Tajemnicza wyprawa w głąb ziemi i… własnych lęków.
Dziara i Obły znają się od dziecka, ale nie łączy ich przyjaźń. Los rzuca ich w końcu do jednej klasy. Podczas wycieczki do nieużywanej kopalni chłopcy odłączają się od grupy i trafiają do mrocznych podziemi, w których… coś się czai. Zaczyna się dramatyczna walka o wydostanie się na powierzchnię. Ale nie chodzi tu tylko o ucieczkę z zagmatwanego labiryntu korytarzy. Każdy z chłopców stacza także bitwę z samym sobą…
To powieść o poznawaniu siebie, pokonywaniu strachu oraz o przyjaźni. Autor zabiera nas w szaloną podróż po wykreowanym przez siebie świecie.
Z czystym sumieniem mogę polecić Tajemnicę mroku czytelnikom w każdym wieku.
Katarzyna Berenika Miszczuk
RECENZJE CZYTELNIKÓW
Wyobraźnia to takie wspaniałe naczynie, z którego można czerpać do woli. I pan Piotr czyni to z nieukrywaną radością. Tajemniczy Iluminaci, Skarbnik, Żmij, czy główny przeciwnik – strażnik ciemności Fobos, nie pozwalają się nudzić Obłemu i Dziarze w drodze ku słońcu. (…)
Zestawienie dwóch różnych charakterów: łobuza/żartownisia Jarka „Dziary” oraz nieco zaokrąglonego skromnego Bartka „Obłego”, w tak skrajnie niesprzyjających okolicznościach, pozwala na przeprowadzenie ważnej lekcji o zrozumieniu, tolerancji, współpracy, o powierzchownym ocenianiu innych w oparciu o wygląd czy zasłyszane plotki. Wreszcie uczy o przezwyciężaniu własnych lęków, oswojeniu strachu paraliżującego nasze poczynania.
Zwyklamatka.pl
http://www.zwyklamatka.pl/2017/03/tajemnica-mroku-czyli-we-dwoje-przez.html
Wiele dobrego mogę powiedzieć o stylu pisania Patykiewicza. Autor ma talent do kreowania ogromnych, złożonych i interesujących światów.
Gavran.pl
http://fan-dom.pl/2017/03/tajemnica-mroku-recenzja-przedpremierowa/
Piotr Patykiewicz – w przeszłości imał się wielu zajęć: był między innymi dziennikarzem (pisał sprawozdania z meczów lokalnych drużyn piłki nożnej), ochroniarzem w supermarkecie, parkingowym, kierownikiem klubu studenckiego, agentem ubezpieczeniowym i bukinistą. Prowadził też sklep zoologiczny, nastawiony na zwierzęta egzotyczne (pająki, gady, owady). Dzięki tej ostatniej pracy wie, jak wygląda przewód pokarmowy węża morskiego i co należy zrobić, żeby ubić wąpierza krwiopijcę. Zadebiutował w 1996 roku opowiadaniem Czorty. Jego teksty ukazywały się w „Fenixie”, „Nowej Fantastyce” i „Science Fiction, Fantasy i Horror”. Napisał też kilka powieści dla dorosłych, między innymi Odmieniec (2006), Wąska ścieżka czarownicy (2008), Dopóki nie zgasną gwiazdy (2015).
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Dzień bez słońca
Od samego początku wszystko układało się jak najgorzej.
Październikowy ranek był szary i deszczowy. Bartek, którego z powodu mało sportowej sylwetki powszechnie nazywano Obłym, zerknął zza firanki na ulicę. Skuleni, zakapturzeni przechodnie dreptali śpiesznie, autobusy rozchlapywały kałuże, a wiatr ogałacał drzewa z pożółkłych liści. Westchnął głęboko. Znał, oczywiście, powiedzenie, że w taką pogodę nie wygania się nawet psa, ale też wiedział, że w tym brutalnym świecie zwyczajnemu nastolatkowi nie przysługują tego rodzaju przywileje. Z ciężkim sercem wrzucił do plecaka książki, zeszyty i kanapki.
