„Delfin Plum” – recenzja filmu

Mając w pamięci takie produkcje jak „Gdzie jest Nemo”, „Rybki z ferajny” czy „Żółwik Sammy” względem „Delfina Pluma” żywiłam wielkie oczekiwania. Spodziewałam się fascynującej podróży w głąb oceanu, sympatycznych mieszkańców toni wodnej, zapierających dech w piersiach przygód, zachwycających obrazów morskiej flory.

Tymczasem już po dziesięciu minutach oglądania filmu wiedziałam, że będę świadkiem katastrofy morskiej, katastrofy, z której ani twórcy, ani widzowie nie wyjdą cało.

Ale od początku. „Delfin Plum” to ekranizacja powieści peruwiańskiego pisarza Sergio Bambaréna pt. „Delfin. Opowieść o marzycielu”. Jest to historia młodego delfina, który buntuje się przeciwko nudnemu życiu w lagunie. Pragnie zobaczyć kawałek świata, zakosztować przygody. Z tęsknotą spogląda na ocean i marzy o legendarnej fali. Pewnego dnia słyszy tajemniczy, zachęcający do opuszczenia domu i spełniania swoich marzeń głos. Wbrew zakazom przewodnika stada Plum opuszcza lagunę, wypływa na szerokie wody, udaje się w podróż życia. W czasie wędrówki pozna wielu mieszkańców oceanu. Zaprzyjaźni się kalmarem, rekinem i sympatycznym Bączkiem. Lecz obok pozytywnych bohaterów jego drogi splotą się także z wyzyskującą podwodne stworzenia barakudą oraz Złodziejem marzeń. Ten ostatni krok w krok podąża za Plumem i za wszelką cenę chce skraść jego marzenia.

Po obejrzeniu „Delfina Pluma” próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz oglądałam tak żenującą produkcję. I doszłam do wniosku, że jeżeli będę rozpatrywać ostatnie pół roku, to w kategorii animowanego kiczu i tandety „Delfin Plum” jest bezkonkurencyjny. Wszystko, począwszy od nudnej fabuły poprzez drętwych i sztucznych bohaterów, a skończywszy na animacji, jest tragiczne.

Przez blisko dziewięćdziesiąt minut byłam świadkiem, jak niebieski ssak pływa w głębinach oceanu, a jego poczynania komentuje narrator. Spotykane przez Pluma stworzenia albo silą się na mało śmieszne żarty, albo wygłaszają trącące aż do bólu dydaktyzmem tyrady.

Tym, czego absolutnie nie mogę wybaczyć twórcom animacji i co definitywnie zdyskredytowało „Delfina Pluma” w moich oczach, jest sposób przedstawienia czarnych charakterów. Barakuda i Złodziej marzeń naprawdę wzbudzają strach, są jakby wyjęte z horroru. Rekin z filmu „Szczęki” przy Złodzieju marzeń to kochana rybka, którą chciałoby się przytulić. W „Delfinie Plumie” sceny, w których potwór goni tytułowego bohatera oraz kradnie mu marzenia mogą przerazić dziecko i stać się przyczyną nocnych koszmarów.

Wielki minus twórcom „Delfina Pluma” należy się także za animacje. To już nie te czasy, kiedy każdy kolorowy obrazek wywoływał dziecięcy entuzjazm. Dziś takie wytwórnie jak Pixar i DreamWorks wyznaczają trendy w animacji. Stawiają wysoką poprzeczkę i dziękujmy im za to, bo w ten sposób kształtują gust młodego odbiorcy. Nie serwujmy dzieciom bylejakości, pokazujmy to, co najlepsze.

„Delfin Plum” jest produkcją, w której brakuje lekkości i polotu. Fabuła nudzi, żarty nie śmieszą, animacja wykonana niby w Paincie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Twórcy filmu muszą się jeszcze wiele nauczyć, jeżeli chodzi o tworzenie filmów animowanych, a może jednak odpuszczą i oszczędzą sobie i nam kolejnej miałkiej produkcji. Tworzenie filmów animowanych jest bowiem artyzmem i nie każdy musi posiadać ten talent.

Nie polecam! Stanowczo odradzam!

Barbara Zając

nasza ocena: 1

Delfin Plum

Delfin Plum
reżyseria: Eduardo Schuldt
scenariusz: Michael Wogh, Judy Kellem
produkcja: Niemcy, Peru, Włochy
Polski dubbing: Marcin Hycnar, Robert Więckiewicz, Anna Dereszowska, Jerzy Kryszak
dystr. Kino Świat

(Dodano: 2011-08-06)

Dodaj komentarz