Między nami, fobiami – rozmowa z Marcinem Przewoźniakiem

Fobia objawia się lękiem. Lękiem, który ma konkretny fizyczny wymiar – pot, dreszcze, ściśnięty ze strachu żołądek, tracenie władzy w nogach i rękach, duszności, atak paniki… – mówi Marcin Przewoźniak w rozmowie z Anną Bukowską z okazji premiery książki „Najdziwniejsze fobie”.

Anna Bukowska: Teraz jesteś już całkiem duży, ale może jeszcze pamiętasz, czego bał się mały Marcin, kiedy miał trzy, sześć, dziewięć i dwanaście lat?

Marcin Przewoźniak: Za trzyletniego siebie nie odpowiadam. Przedawniło się. Ale jako sześcio- i więcej latek bałem się ciemnych pomieszczeń, jednak tylko takich, których wcześniej nie znałem. Po własnym mieszkaniu mogłem chodzić w środku najczarniejszej nocy i nic strasznego nie wyglądało zza kanapy. Ale strych na wakacjach, kuchnia w mieszkaniu cioci, zakamarki w domu wczasowym… nie, dziękuję, zostanę z mamą! Bałem się też pająków, ale to raczej było obrzydzenie niż fobia. W każdym razie do dziś pająk namierzony w moim domu ma przed sobą do dziesięciu sekund życia i proszę mi nie wytaczać procesów o niszczenie środowiska! Ośmionogim potworom zdecydowanie odradzam odwiedziny!

Poza tym nigdy nie lubiłem nieparzystych liczb. Od dziecka uwielbiałem grać w kości, więc każda liczba układa się w moim mózgu w regularny układ kropek. Te nieparzyste nigdy mi nie pasowały. Zawsze najbardziej lubiłem cyfrę cztery, do dziś wydaje mi się taka „akurat” i „jak trzeba”. Lubię mieć czwórkę na tablicy rejestracyjnej auta albo w adresie. To też pewnie jakaś fobijka albo magiczne myślenie, że czwórka mi pomaga, a inne liczby nie.

Czy w twoim domu szarogęsiły się jakieś dziecięce fobie?

Ależ oczywiście! Dzieci (gdy były dziećmi) cierpiały na nyktofobię, czyli strach przed ciemnością. Nie ustaliłem jednak ponad wszelką wątpliwość, czy była to prawdziwa fobia, czy jakaś sprytna strategia zasypiania i spania z rodzicami. Mój młodszy syn z kolei nigdy nie odkłada pilotów od TV i dekodera guziczkami do góry, zawsze odwrotnie, choć nie wie, czemu to robi. Może jest to „pilotonawznakofobia” nieopisana jeszcze przez naukowców? O pająkach już wspomniałem. Zapomniałbym o zamiłowaniu do bałaganu i wstręcie do układania zabawek na półkach. Ale to chyba powszechna fobia w pewnym okresie życia?

A feralna trzynastka?

Odnoszę wrażenie, że współczesne dzieci są całkowicie uodpornione na posępną magię „13”, o „piątku trzynastego” nie wspominając. Być może dlatego, że dzieci w ogóle mają coraz luźniejszy kontakt z kalendarzem? Z kolei pamiętam z własnych szkolnych czasów – myśmy się jednak bali tego trzynastego i nawet prosiliśmy nauczycieli, żeby piątek trzynastego był zawsze wolny od klasówek. A teraz mieszkam pod numerem trzynastym i w związku z tym chyba mam szczepionkę na pecha związanego z tą liczbą.

Klaun kiedykolwiek straszył?

Nie, ale nie lubię klaunów. Jest w nich coś fałszywego. Kilkuletni synek moich znajomych dostał w prezencie takiego klauna-zabawkę wielkości lalki. Tego samego dnia wieczorem utopił go w sedesie i oznajmił, że „pajac może spać tylko tutaj”. Oczywiście „pajac” zaraz otrzymał bilet w jedna stronę do zsypu na śmieci i sytuacja została opanowana. To chyba koronny dowód na to, że koulrofobia nie jest wymysłem masowych mediów. Naprawdę ich się, kurczę, nie da lubić!

To prawda. W wielu filmach klaun to uosobienie podstępu, zasadzki. Przyznam Ci się, że ja też nigdy za klaunami nie przepadałam. Jest w nich coś bardzo przerażającego, odstręczającego. O swoich fobiach, fobiach swoich bliskich można pewnie rozmawiać godzinami. Marcin, Ty na pewno możesz nam opowiedzieć przynajmniej o kilku nietypowych fobiach postaci, które na zawsze zapisały się w historii Polski czy świata.

Im więcej czytam, tym bardziej się przekonuję, jak mało wiedziałem do tej pory. Na przykład Adolf Hitler, Juliusz Cezar i Napoleon obsesyjnie obawiali się kotów. Tymczasem ten ostatni powinien raczej lękać się psów, skoro pokąsał go pupil jego wielkiej miłości, Józefiny. Kot jest zwierzęciem niezależnym i przebiegłym, więc może dlatego dyktatorzy czuli do nich niechęć, wiedząc, że nie mają na nie wpływu?