Nigdy nie lubił szkoły, a tego roku znielubił ją jeszcze bardziej. Przez Dziarę.
Dziara pojawił się na początku września, zupełnie niespodziewanie – jak wszystkie nagłe nieszczęścia. Wkroczył do klasy bez żadnego skrępowania, z rękami w kieszeniach, łaskawie burknął Modliszce „dzie-bry” i rozsiadł się swobodnie w ostatniej ławce, wyciągając nogi daleko przed siebie. Nie mógłby wywrzeć bardziej wstrząsającego wrażenia, nawet gdyby przybył z odległej galaktyki. Ostrzyżony na jeża, z drutem kolczastym wytatuowanym wokół ramienia, w czarnym podkoszulku z czteroliterowym skrótem hasła obrażającego policję, rażąco odstawał od wizerunku przeciętnego gimnazjalisty. Z początku Obły nawet go nie rozpoznał, dopiero gdy Modliszka przedstawiła go z nazwiska jako nowego ucznia, z najgłębszej otchłani pamięci napłynęło to jedno jedyne wspomnienie, które przez tyle lat daremnie starał się wyprzeć.
To wydarzyło się, kiedy miał ledwie sześć lat.
Bawił się z kolegami na podwórku w chowanego. „Podwórkiem” przywykli nazywać kawałek trawnika przed blokiem, wciśnięty między parking, ulicę i pawilon handlowy. Były tu mały, mocno wysłużony plac zabaw, kilka ławek, żywopłot, parę rachitycznych drzewek, trzepak i boisko do koszykówki z pourywanymi koszami, o wyraźnie pofałdowanym asfalcie. Niewiele atrakcji, ale wówczas był to dla nich cały świat, pełen nieograniczonych możliwości i tajemnic, które dopiero czekały na odkrycie.
Bardzo chciał choć raz wygrać, jednak to nie było takie łatwe. Koledzy odnajdywali go zawsze bez trudu, bo z powodu jego pulchnych kształtów większość kryjówek pozostawała dla niego niedostępna. W desperacji usiłował nawet zakopać się w piaskownicy i prawie się udusił, a i ten fortel zawiódł. Gdy przyszła na niego kolej szukania, w celu zwiększenia swoich szans dopuścił się drobnego szachrajstwa – odliczył do przepisowych dwudziestu szybciej, niż należało, i podglądał przez palce. Nie odczuwał specjalnych wyrzutów sumienia. Przecież gdyby wynik tej zaciętej rywalizacji zawsze i bez wyjątku był taki sam, wszyscy szybko by się znudzili. Mimo fortelu długo błąkał się wokół bloku, coraz bliższy płaczu. Któryś z chłopaków podkradł się z tyłu i ze śmiechem prztyknął go w ucho. Wreszcie wydało mu się, że czyjaś czerwona czapka z daszkiem zniknęła w cieniu pod schodami przed wejściem do bloku. Tak, to z pewnością była świetna kryjówka, ustronna i zasłonięta po bokach przez krzaki. Pobiegł tam, rozradowany, z góry smakując zwycięstwo, ale gdy rozgarnął zarośla, w wilgotnym półmroku pod betonowymi stopniami nie było nikogo.
Sterczał tam przez chwilę, zawstydzony, gdy nagle tuż koło jego nogi czmychnął spod schodów półdziki kocur, wsunął się zwinnie w szparę uchylonego okienka śmietnika i zanurkował w ciemność.
Obłemu aż zrobiło się ciepło z emocji, doznał nagłego olśnienia.
Gdy otwierał drzwi zsypu, cichutko skrzypnęły zawiasy. Z ciemnego wnętrza buchnęła nieprzyjemna woń przepełnionych kubłów i wilgotnych ścian. Zawahał się, przystanął na progu. Był tu już wcześniej parę razy przy okazji przedświątecznych porządków, kiedy pomagał ojcu wynosić różne niepotrzebne rupiecie – ale nigdy sam.
