Rozmowy o „Czykoladzie”

Z pisarzem Pawłem Beręsewiczem, autorem książki „A niech to czykolada!”, na podstawie której powstał niedawno w Teatrze Baj spektakl w reżyserii Ewy Piotrowskiej, rozmawia teatrolog, Aldona Kaszuba.

A niech to czykolada_wyw_2

Aldona Kaszuba: Niech naszą rozmowę otworzy cytat z Pana książki „Czy pisarzom burczy w brzuchu?”:
„Skąd swe pomysły pisarz bierze?
Czy ktoś w prezencie daje mu je?
Otóż odpowiem całkiem szczerze:
ja nie dostaję, ja poluję.”
Jak wyglądało polowanie na „Czykoladę”?

Paweł Beręsewicz: „Czykoladę” napisałem osiem lat temu, czyli dość dawno. Już tak dobrze nie pamiętam, jak to było z tą „Czykoladą”. Teraz, gdy zainteresowanie książką wróciło przy okazji realizacji przedstawienia, to mam wrażenie, że wszyscy są bardziej na bieżąco niż ja, bo odkrywają ją od początku, a dla mnie to był już czas przeszły. Coś tam może pamiętam… Pani pyta o polowanie…

AK: Pisał Pan, że Pan poluje…

PB: Podczas spotkań autorskich dzieciaki często pytają, skąd mam pomysły na książki. Wtedy opowiadam im właśnie o polowaniu, że chodzę, zaglądam w różne kąty, zakamarki i zwykle tak jest, że gdzieś jakiś pomysł się czai, trzeba go tylko umieć podejść i upolować, aby móc potem wykorzystać do książki.

Myślę, że akurat przy pisaniu „A niech to czykolada!” to, co napisałem w przywołanym wierszu, się nie sprawdziło. Zupełnie sobie nie przypominam polowania i szukania tego pomysłu. Chyba jednak w tym przypadku ktoś mi dał pomysł w prezencie. Coś musiało na mnie spłynąć, to coś, co się chyba zwykle nazywa natchnieniem, z jakiegoś tam magazynu pomysłów czy natchnień. Z jakiegoś względu spływa ono na tę osobę a nie na inne, w tym momencie a nie w innym. Jest w tym jakiś element tajemniczy, nad którym być może trzeba się będzie kiedyś zastanowić.

A początek tej książki był dosyć prozaiczny. Fundacja „ABCXXI – Cała Polska Czyta Dzieciom” ogłosiła konkurs na książkę. Dość późno się o nim dowiedziałem, czasu było niewiele, ale postanowiłem napisać. No i tak powstała „A niech to czykolada!”.

A niech to czykolada_wyw_1

AK: Kiedy powiedział Pan o tym, że ten pomysł przyszedł z zewnątrz, to ja sobie pomyślałam, tak czykoladowo właśnie, że to my jesteśmy w kapeluszu i jakiś Bombalini coś nam niespodziewanie ofiarowuje.

PB: Też tak to sobie troszkę tłumaczę.

AK: Tym mikro- i makroświatom może nie być końca. Jeden w drugim i tak dalej – w plus i minus nieskończoność.

PB: Kiedy byłem dzieckiem, bawiłem się na plaży w filozofowanie. Myślałem sobie, że może ziarenko piasku nie jest wcale ziarenkiem piasku, tylko jakimś światem, inną planetą, na której siedzi dokładnie taki sam ktoś jak ja, i że w tamtym świecie być może jest kolejna plaża i kolejne ziarenko piasku. To daje takie przyjemne poczucie mocy, że można wziąć łopatkę i ziarenko piasku przesypać, prawda? Jest się gigantem, mocarzem, prawie że Panem Bogiem. Ale jeśli konsekwentnie pójdziemy za tym tokiem myślenia, to uświadamiamy sobie, że może my też jesteśmy dla kogoś takim ziarnkiem piasku i tam gdzieś wyżej, nad nami też jest ktoś z łopatką.

AK: I to już nie jest przyjemne.

PB: Wtedy przestajemy się czuć potężni, stajemy się malutcy i tak dalej. Co nie zmienia faktu, że jest to fajna umysłowa zabawa i pamiętam, że jako dziecko lubiłem się w takie rzeczy bawić. Być może dlatego to jakoś dojrzało po latach w formie tej książki.

