listem i pamiątkami pozostawionymi mu przez ukochanego dziadka.
W obu wymienionych wyżej książkach pojawia się motyw śmierci – u Angeli Nanetti jest to jeden z wielu ważnych motywów, u Elfie Donnelly stanowi on wręcz główny temat. W obu mamy do czynienia z przeświadczeniem, że dziecko ma prawo do towarzyszenia i uczucia smutku. To się dziecku należy, bo może być dobrą drogą zbliżenia się do prawdy, która ma taką dziwną naturę, że ciągle nam umyka. Czy taka myśl warta jest tego, by lepiej przyjrzeć się jej w lusterku?
Hanna Diduszko
(Dodano: 2009-07-02)