„Pan Popper i jego pingwiny” – recenzja filmu

Do polskich kin trafił najnowszy film z udziałem jednego z najpopularniejszych amerykańskich aktorów, Jima Carrey’a. W jednym z wywiadów aktor powiedział: „Od dawna chciałem zagrać w fantastycznym filmie dla całej rodziny, a ten do takich należy. Niektórzy boją się pracować z dziećmi i zwierzętami, bo są nieprzewidywalne. Ja to uwielbiam, bo nie ma nic piękniejszego i bardziej niewinnego niż ciepła historia o zwierzakach.”.

Czy rzeczywiście oparty na motywach powieści Richarda i Florence Atwaterów film „Pan Popper i jego pingwiny” jest tak znakomitym obrazem? Filmem, który jest wspaniałą rodzinną rozrywką, który nie pozwala się nudzić i który zapewni niezapomniane chwile w kinie?

„Pan Popper i jego pingwiny” to historia rozwiedzionego mężczyzny, cynicznego karierowicza, agenta nieruchomości. Na charakter i usposobienie pana Poppera duży wpływ miało jego dzieciństwo. Jako syn podróżnika i odkrywcy rzadko widywał ojca. Z tęsknotą czekał i wyglądał rodzica, ten nie wracał. Teraz pan Popper jest już dorosły, ma dwójkę dzieci, jednak jego stosunki z nimi są dość chłodne, a kontakty ograniczają się do co drugiego weekendu. Wszystko diametralnie się zmienia, kiedy pewnego dnia bohater otrzymuje przesyłkę z Antarktydy. W środku znajduje żywego pingwina. Wkrótce, na skutek nieporozumienia, stanie się właścicielem jeszcze pięciu tych sympatycznych ptaków. Początkowo pan Popper jest negatywnie nastawiony do przybyszów z Antarktydy, z czasem zaczyna darzyć je sympatią, zaprzyjaźnia się z nimi. Poprawie ulegają jego stosunki z byłą żoną i dziećmi. Bohater w końcu zrozumie, co tak naprawdę liczy się w życiu, zrozumie, że najważniejszą wartością jest rodzina.

Ten obraz miał być wspaniałym filmem, tymczasem wyszła komedia średnich lotów. Mam wrażenie, że twórcy przyjęli założenie, że obecność zwierząt oraz szczęśliwe zakończenie filmu wystarczą, aby podbić serca widzów i zagwarantować kasowy sukces. Tylko że to tak raczej nie działa. Film nie zachwyca, jest przewidywalny, momentami nudzi, brak w nim inteligentnych żartów. Komizm sprowadza się do załatwiania potrzeb fizjologicznych, kąpieli w muszli klozetowej czy wydawania głośnych dźwięków przez pingwiny. Trzeba jednak przyznać, że są też sceny bardzo miłe i wzruszające. Taniec sympatycznych pingwinów, wylęg małych ptaków czy scena finałowa „lot” Kapitana mogą rozczulić niejednego wiedza.

Film „Pan Popper i jego pingwiny” jest filmem dubbingowanym. Tylko, o ile w animacjach polski dubbing jest świetny i często przewyższa oryginalną wersję językową, to w filmach fabularnych jestem przeciwna takiemu rozwiązaniu. Wygląda to sztucznie i nienaturalnie, a Jim Carrey mówiący głosem Waldemara Barwińskiego jakoś mnie nie przekonuje. W dialogach kilkakrotnie próbowano przystosować żarty do polskich realiów. Nawiązania do Dody i Bogusława Lindy mnie jednak nie bawiły, ba, wydawały się wprost żenujące.

„Pan Popper i jego pingwiny” jest filmem przeznaczonym dla dzieci od 7 lat. Nie wiem jednak, czy jest to odpowiedni wiek, czy tak młody widz będzie w stanie skupić uwagę przez 95 minut i czy wśród tego całego zamieszania związanego z pingwinami wyłowi przesłanie filmu. Czy po seansie, zamiast powiedzieć: „fajnie jest mieć rodzinę”, nie powie jedynie: „mamo, kup mi pingwina”.

Barbara Zając

nasza ocena: 3

Pan Popper

Pan Popper i jego pingwiny

reż. Mark Waters
scenariusz Sean Anders, John Morris, Jared Stern
obsada: Jim Carrey , Carla Gugino , Angela Lansbury, Ophelia Lovibond, Madeline Carroll
sugerowany wiek: 7+

Dodaj komentarz