AK: Miałam podobne doświadczenie z filozofowaniem jak Pan. Miałam może dziewięć lat. Wyobraziłam sobie, że makówka jest wszechświatem, a ziarenka maku planetami. Chwilkę mnie to zabawiło „na ciekawie i na wesoło”, ale zaraz pomyślałam, że może ja też jestem w takiej makówce i poczułam niepokój, prawie metafizyczny. Pamiętam to uczucie do dziś.

PB: Może to jest uniwersalna sprawa, że każdy sobie w pewnym momencie takie pytania zadaje. Opowiedziałem o sobie jako o tym chłopcu na plaży, który cieszy się poczuciem mocy, ale z drugiej strony to jest przerażające. Idzie się po plaży i z każdym krokiem depcze się po ziarenkach piasku. Nie wiadomo, jakie są tego konsekwencje. Jak to zrobić, żeby nie zgnieść jakiegoś świata…

AK: Takie myślenie rzeczywiście otwiera ciekawe obszary.

PB: Być może „Czykolada” jest powrotem do tej zabawy na plaży. Z drugiej strony myślę, że pomysł tej książki jest rodzajem sztuczki iluzjonistycznej. Taki był początek pomysłu na tę książkę: chciałem zrobić sztuczkę.

AK: O ile mój odbiór książki był bardziej filozoficzny, to spektakl wydobył na pierwszy plan właśnie motyw gry, iluzji w iluzji. To nie oznacza, że nie kryją się w nim także pytania filozoficzne. Obie warstwy tej historii wydają się być dla młodych widzów frapujące. Bardzo emocjonalnie podchodzą do sztuczek magika Bombaliniego.

PB: Kiedy jako dziecko oglądałem występy iluzjonistów, byłem bardzo poruszony. Zawsze się zastanawiałem, czy są prawdziwe, czy nie. Skłaniały do rozważań, co jest prawdą, a co nieprawdą, co się wydaje, co jest iluzją. Element metafizyczny w takich sztuczkach magicznych także jest obecny, tak mi się wydaje.

AK: To cudowna rzecz, że ten iluzjonista, którego Pan ułapił i uczynił jednym z głównych bohaterów książki, w teatrze się ucieleśnia. Czyli dzięki przeniesieniu książki na scenę Bombalini znowu występuje. Proszę powiedzieć, czy miał Pan jakieś wewnętrzne opory przed oddaniem „Czykolady” do teatru?

PB: Nie zastanawiałem się ani chwili. Z przyjemnością dałem się namówić. Natomiast nie ukrywam, że nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak twórcy spektaklu sobie poradzą z tym niełatwym zadaniem. Jako autor jestem opowiadaczem, gadaczem, moim tworzywem jest słowo. Lubię słowa. A w teatrze jest odwrotnie – im mniej słów, tym lepiej. Im więcej można pokazać obrazem, działaniem, tym korzystniej dla przedstawienia. W książce „A niech to czykolada!” narracja jest bardzo istotna, na scenie narrację literacką trzeba wyrzucić, a pokazać to, o czym opowiada. Bez kokieterii, była to dla mnie niesamowita przygoda i duże przeżycie zobaczyć, jak się tekst literacki przetwarza na obraz, na przedstawienie. Nie mam wyobraźni teatralnej i na szczęście nie ja musiałem dokonywać adaptacji „Czykolady” na scenę. Jestem wdzięczny Roksanie Jędrzejewskiej-Wróbel, że się tym zajęła i znakomicie to zrobiła.

AK: Z tego, co wiem o genezie tego przedstawienia, to adaptacja powstawała w ścisłym dialogu Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel z reżyserem, Ewą Piotrowską, a nawet więcej: powstała na zamówienie reżysera. Więc tekst, piosenki były tworzone pod konkretną sceniczną wizję „Czykolady”, jaką miała pani reżyser. Ewa Piotrowska w jednej z wypowiedzi wyznała, że od momentu zapoznania się z Pana książką kilka lat temu, czuła duży teatralny potencjał tej opowieści.

PB: Jestem przekonany, że dla autora adaptacji wizja reżysera powinna być najważniejsza. Reżyser jest tą osobą, która potrafi przeczytaną historię sobie wyobrazić i „zobaczyć” na scenie.

AK: Czyli to jest takie przetłumaczenie na inny język.

PB: Tak, właśnie tak. I dla mnie jest to język obcy. Nie wiem, co jest możliwe, a co nie jest możliwe do pokazania na scenie. Nie mam doświadczenia, co aktor potrafi wygrać, co można zrobić rekwizytem, co uda się pokazać na scenie, a czego nie. Jako pisarz w ogóle nie byłem w stanie sobie wyobrazić, jak można pokazać na scenie wydarzenia z Zylirii, na przykład zjawienia się rzeczy, czy moment, kiedy obrączka wypada i sieje spustoszenie na placu, a w spektaklu Ewy Piotrowskiej zostało to fantastycznie pokazane. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.

