„Matylda” – recenzja książki

Dobre książki mają to do siebie, że się nie starzeją. Bez względu na to, czy mają dwadzieścia, pięćdziesiąt, czy sto lat, czyta się je tak samo dobrze i na każdej stronie odnajduje ponadczasowe treści. Podobnie jest z tą książką, która, choć została napisana niemal trzydzieści lat temu, jest dziś zaskakująco aktualna.

Zmienić można jedynie niuanse, dwunastocalowy telewizor zastąpić jakimś większym i nowocześniejszym odpowiednikiem z początku XXI wieku, można również byłoby dodać fragmenty poświęcone smatfonom i tabletom. Ale to tylko szczegóły, reszta jest ponadczasowa! Taka historia mogłaby wydarzyć się również dzisiaj. Tytułowa bohaterka ma pięć lat, mamę, tatę i starszego brata. Rodzina nie widzi w niej nic wyjątkowego, raczej upatrują w dziewczynce źródła kłopotów. Ona tymczasem jest dzieckiem niesamowitym. Sama nauczyła się czytać i przeczytała wszystkie książki, jakie były w jej domu (to nie było zajęcie trudne, bo w domu Matyldy była tylko jedna książka). Poszukując nowych lektur, trafiła do miejscowej biblioteki, a tam, wprawiając w konsternację bibliotekarkę, przeczytała najpierw wszystkie książki dla dzieci, a potem sięgnęła po klasykę literatury. Dickens, Hemingway, Orwell i inni… Wszystkie książki były dla niej interesujące, każdą czytała z zapartym tchem, choć niektórych jeszcze nie rozumiała. Na szczęście już niedługo miała pójść do szkoły. Opuścić na kilka godzin dom, w którym nikt jej nie rozumiał. Mama Matyldy była pochłonięta dbaniem o swój wygląd, ojciec dziewczynki skupiał się na oszukiwaniu klientów swojego warsztatu samochodowego, a brat… Brat niczym się nie wyróżniał, był zwyczajny i niezbyt mądry. Jednak rodzinie dziewczynki nie podobało się jej zainteresowanie książkami, ojciec do jej pasji podchodził nawet z agresją (zdarzyło mu się nawet zniszczyć jeden z wypożyczonych z biblioteki tomów). Wtedy Matylda postanowiła się na rodzinie zemścić i wymyśliła kilka bardzo oryginalnych psikusów! Ojciec szybko zorientował się, że za wysmarowaniem kapelusza klejem i podmianą płynu do włosów może stać jego młodsze dziecko, dlatego kiedy Matylda miała pójść do szkoły, ostrzegł przed wybrykami córki dyrektorkę. A dyrektorka była kobietą niezwykle surową, powiem więcej, taka osoba nigdy nie powinna pracować z dziećmi! Na szczęście dziewczynka miała wspaniałą wychowawczynię, która już na pierwszej lekcji dostrzegła niebywałe umiejętności swojej uczennicy. Jak dalej potoczą się losy Matyldy, nie zdradzę, bo tę książkę naprawdę warto przeczytać!

O „Matyldzie” słyszałam już dawno, ale nigdy nie miałam okazji tej książki przeczytać. A jest to lektura znakomita! Ciekawa, pełna humoru, zaskakujących zwrotów akcji i interesujących bohaterów. Książka skłania również do refleksji. Można dumać nad tym, czy warto czytać dzieciom książki i, czy dzieciom trzeba wierzyć oraz w jaki sposób można wspierać ich rozwój. Mam tylko nadzieję, że w żadnej szkole, ani w Polsce, ani na świecie, nie ma dyrektorów podobnych do panny Trunchbull! To naprawdę czarny charakter i, moim zdaniem, najstraszniejszy nauczyciel w całej literaturze dla dzieci i młodzieży. Na szczęście w jej szkole pojawiła się urocza Matylda, która wprowadziła niemałe zamieszanie… Ale co dokładnie zrobiła, nie zdradzę, tylko jeszcze raz zachęcę do przeczytania książki Roalda Dahla.

Magda Kwiatkowska-Gadzińska
Ocena 5

matylda ksiazka

Matylda
Roald Dahl
ilustracje Quentin Blake
tłumaczenie Karolina Kopczyńska – Rojek
Wydawnictwo Znak, 2016

Dodaj komentarz