Pewnie wielu z was pamięta, że w poprzedniej części filmu „Był sobie pies” głównym bohaterem był 10-letni Ethan, który przygarnia psa. Bailey jest z nim na dobre i na złe, przez wiele lat, w różnych sytuacjach życiowych. W kolejnym filmie bohaterów odnajdujemy na farmie, gdzie Ethan mieszka wraz z żoną oraz ukochaną wnusią i jej mamą, która po śmierci ojca dziewczynki nie potrafi się odnaleźć.
Malutka Clarity, zwana CJ, jest oczkiem w głowie dziadków i ulubienicą Baileya. Gloria, matka małej, przyzwyczajona do miastowego życia i marząca o karierze artystki, nie spełnia się w roli dobrej rodzicielki, a jej konflikty z teściami się piętrzą. Kiedy więc przy pierwszej lepszej okazji pakuje walizki i wyjeżdża z córką, łamie tym serce dziadkom, uwielbiającym małą wnusię. Niestety, jak wiadomo, nieszczęścia zazwyczaj chodzą parami. Wkrótce umiera ukochany pies-szef. Zrozpaczony Ethan powierza pupilowi misję – zwierzak, w jakimkolwiek kolejnym psim wcieleniu się znajdzie, ma ponad wszystko chronić ukochaną CJ. W kolejnych scenach filmu pojawia się więc najpierw urocza suczka Molly, która osładza dziewczynce brak matczynej miłości i zainteresowania, jest przypadkowo i na chwilę spotkany na stacji benzynowej mastif Big Dog i kolejno, warczący na wszystkich terier Max, akceptujący tylko tych, których od razu pokocha. Wszystkie czworonogi chronią swoją panią i, mimo upadków, umiejętnie i ostatecznie szczęśliwie splatają jej życiowe nitki. Choć ta droga do szczęścia wyłożona jest bardzo ostrymi kolcami.
Nie miałam okazji zobaczyć pierwszej części filmu. Jeśli jednak jest równie wzruszająca, to koniecznie muszę to nadrobić. Nie mogę też w tej sytuacji porównać obu części, ale czy to ważne, który lepszy? Jedno wiem na pewno. „Był sobie pies 2” to opowieść o niekoniecznie beztroskim dzieciństwie, które kształtuje na całe życie; to dużo słodko-gorzkich przygód, mało wzlotów, a mnóstwo upadków głównej bohaterki, jeszcze więcej momentów do wzruszeń, okropionych łzami. Ten film to fantastyczna okazja do spędzenia rodzinnie czasu.
Cudowna, mądra i zachęcająca do refleksji rozrywka; naszpikowana emocjami opowieść o tym, że nawet największe życiowe porażki nie smakują tak gorzko, gdy czeka na ciebie merdający z radości ogon i mokry nos, a psia miłość wynagradza wszystkie niepowodzenia.
109 minut doskonałej zabawy w asyście dobrej obsady aktorskiej i dubbingowej. Z tego filmu nikt nie wyjdzie z suchymi oczami i nikt tych łez nie będzie się wstydził. I co więcej, po projekcji ten, kto nie ma psa, poważnie się nad tym zastanowi.
Polecam, to świetna familijna propozycja filmowa dla kinomana powyżej 9 lat.
Iwona Pietrucha
ocena 5
Był sobie pies 2
wiek: 9+