AK: A czy był jakiś element, którym był Pan szczególnie zaskoczony?

PB: Nowością w spektaklu są piosenki. Nie ma ich w książce, są natomiast bardzo ważnymi i efektownym elementem inscenizacji. Poza tym są świetnie odegrane i zaśpiewane. Niewątpliwie kolosalne wrażenie robi ogromna ręka. W momencie wypadnięcia obrączki, czuć napięcie na widowni. Bardzo pomysłowo jest rozegrana scena, kiedy Ole z kolegami budują atrapę zegarka. W spektaklu jest mnóstwo fajnych pomysłów inscenizacyjnych, na które ja w życiu bym nie wpadł. Na szczęście są osoby, które to potrafią, i dzięki nim istnieje teatr.

AK: Po spektaklu „A niech to czykolada!” w Teatrze Baj młodzi widzowie przeważnie są bardzo poruszeni i podekscytowani.

PB: Też miałem takie wrażenie, że coś wisi w powietrzu. Opada kurtyna, a publiczność jest nieco oszołomiona.

AK: Dzieci dość intensywnie przeżywają spektakl. Emocjonują się pokazami iluzjonistycznymi Bombaliniego, przeżywają historię jego życia, a w pierwszej części historię mieszkańców Zylirii. Wciąga je też intelektualnie zagadka, która stoi u podstaw Pana „Czykoladowej” opowieści. W trakcie przedstawienia chłoną historię, a dopiero po zakończeniu rozpakowują te nagromadzone doświadczenia i próbują je zrozumieć.

A niech to czykolada_wyw_3

PB: Po którymś z pierwszych spektakli, podczas moderowanego spotkania z widzami, dzieci zadawały na początku pytania techniczne o sztuczki. A nagle zdarzyło się coś, co mnie bardzo poruszyło. Raptem z któregoś z ostatnich rzędów wstał chłopiec i z ogromnym przejęciem, drżącym głosem powiedział: „Ale jak to? Dlaczego Bombalini poszedł do więzienia? Przecież on nic złego nie zrobił.”

Dla mnie to było absolutnie wstrząsające doświadczenie. Zobaczyłem, jak głęboko można dotrzeć do emocji widza, odbiorcy, jak można poruszyć jego emocje, a dziecka już szczególnie. Z jednej strony jest to fascynujące, bo pokazuje moc teatru czy literatury, a z drugiej strony jest przerażające, bo pokazuje, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na twórcach, skoro mogą tak głęboko ingerować w emocje dziecka, że jest tak bardzo poruszone tym, że coś niesprawiedliwego się stało. Myślę, że to cenne, że ten chłopiec zadał sobie takie ważne pytanie. To dobrze, że będzie się nad tym zastanawiał i może porozmawia o tym z rodzicami.

AK: Myślę sobie, Panie Pawle, że to zdarzenie potwierdza wielowarstwowość „Czykolady”. Podczas lektury złożoność tej historii objawia się w spokojniejszym tempie, dziecko może o coś nas zapytać w trakcie, możemy z nim coś omówić, można sobie do czegoś wrócić i to przemyśleć.

PB: Dokładnie tak.

AK: W teatrze jest inaczej. Podczas spektaklu w krótkim czasie dziecko otrzymuje całość historii, a porozmawiać o tym może dopiero po zakończonym przedstawieniu. Reakcje dzieci podczas przedstawień i rozmowy po spektaklach pokazują, że dzieci pomimo tej intensywności komunikatów ze sceny odbierają wszystkie warstwy „Czykolady”: sensacyjną, fantastyczną, iluzjonistyczną, filozoficzną. Angażują w odbiór równocześnie i intelekt, i emocje.

PB: Dzieci są tutaj szczególnie delikatną materią.

AK: Chyba groźniej jest naruszyć granice bezpieczeństwa emocjonalnego dziecka niż pokazać mu spektakl, którego nie zrozumie intelektualnie. W „Czykoladzie” raczej takich niebezpieczeństw emocjonalnych nie ma, ale ze względu na intelektualną grę-zagadkę Teatr Baj kieruje spektakl do widzów od 8. roku życia.

