„Hokus – pokus, Albercie” – recenzja książki

Kiedy Albert i Wiktor spotykają na ulicy Czarodzieja, już nie mogą o nim zapomnieć. Tęsknią, szukają, „raz prawie go zobaczyli, ale to był ktoś inny, podobny”. Czarodziej, choć potrafi wyczarować z nosa monetę – sam „nieco utyka na chorą nogę”. To staruszek, którego chłopcy poznali w centrum. Staruszek zwykły i niezwykły zarazem.

Mieszka niby tak „jak zwyczajni ludzie, bo ma radio i telewizor”, ale też dom jego to skarbiec z niezwykłymi meblami i przedmiotami. Są wśród nich skóry zwierząt, muszle, lornetka, mapy, butelki z miniaturkami statków w środku. I choć ma instrumentarium czarodziejskie, czyli czarny kapelusz z różdżką, to ponoć statki zbudował sam. Trudno uwierzyć! Ma dla chłopców czas, jego żona – muza Singoalla, częstuje sokiem i bułeczkami, a sam Czarodziej, jak na kogoś o takich zdolnościach przystało, wyczarowuje dalsze przedmioty – grzebień, scyzoryk, całe garści cukierków. Choć najbardziej niezwykłe okazują się jego opowieści podróżnicze, bo tak naprawdę jest emerytowanym żeglarzem. Chłopcy są dumni z takiej znajomości. Tata Alberta jednak przekonuje, że czary nie istnieją – oj, lepiej nie opowiadać mu niczego więcej… Gościnni gospodarze nigdy nie mówią, że „to dla was za trudne” – chłopcy spędzają u nich niepowtarzalny czas, wyprowadzają też psa Singo na spacer. Bo Albert tak bardzo chciałby mieć swojego czworonoga. Nie „kiedyś”, nie „za jakiś czas”, jak obiecuje tata, ale teraz. Może Czarodziej potrafi zwierzaka wyczarować? Czar pryska, na szczęście na krótko, kiedy okazuje się, że z żywym psem nie jest tak łatwo… Czy zdarzy się coś, co spowoduje, że Albert będzie mógł otrzeć łzy goryczy i zawodu?

Książka ta (podobnie jak wcześniejsze części) pisana jest w sam raz dla najmłodszych. Dziecięcym językiem, z doskonałym rozeznaniem w ich świecie. Ona po prostu utkana jest z dziecięcych emocji. Tak prawdziwych, że czytając – czuje się zachwyt ze spotkania z czarodziejem (jak się okazuje – staruszkiem Gustawem), frustrację chłopca, gdy Albert dostaje psa pluszowego, zamiast prawdziwego; jego tęsknotę, wreszcie radość, że spełniają się marzenia.

Gunilla Bergstrom, która napisała i zilustrowała kolejną książkę o Albercie, jest mistrzynią w oddawaniu dziecięcego klimatu i sprawnym poruszaniu się w dziecięcym świecie.

Nie wiemy, ile Albert ma tym razem lat. Z książki na książkę trochę przecież rośnie. Wiemy jednak, że zachwyca się tym, co niezwykłe. Wiemy, że marzy, ma pragnienia, poszukuje. I choć Czarodziej okazuje się Gustawem, to chłopiec nic w związku z tym nie traci. Spełnia się jego największe marzenie – dostaje psa! Bo prawdziwy czarodziej to „ktoś, kto potrafi nadać sprawom jak najlepszy obrót, i to bez sztuczek i trików”. Niezwykła jest znajomość chłopców z parą staruszków, wzajemny szacunek, zainteresowanie. Ich świat pełen ciepła, braku pośpiechu, pamiątek z przeszłości staje się światem czarodziejskim, pociągającym…

Tym razem czytelnik ma do przeczytania więcej, niż we wcześniejszych częściach z serii. I choć ilustracje są czarno-białe, wciąż tak samo swojskie i przyjazne. A może tak oprócz książki – film? Projekcje odbyły się w ramach Festiwalu Filmowego Kino Dzieci. Obecna w tym czasie (we wrześniu) w Warszawie była też autorka i ilustratorka – Gunilla Bergström. Z autorami listów do Alberta – kilkuletnimi laureatami konkursu, spotkała się nawet na śniadaniu połączonym z płynącymi od serca rozmowami…

Naprawdę warto sięgnąć po książkę i wybrać się na film!

Anna Kossowska-Lubowicka
ocena 5

Hokus-Pokus Albercie

Hokus – pokus, Albercie
Gunilla Bergström
przeł. Katarzyna Skalska
wyd. Zakamarki
wiek: 5+

Dodaj komentarz