„The Way Back Home” – recenzja spektaklu

Nosi na sobie czerwono-biały pasiasty sweterek i czapeczkę. Ma wielkie serce oraz głowę pełną pomysłów. Niewiele mówi. Jak każdy ciekawski malec, czasem coś zbroi. Zdobył serca dzieci z całego świata. Zaskarbił sobie sympatię ich rodziców. Zyskał uwielbienie poważnych jurorów międzynarodowych konkursów. Na imię ma… Chłopiec. Jego tatą jest Oliver Jeffers. Na początku podróżowali razem. Dla towarzystwa zabierali ze sobą pingwina.

"The Way Back Home" - spektakl na podstawie książek Olivera Jeffersa, fot. Wrocławski Teatr Lalek
„The Way Back Home” – spektakl na podstawie książek Olivera Jeffersa

Irlandzki artysta i ilustrator pierwszy raz delikatną akwarelą namalował Chłopca w 2004 roku. Wtedy maluch zafascynowany gwiazdami marzył, by zaprzyjaźnić się jedną z nich. Oliver Jeffers historię opowiedział urzekającymi prostotą ilustracjami. Szerokie, pełne światła plany przeplótł zbliżeniami. Obrazki dopełnił zaledwie kilkoma krótkimi zdaniami. Pozostawił wiele miejsca dla wyobraźni, ponieważ emocje, nie sytuacje, w historii były najważniejsze. Tak powstała pierwsza książeczka. Bajka bardzo spodobała się dzieciom i rodzicom, więc chłopczyk wkrótce, we właściwym sobie stylu, przeżywał kolejne przygody. Z przyjacielem pingwinem popłynął na Biegun Południowy, a stamtąd dotarli do czytelników zamieszkujących niemal wszystkie zakątki ziemi. Mały rezolutny dzieciak doświadczył tak wiele, że wreszcie mógł opuścić stronnice książek. Nadszedł czas na przygodę z filmem. Wystąpił w animacji „Chłopiec i Pingwin. Historia odnalezionej przyjaźni”. Obecnie gra w spektaklu „The Way Back Home” („Droga do domu”), przygotowanym wspólnie przez Teater Refleksion z Danii oraz Branar Téatar z Irlandii.

Chłopiec w łódeczce przemierza otchłań sceny Wrocławskiego Teatru Lalek. Znajduje bezpieczną przystań. Zmęczony podróżą kładzie się do łóżka. Nie wytrzyma zbyt długo w bezruchu. Energia i bezlik pomysłów go rozpierają. Znajduje samolot. To będzie świetna zabawa. Ściga się z ptakami. Leci, leci, leci. Tak zatraca się w harcach, że dociera aż na księżyc. Mknąłby dalej, gdyby nie awaria pojazdu. Opuszcza pokład. Po pewnym czasie spostrzega, że nie jest sam. Oprócz niego na drugim końcu księżycowego rogalika siedzi ufoludek, któremu przydarzyła się identyczna przygoda. Chłopiec nieufnie przygląda się towarzyszowi niedoli. Gest za gestem, krok po kroku i podróżnicy zbliżają się do siebie. Zaczynają wspólnie działać. Okazuje się, że w maszynach brakuje paliwa. Chłopiec skacze ze spadochronem. Ląduje u pingwina. Figlom nie ma końca. Przez cały ten czas, tam u góry czeka ktoś, kto pomógł spaść na ziemię.

Twórcy spektaklu całkowicie ulegli urokowi Chłopca. Rozsądnie, zamiast udoskonalać świetną bajkę i ryzykować, że przytłoczą widza jej przesadną wspaniałością, wiernie odtworzyli pierwowzór. Po mistrzowsku zamienili materię książkową na teatralną. Scenograf Mariann Aagraard nadała postaciom i przedmiotom z ilustracji trzeci wymiar, stworzyła śliczne malutkie lalki oraz rekwizyty. Przejścia z szerokich planów w zbliżenia wyczarowano za pomocą punktowego oświetlenia. Światło wydobywa też charakterystyczne dla chłopięcego świata żywe, ciepłe kolory. Chwilami spontanicznie zachwyca. Niektóre dzieci aż otworzyły usta na widok iluminacji samolotu przemierzającego czarną galaktykę. Nastrój rysunków oddaje delikatna muzyka. Reszta to już cuda dokonane przez bardzo sprawnych animatorów. Niczym w czapkach niewidkach giną w kosmicznych przestworzach. Aapo Repo i Neasa Ni Chuanaigh precyzyjnie wykonują każdy mikro ruch.

W książce emocje postaci zostały pokazane za pomocą subtelnych zmian wyrazu twarzy. W spektaklu buzie lalek są nieruchome. Bohaterowie uczucia wyrażają gestami. Radość malca i pingwinka, droczących się o honorowe miejsce przed telewizorem, udziela się widzom. Rozczula scena, w której ciekawość bierze górę nad nieśmiałością i powoli rodzi się zaufanie. Kosmita ostrożnie łaskocze dzieciaka, a ten w reakcji dyskretnie się śmieje. Po chwili odrobinę niepewnie chwytają się za dłonie. Małych i dużych wzrusza widok spuszczonej głowy Chłopca. Artyści zrezygnowali ze słów, żeby nie zagadać emocji. Bohaterowie rozmawiają każdy w swoim języku, ale nie ludzkim. Publiczność znajduje się w położeniu ufoludka, który słyszy mowę dziecka. Jak się okazuje, jest to bardzo komfortowe doznanie, bo miły głos, uzupełniony językiem ciała, przekazuje jasne komunikaty.

Szkoda, że Wrocław to zaledwie jeden z przystanków Chłopca w drodze do domu. Słodki malec roztacza tyle ciepła i uroku, że trudno się z nim rozstać. Nie pozostało nic innego, jak za przykładem pingwina, dać przyjacielowi to, co przyda mu się najbardziej w dalszej podróży – moc uśmiechów i oklasków. Kto wie, może to nie będzie ostatnie spotkanie?
Maria Maczuga

The Way Back Home
(Droga do domu)
Na podstawie książki Olivera Jeffersa
Reżyseria Bjarne Sandborg (Dania), Marc Mac Lochlainn (Irlandia)
Lalki i scenografia Mariann Aagaard (Dania), assisted by Malene Laurvig (Dania)
Muzyka i aranżacja dźwięku Henrik Andersen (Dania), Morten Meilvang Laursen (Dania)
Reżyseria świateł Morten Ladefoged (Dania)
Warsztat/ technika Morten Meilvang Laursen (Dania), William H. Nielsen (Dania), Ciarán Kelly (Irlandia)

Obsada
Aapo Repo (Finlandia), Neasa Ni Chuanaigh (Irlandia
Koprodukcja Teater Refleksion (Dania) i Branar Téatar (Irlandia), we współpracy z Festiwalem Baboró International Arts Festival for Children

czas trwania: 45 min.
wiek: 4-8

Spektakl „The Way Back Home” gościł we Wrocławskim Teatrze Lalek podczas 4. Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci.

Dodaj komentarz