To jedna z tych książek, przy których łzy cisną się oczu, słowa grzęzną w gardle, a w sercu czytelnika rodzi się bunt. Bo nikogo nie trzeba przekonywać, że dzieciństwo powinno być szczęśliwe.
Zupełnie inaczej wyglądało życie Iry i Zaka. Rodzeństwo wychowywało się bez rodziców, nie znało ani mamy, ani taty. Co jakiś czas trafiali do nowej rodziny zastępczej, ale nigdzie nie udało im się zostać na dłużej. W końcu trafili do Skilly House. Nie wierzyli, że to miejsce w czymkolwiek będzie się różnić od pozostałych. Dzieci cały czas czują się niepewnie, boją się, że i stamtąd ktoś je w końcu odeśle. Ira pisze o tym wszystkim w swoim pamiętniku. Opisuje życie takim, jakie jest, ze wszystkimi radościami i smutkami. Choć tych drugich było zdecydowanie więcej i nic nie wskazywało na to, żeby radości miały wziąć górę. Nawet w dniu, w którym okazało się, że zostali przez kogoś zaproszeni na wakacje, bali się, że w ostatniej chwili stanie się coś, co sprawi, że wyjazd zostanie odwołany. A jednak pojechali i na kilka dni zamieszkali w domu samotnej kobiety. Marta, bo tak miała na imię, była kiedyś nauczycielką, teraz mieszka sama w dużym domu z pięknym ogrodem, który na pewien czas stanie się domem Iry i Zaka. Po powrocie do Skilly House dzieci wracają wspomnieniami do chwil spędzonych z Martą. Była to dla nich namiastka prawdziwego domu, którego nigdy nie mieli, a o którym w głębi serca bardzo marzą. Rozmawiają na ten temat tylko we dwoje, kiedy są we własnym pokoju, z którego okna widać piękny ogród. Spoglądając przez nie, mogą zobaczyć inny, lepszy świat, o którym marzą. Ku ich ogromnemu zaskoczeniu Marta znowu zaprasza ich do siebie, a potem jeszcze raz. Ma dla nich mnóstwo ciepła, miłości, traktuje ich jak członków rodziny i pełnoprawnych mieszkańców tego domu. Aż pewnego dnia ma miejsce wydarzenie, o którym dzieci mogły dotąd tylko marzyć. Mają opuścić Skilly House i na stałe przeprowadzić się do Marty. Jak się okazuje, czasem marzenia się spełniają.
Kiedy czytelnicy poznają Irę i Zaka, ci nawet nie podejrzewają, że sierociniec, do którego właśnie trafili, będzie przedostatnią stacją na ich drodze do szczęścia. Czytelnik kibicuje im od początku, bo tego rodzeństwa nie da się nie lubić. Nieśmiali, wycofani, bardzo związani ze sobą. Ira troszczy się o brata, Zak bardzo kocha siostrę. Mają tylko siebie, muszą (ale i chcą) trzymać się razem.
„Skrawki nieba” to niezwykła opowieść o dzieciach, marzeniach, pasji i miłości, której każdy człowiek, bez względu na wiek, chce doświadczać. Podjęty przez autorkę temat na pewno nie jest łatwy, ale S.E. Durrant zrobiła to w tak subtelny sposób, że książka z jednej strony wzrusza, z drugiej skłania do refleksji. Równocześnie jest to bardzo interesujące świadectwo z przełomu lat 80. i 90., w książce pojawiają się wątki związane z tamtymi czasami. Ira wspomina w swoich zapiskach o upadku Muru Berlińskiego, walce Brytyjczyków o zniesienie podatku pogłównego i pojawieniu się w szkołach (i domach) pierwszych komputerów. Z tego wszystkiego wyłania się interesujący obraz świata sprzed kilkudziesięciu lat. Niby wiele się od tego czasu zmieniło, a jednak wiele spraw się nie zmieniło. Dzięki temu „Skrawki nieba” zainteresują wszystkich, bo ta opowieść jest po prostu uniwersalna.
Magda Kwiatkowska-Gadzińska
Ocena 5
Skrawki nieba
S.E. Durrant
Il. Katie Harnett
przeł. Anna Piasecka
wyd. Zielona Sowa, 2017
wiek: 9+