Wiersze dla tych, co się nudzą w czasie epidemii

Mój przyjaciel, wspaniały poeta Piotr Matywiecki powiedział, że wiersz jest podaniem ręki. Bardzo lubię tę definicję poezji. I bez względu na to, czy piszę dla młodszych czy starszych, tak właśnie to czuję – że podaję rękę. Z nadzieją, że zostanie przyjęta.

Nie wiem czy wiersze, które tutaj znajdziecie, pomogą Wam w tym dziwnym czasie, kiedy tak trudno rozmawiać z bliskimi, a tym bardziej ich spotykać. Nigdzie dotychczas ich nie publikowałem. Jeżeli któreś słówko, któryś rytm, rym, pomysł czy obrazek Was rozweseli, będę szczęśliwy.

Jarosław Mikołajewski

ksiazki

Pierwszy z „Wierszy dla tych, co się nudzą w czasie epidemii” jest o wolności. Pomysł podsunęła mi pewna gra słów. Ona tworzy zabawę. Ale najważniejsze jest to, żebyśmy czuli się paniami i panami samych siebie. Żebyśmy to my decydowali, jakie ma być nasze życie.

Sięmanie

„Jak się macie?…”

Jak się mamy,
to się bardzo dobrze mamy.

Kiedy sami mamy się,
wtedy nigdy nie jest źle.

Bo śpiewamy
kiedy chcemy,
jak nie chcemy,
to ziewamy,
jak pragniemy,
to się drzemy,
wyjadamy
palcem dżemy…

Kiedy sami siebie mamy,
wtedy mamy jak u mamy:
mamy się jak
wolny ptak,
i mówimy światu „tak!”

Gorzej, gdy ktoś inny chcieć
postanowi, by nas mieć.

I gdy tylko powie „mam cię!”,
szybko zawołamy mamcię,
i czy poseł to, czy święty,
manie nas mu pójdzie w pięty.

Chcemy drzeć się,
chcemy mieć się,
a Ty, życie, pięknie pleć się.

Ten wiersz jest o Ciebrakach. Te istoty istnieją od początku świata, ja tylko nadałem im imię. Ciebrak bardzo często myśli „Brak mi cię”, i stąd bierze się jego nazwa. Ciebrak tęskni, bo kocha. Kocha, więc tęskni. I tak to już jest z Ciebrakami.

O Ciebrakach prawie wszystko

Takie jak ja są, takie jak ty,
na wszystko patrzą trochę przez łzy.

Jakby przez szybki skroplonych marzeń…

Popatrz jak chodzą: jak kot po niebie,
z uśmiechem takim, jak mój dla ciebie.

Błądzą po świecie niby bez celu,
tańczą na łące jak na weselu,
często do siebie samych coś plotą…

A wszystko mówię ci właśnie po to,
żebyś nie pytał już, kto to taki:
istoty takie to są Ciebraki.

Stworzenia boskie albo nieboskie,
francuskie, polskie, a czasem włoskie…

Wyliczać zresztą jest całkiem na nic,
bowiem Ciebraki nie znają granic:
Francja nazywa ich „Timemanqi”,
we Włoszech imię ich to „Mimanki”
(choć zaraz jakiś mądrala powie,
że w liczbie mnogiej to „Mimankowie”).

Jeżeli komuś niczego nie brak,
możesz być pewny, że to nie Ciebrak.

Mają coś z króla i coś z żebraka –
tak właśnie możesz poznać Ciebraka,
któremu zawsze kogoś jest brak:
brak to ich duma, honor i znak.

Często litery mylą i słowa,
jakby stwarzali wszystko od nowa:

widząc źrebaka, potrafi Ciebrak
westchnąć na przykład: „ach, co za ziebrak!

I często listy piszą Ciebraki,
a list ich może być choćby taki:

Chociaż Ciebraków na świecie wielu,
za Tobą tęsknię, mój przyjacielu…

Albo: „Choć tyle Ciebraczek w kółko,
o Tobie myślę wciąż, Przyjaciółko”.