Natomiast ciekawym przypadkiem, jeśli można tak powiedzieć o królu, był Władysław Jagiełło. Znany był z tego, że bardzo dbał o higienę i codziennie się kąpał, uczą o tym nawet w szkołach. Tu trzeba wyjaśnić, że mówimy o przełomie XIV i XV wieku, gdy ludzie zazwyczaj kąpali się raz lub dwa razy do roku, no chyba że w międzyczasie wpadli niechcący do rzeki. Otóż Jagiełło takim czyściochem był nieprzypadkowo. Podobno bardzo nie lubił być dotykany, nie znosił też, gdy inni dotykali należących do niego przedmiotów. Zaś najmniejsza wzmianka o zarazie czy chorobie szerzącej się w okolicy sprawiała, że przenosił się wraz z dworem w niedostępne litewskie bory. Miał więc niezdrową obsesję na punkcie czystości i zdrowia, na punkcie bakterii, których jeszcze wtedy nie znano. Na szczęście jako król nie musiał otwierać sam sobie drzwi, od tego była służba. Nie musiał więc naciskać klamki łokciem jak aktor Eddie Murphy czy nasz genialny malarz i pisarz Stanisław Ignacy Witkiewicz.

Wspomnijmy jeszcze pisarza Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Nigdy nie jadał w restauracjach, których dobrze nie znał. Bał się bowiem, że kelner napluje mu do zupy! Z kolei Hans Christian Andersen, wielki duński bajkopisarz, panicznie bał się ognia i pożaru. Ciekawe, czy dlatego uśmiercił „Dziewczynkę z zapałkami”? W każdym razie sypiał ze zwojem sznura pod łóżkiem. Dlaczego? Żeby mieć go pod ręką na wypadek nocnego pożaru i żeby zjechać po tym sznurze z okna na ziemię.

A pod spodem pęknięta płyta chodnikowa. I jak tu na niej postawić nogę…?

Właśnie! Miliony ludzi na świecie mają ten problem. Jak tu na przykład chodzić po drobnej kostce Bauma? Przecież na takim „chodniku” jest więcej przerw niż betonu! A tymczasem postawienie stopy na szczelinie pomiędzy płytkami skończy się wpadnięciem w przepaść, prawda? A najciekawsze jest to, że tę fobię da się jakoś wytłumaczyć naszym praeuropejskim dziedzictwem kulturowym. Tysiąc lat temu, a pewnie i jeszcze wcześniej, ludy Europy odprawiały różne magiczne rytuały. Jednym z nich była wróżba, czy planowana wojna przebiegnie pomyślnie. Układano na ziemi oszczepy i przeprowadzano po nich konia. Jeśli którymkolwiek kopytem nastąpił choć na jedną włócznię, wyprawę wojenną odwoływano, gdyż był to bardzo zły znak.

Jak odróżnić fobię od przesądu?

Po objawach. Przesądy sprawiają, że musimy zrobić coś nielogicznego i magicznego, bo inaczej nie da nam to spokoju. Na przykład odpukamy w niemalowane albo zmienimy trasę, bo akurat czarne kocisko przemknęło nam pod nogami. Przesąd każe nam coś zrobić „na wszelki wypadek”, na przykład chuchnąć na znalezioną złotówkę albo złapać się za guzik na widok kominiarza. Fobia natomiast objawia się lękiem. Lękiem, który ma konkretny fizyczny wymiar – pot, dreszcze, ściśnięty ze strachu żołądek, tracenie władzy w nogach i rękach, duszności, atak paniki… Dlatego fobie są tak groźne i fascynujące jednocześnie. I tak często ukrywane, bo jest nam po prostu głupio przyznać się do tego, że żółty wazonik stojący po lewej stronie parapetu zaraz doprowadzi nas do omdlenia, że koniecznie trzeba przestawić go na prawą stronę. Nikt nie chce być uznany za wariata, a tymczasem to nie jest wariactwo tylko fobia, która podstępnie zatruwa nam życie.

Czyli każdy się czegoś boi?

Tak, dlatego każdy może sięgnąć po naszą książkę o fobiach i przejrzeć się w niej jak w lusterku.

Dziękuje za rozmowę!

Z Marcinem Przewoźniakiem rozmawia Anna Bukowska z Wydawnictwa Zielona Sowa.

fbt

Marcin Przewoźniak, jako pedagog wziął sobie do serca maksymę „ucząc-bawić, bawiąc-uczyć” i postanowił, że zamiast nauczycielem zostanie bajkopisarzem. Debiutował na łamach tygodnika „Pentliczek”. Jest autorem m.in. książek o odkrywcach: „Mikołaj Kopernik. Chłopak, który sięgnął do gwiazd”, „Odkrywcy grobu faraona. Howard Carter na tropie Tutanchamona” oraz „Wielkiej księgi zagadek”. W swoim dorobku ma również książkę, która uratowała niejedną rodzinną wyprawę z dziećmi: „Daleko jeszcze?” Mieszka w Warszawie. Kolekcjonuje koty.

najjdziwniejsze_fobie

Najdziwniejsze fobie

Marcin Przewoźniak
il. Artur Gulewicz
wyd. Zielona Sowa, 2021
wiek: 9-11 lat

Dodaj komentarz