– Hej! – zawołał półgłosem. – Wyłaź, znalazłem cię!
Nie doczekał się odpowiedzi. Zdawało mu się, że mrok szumi lekko, jak w środku gigantycznej muszli.
– Wyłaź! – Spróbował być stanowczy. Zrobił pół kroku naprzód. – Przegrałeś! Wyłaź albo idę do domu!
Cisza.
Pamiętał, że włącznik światła powinien być gdzieś na prawo od drzwi. Ostrożnie przesunął się w tamtą stronę, szorując plecami po ścianie, i po omacku zaczął szukać dłonią. Spod palców z cichym szmerem sypały się kawałki złuszczonej farby. Z każdą upływającą chwilą robiło mu się cieplej, i to pomimo chłodu, który ciągnął od betonowej podłogi. Po trochu oddalał się od drzwi, ale upragniony włącznik wciąż pozostawał poza zasięgiem. Dopiero gdy odwrócił się twarzą do ściany i wspiął na palce, natrafił na niego ręką i natychmiast go przekręcił.
Pstryk – i nic.
Ciągle ten sam paskudny, gęsty mrok.
Serce zatrzepotało w nim gwałtownie. Chciał od razu uciec, ale zawadził nogą o jakieś pudło i upadł, obijając sobie boleśnie łokieć i biodro. Zanim się pozbierał, oszołomiony, ciężkie drzwi się zatrzasnęły.
Zdrętwiał ze strachu; bał się poruszyć, a nawet głośniej odetchnąć. Gdy przebrzmiało echo, cisza stała się jeszcze głębsza niż przedtem. Z podłogi zniknęła słoneczna smuga, tylko wysoko pod sufitem majaczyła brudna szyba jedynego okienka. Minęło sporo czasu, nim ochłonął na tyle, żeby się podnieść na drżących nogach.
– Głupi kawał… – wyjąkał. – I wcale nieśmieszny.
Dosłyszał szelest w ciemnościach i znów opuściła go cała odwaga. Skoczył do drzwi, ale nie potrafił znaleźć klamki, więc w popłochu załomotał pięściami w blachę.
– Wypuśćcie mnie! – zawołał. – Wszystko powiem tacie!
Był pewien, że coś się skrada do niego z tyłu. Mrok kłębił się za nim jak czarny dym. Znów coś usłyszał, jakiś chrobot na klapie kubła. Zaraz potem w okienku zakołysał się cień.
Szarpnięte od zewnątrz drzwi otworzyły się nagle. Oślepił go słoneczny blask.
– Co jest, młody? – zabrzmiał kpiarski głos w potokach światła. – Boisz się szczurów?
Tak zawarł znajomość z Dziarą, łobuziakiem starszym o całe dwa lata. Wówczas jeszcze wszyscy nazywali go po prostu Jarkiem; nowa ksywa przylgnęła do niego dużo później, po pierwszym pobycie w poprawczaku.
Widywał go potem od czasu do czasu z daleka, jak rozganiał kamieniami wróble, podpalał kosze na śmieci albo ochlapywał błotem przechodniów. Przezornie unikał z nim spotkań, a po paru miesiącach na dobre stracił go z oczu. Przypuszczał, że Jarek wyprowadził się z rodzicami, ale w gruncie rzeczy nie interesowało go to za bardzo. Bez niego podwórko wydawało się o wiele przyjemniejszym miejscem.
Gdy nagle zobaczył go znowu, po latach, i to w swojej klasie, przeżył prawdziwy wstrząs. Rozpoznał Dziarę po chwili, choć zmieniło się w nim prawie wszystko. Nie przypominał już dawnego urwisa, raczej młodocianego przestępcę. Takie samo pozostało tylko jego zaczepne, nieprzyjazne spojrzenie przymrużonych oczu.
Tajemnica mroku
Piotr Patykiewicz
wyd. Wilga, 2017
wiek: 10+