I ten dopisek: „Bardzo mi Cię brak.
Napisz coś kiedyś.
Stęskniony Ciebrak”.

Zapytasz teraz: skąd znam Ciebraki,
skąd znam nastroje ich i oznaki,

skąd wiem, że królem są i żebrakiem…
Oto wyznanie nie byle jakie:
ja także chyba jestem Ciebrakiem!

A to jest mego ciebractwa znakiem,
to jest mój order, medal, ozdoba –
że mnie wciąż wzrusza jakaś osoba,

i w myślach wciąż jej powtarzam „Cię brak”,
i każdą myśl podpisuję „Ciebrak”.

Mam pieska. A raczej suczkę. Na imię ma Luna. Jest już bardzo poważną panią: ma dwanaście psich lat. Na ludzkie lata jest to już wiek całkiem podeszły. Bardzo kocham Lunkę. I kiedy słyszę, że ktoś wyrzuca z domu swojego psa, bo jedzie na wakacje i nie ma go z kim zostawić, patrzę w jej oczy i chce mi się płakać.

Jak raz-dwa się pozbyć psa

Policzyłem jak raz-dwa
narysować można psa:
wystarczyło dziesięć kresek,
i już patrzył na mnie piesek.

Lecz nie minął chyba rok,
i mnie znudził pieska wzrok…
I wyblakły tamte dwa
śliczne kiedyś oczka psa…

Po co mi te oczy stare,
półprzymknięte w smutną szparę?…

Kartkę z tamtym pieskiem pomnę
i o starym psie zapomnę,
i policzę jak raz-dwa
znowu narysować psa:
weselszego i młodszego,
barwniejszego, ładniejszego.

A co będzie z tamtym psem?…
Bo ja wiem?… Bo ja wiem?…
I co z tego, że mnie łezka
żegna w oczach tego pieska?

A to jest wiersz – żart. Żart ze świata, w którym wszystko się pokręciło. Takiego jak nasz.

Głowa do góry nogami

Ustawiła się głowa
do góry nogami
i na świat spojrzała
błędnymi oczami.

Lecz wcale nie zrobiło
się tak miło
jak miało,
bo nic się nie zmieniło,
albo bardzo mało.

Co stało się oku,
że choć się spaczyło,
dawnego widoku
nie przekomarzyło?

Jeśli chcecie, powiem,
nie chcecie – też powiem:
tak stało się, bowiem
świat stanął na głowie.

Pozazdrościłem Julianowi Tuwimowi, który napisał przewrotny i pomysłowy „Alfabet”. Nie jestem Tuwimem, napisałem więc wiersz tylko dla jednej litery.

Litera B

Jedno nad,
drugie pod.

Co?
Dwa brzuszki…
Dwie poduszki…
Jeden mniejszy i kształtniejszy,
drugi większy i się piększy.
Jedna duża, druga mała,
jakby nie dość się wyspała,
lub jak gdyby już przespała,
że być nieco większa miała…

Poza tym litera B
nie jest ani trochę be,
tylko jest literką cacy
jak na platynowej tacy
dwa okrągłe ciastka z kremem
albo dwie bułeczki z dżemem.

Ten wiersz zachęca do jedzenia warzyw. Bo są w nich witaminy, budulce, minerały i… E, tam. Sami wiecie. Ja tylko chciałem poświęcić im wiersz.

Kalendarz z warzyw

Kasia dostała kalendarz i
wydęła wargi: „Po co są dni?

Piętnasty stycznia, drugi lutego –
na co to komu? Co komu z tego?

Trzynasty lipca czy października –
co to za daty? Co z nich wynika?

Szesnasty maja czy listopada –
na co kalendarz taki się nada?

Ja sobie marzę
inne kalendarze,
a o jakich marzę,
zaraz wam pokażę.