PB: W konkursie, na który napisałem książkę „A niech to czykolada!”, trzeba było określić wiek odbiorców. Zgłosiłem „Czykoladę” do kategorii 10-14 lat. Pisząc ją myślałem o czytelnikach z końcowych klas szkoły podstawowej. Książka została opublikowana w 2011 r. z pięknymi ilustracjami Piotra Fąfrowicza, ale niestety w formie, która na pierwszy rzut oka sugeruje młodszych czytelników. To sprawiło, że sięgały po nią dzieci z klas I-III szkoły podstawowej, a nie te, dla których została napisana. Nic dziwnego, że była to dla nich lektura za trudna.

Mam wrażenie, że forma teatralna ułatwia kontakt z tą książką. Młodszemu dziecku łatwiej zanurzyć się w historii przedstawionej na scenie i cieszyć się różnymi rzeczami, które się w niej znajdują.

Mam wrażenie, że spektakl lepiej przemawia do wyobraźni, do emocji dziecka niż książka.

AK: Dzieci wyłapują ze spektaklu wszystkie te konteksty, które są w książce ukryte, i dla młodszych dzieci trudne w lekturze do złapania.

PB: Tak. Czytelnik musi się najpierw zmierzyć z konwencją, co wymaga pewnego intelektualnego wysiłku. Ten etap zapoznania się z konwencją i poznania realiów miasta Zyliria w teatrze jest szybszy.

AK: Odbierany wszystkimi zmysłami.

PB: O ile przeciętny ośmiolatek namęczyłby się nad tą książką, o tyle ośmiolatek w teatrze – moim zdaniem – powinien się dobrze bawić.

AK: Mnie książka wciągnęła od początku. No, może musiałam się przez pierwsze zdania przyzwyczaić do Pustek i Zjawień, ale potem poddałam się nurtowi opowieści i była to bardzo ciekawa i frapująca podróż.

PB: Myślę, że to jest w gruncie rzeczy książka, która nie ma górnej granicy wieku.

AK: Spektakl potwierdza, że zarówno dzieci, jak i dorośli bardzo dobrze się bawią tą historią.

PB: Ja też się bardzo dobrze bawiłem. Byłem pod wrażeniem.

AK: I też z emocjami Pan oglądał?

PB: Naprawdę, też z emocjami. Szczególnie pierwsza część była dla mnie zaskoczeniem. Wciągnęła mnie tak, jakbym zupełnie nie znał tej historii.

A niech to czykolada_wyw_4

AK: Podczas spotkań po spektaklach widzowie mają możliwość zadania pytań czy podzielenia się swoimi spostrzeżeniami i refleksjami. Pytania o sztuczki są najczęstsze i najbardziej niecierpliwe, na przykład: „Aaa, czy ten ogień, co zrobił Bombalini, to był prawdziwy?”. Pytają też, czy Bombaliniego można zobaczyć w telewizji albo kiedy będzie występował następnym razem. W wypowiedziach dzieci widać też głębsze przeżycie historii, którą przed chwilą zobaczyli na scenie. Tak jakby próbowali teraz na szybko zrozumieć rzeczywistość, w którą zostali wrzuceni na czas trwania przedstawienia.

PB: Pamiętam, że podczas rozmowy po spektaklu wstała dziewczynka i zadała pytanie: „Czy oni umarli?”. I zapadła cisza.

AK: Dzieci mają różne zdania i wnioski. I to bardzo dobrze, że mają różne. Świadczy to tylko o niewątpliwej zalecie „Czykolady”, jaką jest jej niejednoznaczność. Co tak porusza dzieci? To, że próbują znaleźć konkretne rozwiązanie tej zagadki, konkretną odpowiedź. „Ja myślę, że to dobrze, że tak się skończyło, bo pokazało, że nie można być takim chciwym”. Powiedział chłopiec i ta wypowiedź dotyczyła mieszkańców Zylirii.

PB: Bombalini w pewnym sensie też miał z tym problem. Miał sygnały, że zaczyna się robić niebezpiecznie, ale to zlekceważył, nie potrafił się zatrzymać, jak nakazywał rozsądek.

AK: Jedna dziewczynka zauważyła, że to, co się wydarzyło w Zylirii, nie było tak do końca złe, bo się dzięki temu spełniło marzenie Dundolfa.

PB: Z Dundolfem to nie jest do końca wyjaśniona sprawa. To jest pewien mit i jak to z mitami bywa, nie da się ich wyjaśnić.

AK: Dzieci pamiętają bajkową balladę o Dundolfie, którą rozpoczyna się spektakl, ale mylą czasem Dundolfa z Bombalinim.

