„Ryba o imieniu Fabian” – recenzja książki

Bardzo lubię czytać i recenzować szwedzką literaturę dla dzieci, choć kiedyś miałam z tym problem. Przyznaję, byłam w szoku, gdy wpadła w moje ręce po raz pierwszy książka z kraju Pippi Pończoszanki. Była zbyt brutalna, obnażająca rzeczywistość, a niekolorująca ją. Taka inna od książek dla najmłodszych wydawanych w naszym kraju. Ale przeczytałam ją moim przedszkolakom i okazało się, że tylko ja mam problem z niektórymi zawartymi w niej treściami. Dzieci nie. I to chyba najlepsza rekomendacja. Warto czytać dzieciom i rozmawiać z nimi o przeczytanej lekturze.

8-letnia Selma zmienia szkołę i, choć nie zabiera ze sobą miłych wspomnień z nią związanych, boi się nowego i bardzo tęskni za przyjaciółką i dziadkami zamieszkującymi wyspę, u których spędza każdy wolny czas. W nowej klasie zostaje jej przydzielona koleżanka – przewodniczka, która ma jej pomóc w adaptacji i wprowadzić w życie szkoły. Andżelika jest zarozumiała i dominująca i jeszcze pogłębia niechęć bohaterki do otoczenia.

Być „żadnym” to nic przyjemnego, lepiej być dobrym lub nawet złym, ale nie nijakim, a Selma właśnie się czuje taka bezbarwna. Bo jest inna niż rówieśnicy. Ma wewnętrznego ptaka, który „(…) najpierw mieszkał w niej. Ale potem wyfrunął i teraz żyje poza nią”, nie lubi tych samych programów telewizyjnych ani potraw, nie bawi się w te same, co wszyscy gry i zabawy. Jest dziwna, jest smutna i coraz bardziej ucieka w rozmowy z „mieszkańcem” swojego wnętrza, który początkowo nie chce jej opuścić nawet na moment. Ale pewnego dnia zostaje przydzielona do trójki klasowych uczniów, z którymi ma wykonać projekt i poznaje bliżej Fabiana. A Fabian jest tytułową rybą i kocha kamienie i horoskopy. Od tego momentu rzeczywistość z kolegą ze szkolnej ławy staje się ciekawsza. Tak jak ze Sznurówką, przyjaciółką, z którą Selma spędza jesienne ferie. A ptak jakoś dziwnie zaczyna stronić od naszej bohaterki.

Książki z działu „literatura szwedzka” zawsze ukazują rzeczywistość taką, jaka jest, nie boją się tematów tabu, nie unikają mówienia o zwykłych ludzkich przypadłościach czy tematach pozornie wstydliwych, traktują dzieci jak równorzędnych partnerów, którym zawsze należy mówić prawdę. Fabian nie ma taty, bo jego mama „załatwiła sobie dziecko”. Zwykłe czynności typu sikanie czy zbieranie kupy psa, która jeszcze „jest ciepła”, nie są żenujące. A córka powinna znać prawdę o chorobie rodzica, nawet jeśli to najgorsza prawda.

Zwykła opowieść o zwykłym dziecięcym dorastaniu, o problemach dziewczynki innej niż wszyscy, o tęsknocie za przyjaźnią. Opowieść bez wartkiej, sensacyjnej akcji, pełna emocji i przemyśleń, a jednak wciągająca, pozostawiająca furtkę do snucia refleksji, do utożsamiania się z problemami bohaterów. Taka opowieść terapeutyczna o tym, jak oswoić swojego „wewnętrznego ptaka”. Opowieść o przyjaźni, takiej zwykłej, codziennej, z którą wszystkie problemy wydają się prostsze.

Książkę Ellen Karlsson wydało Wydawnictwo Zakamarki, specjalizujące się w dziecięcej literaturze skandynawskiej. Tłumaczyła ją Katarzyna Skalska i zrobiła to z niezwykłym wyczuciem. Ilustracje, jak wszystko w szwedzkiej literaturze, są realne, ze wskazaniem na „niezbyt ładne”, ukazujące rzeczywistość bez upiększeń. Jedynym ozdobnikiem jest twarda okładka w optymistycznym żółtym kolorze.

Świetna, zachęcająca do lektury, mądra i refleksyjna książka. Polecam i czekam z niecierpliwością na kontynuację.

Iwona Pietrucha
ocena 5

Ryba o imieniu Fabian

Ryba o imieniu Fabian

Ellen Karlsson
il. Eva Lindstrom
przeł. Katarzyna Skalska
wyd. Zakamarki
wiek: 8+

Dodaj komentarz