Niech tylko Bartek
da mi plik kartek,
a zaraz zniknie środa i czwartek.
Nie będzie wtorków, piątków i sobót,
niech tylko kilka wykonam robót”.

Jak powiedziała,
tak się zabrała
do pracy nad tym, co pomyślała.

To pierwsza kartka od brata Bartka –
na takich kartkach praca jest wartka,
więc Kasia bierze kredki, flamastry,
szkicuje koła i kroi w plastry.
Rysuje wałki, gałki, kuleczki,
sieka na drzazgi i tnie w kosteczki,
ale nie nożem i nie na tarce,
tylko ołówkiem na Bartka kartce.
Tnie w paski, ciosa, drobi, szatkuje
i koloruje, i podpisuje.

Kiedy już Kasia pracę skończyła,
zaprasza mamę, by zobaczyła
co jest na kartkach
od brata Bartka.

Spogląda mama na pierwszą stronę,
a tam litery głoszą zielone:

TO JEST KALENDARZ, CO SIĘ NAZYWA
„NA KAŻDĄ PORĘ DOBRE WARZYWA”.

Mama się śmieje, bo dobrze wie,
jak chętnie Kasia warzywa je
i brata Kasi zaraz przyzywa,
bo Bartek także lubi warzywa.

Zagląda mama, a z mamą Bartek,
do stosu zmyślnie złączonych kartek,
a w środku, zamiast na przykład daty,
widzą zielony listek sałaty.
Zamiast miesięcy i pory roku,
na kartce bywa por albo brokuł,
a w miejscu, w którym panował wtorek,
w głos się zieleni świeży szczypiorek.

Oprócz rysunków, strona po stronie,
na pięknych kartkach w kolorze masła,
wymalowały Kasine dłonie
proste, wesołe i barwne hasła.

A teraz mama, a z mamą Bartek,
czytają hasła ze spiętych kartek:

„Kiedy jesteś chora,
pora jest na pora –
gdy nie jesteś chora,
czas na pomidora!”

albo:

„Kiedy na niebie są chmurki,
jest czas na ogórki,
kiedy nie ma chmurek,
też dobry ogórek.”

albo:

„Kiedy zielenią się drzewka,
najlepiej smakuje marchewka.”

albo:

„Nim położysz się do łóżka,
niech zapachnie ci pietruszka”.

albo:

„Kiedy siła ci umyka,
siły doda ci papryka!”

Kasia tych haseł spisała dużo,
nie podam wszystkich, bo wam się znużą.

Mama i Bartek wciąż je czytają,
i sami nowe już układają
o grochu, groszku, fasoli, bobie…

A ja swój własny kalendarz zrobię.
Też o warzywach, i o owocach,
i o tych wszystkich pachnących mocach,
które się kryją w czerwonych gałkach,
żółtych, zielonych wałkach i pałkach,
i każde własnym obdarzę hasłem,
kładąc na świeżej bułeczce z masłem.

Ten wiersz jest o tym, że wszyscy jesteśmy podobni do siebie bardziej, niż nam się na co dzień wydaje. To także ćwiczenie z wyobraźni. Spróbujcie wyobrazić sobie co byście czuli, gdybyście byli kimś innym. To proste. Bo czujemy wszyscy bardzo podobnie. Prawie tak samo. Kiedy płaczemy na przykład, nasze łzy są tak samo słone jak łzy kogoś, kto płacze na drugim końcu świata.

Ja to ty, ty to ja

Jest taka stara i mądra gra:
że ja to ty, a ty to ja.

Taka chwilowa zamiana osób
to jest najlepszy na świecie sposób,
żeby się szybko o kimś dowiedzieć
czego ci tamten nie chce powiedzieć.
Nie chce, a może nie ma okazji,
bo mieszkasz w Polsce, a on jest w Azji.

Kiedy ktoś smutek w spojrzeniu ma,
pomyśl: „to mógłbym być również ja„.

Na tym polega ta mądra gra.

Jarosław Mikołajewski

Dodaj komentarz