PB: Można się zastanawiać, czy tak nie jest. Chociaż z drugiej strony Bombalini jest też przez jakąś zewnętrzną siłę manipulowany, ktoś mu przecież podrzucił czarodziejski kapelusz. Więc nie jest sprawcą tego, co się wydarza, tylko raczej narzędziem i kukiełką w większej grze. Mit Dundolfa niby funkcjonuje w Zylirii, ale potem okazuje się, że być może funkcjonuje on na jeszcze wyższym poziomie, niż ta rzeczywistość zyliryjska.

AK: Jeden z chłopców zastanawiał się, dlaczego w scenach z Zylirii w tle pojawiają się „takie czarne jakby linie, cyfry, literki na białym tle”. I sam próbował znaleźć odpowiedź, że to może dlatego, że niektóre składniki mikstury Dundolfa zaczęły działać i miasto już częściowo podlegało przemianie.

PB: Czyli wygląda na to, że dzieciaki wychodzą z teatru bez gotowych odpowiedzi, mają raczej więcej pytań.

AK: Rozmowy po spektaklach mają takie zadanie, żeby im uświadomić, że to dobrze, że stawiają pytania, że mogą mieć różne zdania, że odpowiedzi mogą być różne.

PB: To jest ważna lekcja dla dzieciaków, że po przeczytaniu książki czy obejrzeniu spektaklu, pewien rodzaj zamętu w głowie jest czymś dobrym, a nie jest znakiem porażki. To nie jest tak, że zawiodłem jako widz czy czytelnik.

AK: Niech to będzie puentą naszej rozmowy i zachętą do poznania historii „A niech to czykolada!” w Teatrze Baj lub poprzez lekturę. Dziękuję bardzo z rozmowę.

PB: Dziękuję.

Paweł Beręsewicz_1

Paweł Beręsewicz – pisarz, tłumacz, leksykograf. Jest autorem opowiadań, powieści i wierszy dla dzieci i młodzieży. Napisał ponad dwadzieścia książek, m.in. „Co tam u Ciumków?”, „Czy wojna jest dla dziewczyn?”, „Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek”, „A niech to czykolada!”, „Tajemnica człowieka z blizną”. Zdobył wiele nagród i wyróżnień, w tym dwukrotnie Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego (2006, 2011), Nagrodę Literacką m.st. Warszawy (2010), Nagrodę w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren (2011). Wiele z jego książek znalazło się na Złotej Liście „Fundacji ABC Cała Polska czyta dzieciom” oraz było nominowanych w Konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY. Ma swoich wiernych czytelników, z którymi bardzo lubi się spotykać, odbył ponad 1200 spotkań autorskich.
www.pawelberesewicz.pl

Książka „A niech to czykolada!” powstała w 2009 r. Została wydana w 2011 r. przez Wydawnictwo Stentor. Zdobyła III Nagrodę w II Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren organizowanym przez Fundację „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”. Była także nominowana w Konkursie „Książka Roku” Polskiej Sekcji IBBY (2011). Znalazła się na Złotej Liście Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” oraz na Liście Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej. W 2016 r. powstał na jej podstawie spektakl w reżyserii Ewy Piotrowskiej w Teatrze Baj w Warszawie. W kwietniu 2017 r. ukazało się drugie wydanie książki nakładem wydawnictwa Literatura. 

Spektakl
Paweł Beręsewicz
„A niech to czykolada!”
adaptacja: Roksana Jędrzejewska-Wróbel
reżyseria: Ewa Piotrowska
scenografia: Katarzyna Proniewska-Mazurek
muzyka: Wojciech Błażejczyk
ruch sceniczny: Izabella Borkowska
projekcje multimedialne: Ireneusz Maciejewski
reżyseria światła: Mirosław Poznański
konsultacja iluzjonistyczna: Jerzy Buczyński
Obsada:
Malwina Czekaj – Burmistrz, Zbieraczka Historii
Marta Gryko-Sokołowska – Mama Olego, Dlat, Nauczycielka, Królowa Elżbieta, Więzień
Andrzej Bocian – Tata Olego, Taciejan, Wróż Jórek, Pan Paździoch, Więzień
Robert Płuszka – Bombalini, Cwaniak, Ekspert z Instytutu Badań nad Rzeczą, Twojak
Marek Zimakiewicz – Ole, Kurier, Facet z Wykrywaczem Metalu, Więzień
oraz gościnnie Marcin Płuszka jako Mały Józio
prapremiera: 3 grudnia 2016
Teatr Baj, Warszawa, ul. Jagiellońska 28
www.teatrbaj.pl

fot. Teatr Baj

Dodaj komentarz