Ene, due, like, fake – czyli o wyliczankowych wierszach dla dzieci

Językoznawcy zamknęli dziecięce wyliczanki w muzeum. Wynaleźli dla nich uczoną nazwę: mętowania. Z podziwu godną muzealną skrupulatnością uporządkowali je i opisali. Odkryli źródła i pochodzenie wyliczanek. Wytyczyli szlaki ich wędrówki po Europie. W niezrozumiałych magicznych słowach odkryli ślady łaciny i jidysz, języka francuskiego i niemieckiego, ba, doszukali się nawet pozostałości języka ugro-fińskiego. Rozparcelowali wyliczankowe teksty na powtarzalne obrazy, motywy i rekwizyty.

Przewodnikami w muzeum wyliczanek byli dostojni, ale mili uczeni: między innymi Krystyna Pisarkowa, która dziecięcym entliczkom-pentliczkom poświęciła książkę „Wyliczanki polskie”, oraz Dorota Simonides, która opisała „Ele mele dudki: Rymowanki dzieci śląskich”, a także „Współczesny folklor słowny dzieci i nastolatków”.

Od czasu do czasu po muzealnych salach oprowadzają poeci – Agnieszka Frączek oraz Natalia Usenko i Danuta Wawiłow. Do muzeum wyliczanek zapraszają wszystkie dzieci i wszystkich dorosłych, którzy nie wstydzą się i wciąż potrafią być dzieckiem. A zapraszają tymi słowami:

Jedna heca, pół afery,
dwa selery z wyższej sfery –
to autorka dla kariery
bzdurki plecie trzy po cztery.
(z „Wyliczanki-zamykanki” Agnieszki Frączek)

I jak tu oprzeć się takiemu zaproszeniu… Już najwyższa pora zacząć zwiedzanie muzealnych sal z wyliczankowymi wierszami.

Sala pierwsza – Wyliczanki liczeniowe

Przestronna sala, a muzealnych gablot z wyliczankowymi wierszami w niej co niemiara. Nic dziwnego, wyliczanki od zawsze służyły do liczenia. Podobno w ten sposób druidzi wybierali ofiary z ludzi, później w ten sam sposób dziesiątkowano żołnierzy. „W takich dramatycznych okolicznościach wygodniej było składać odpowiedzialność za czyjąś śmierć na los, czyli przypadek. O tym, na kogo wypadł zły los – decydowała więc formuła wyliczania” – tłumaczy Krystyna Pisarkowa („Wyliczanki polskie”, s. 9). Co zostało z tych formuł o magicznej, nadludzkiej mocy w poetyckich wyliczankach? Tylko tyle, że czasami „skazują” dziecko na niewdzięczną i niechętnie przyjmowaną rolę w zabawie. W podwórkowych zabawach był to goniący w berku albo śpiący w ciuciubabce. Poetyckie wyliczanki ferują łaskawsze wyroki. „Wyliczony” musi posprzątać po swawolnym ufoludku:

Raz, dwa, trzy…
sprzątał po nim będziesz ty!
(z wyliczanki „Bęc! Hops! Ziuuu!” Agnieszki Frączek)

Albo nakarmić słonie na balkonie:

Chodzi kaczka po balkonie,
bakaliami karmi słonie,
gdy się znudzi raz dwa, trzy,
słonie będziesz karmił ty.
(z wyliczanki „Raz, dwa, trzy” Agnieszki Frączek)

Bywa i tak, że wbrew ustalonym regułom poetyckie wyliczanki wydają wyroki na korzyść dziecka:

Stara tara, portki, por,
dobra bobra, korki, tort…
Na kogo wypadnie,
ten zaśpiewa ładnie!
[…]
Pyza, kluska, knedle trzy,
teraz wierszyk ułóż ty!
(z wyliczanki „Na kogo wypadnie…” Agnieszki Frączek)

Poetyckie wyliczanki odmieniają wyroki skazujące na mało przyjemne czynności na zaproszenie do radosnego śpiewania, tańczenia i rymowania. A zwyczajne i bezbarwne cyfry odmieniają na zaczarowane i pełne magii słowa, w których kryją się szczątki bardzo starych, zepsutych liczebników.
Agnieszka Frączek liczy: Ene, due, rabe, Ene, due, kum (zepsute łac. duo – dwa), Entliczek, pentliczek; pentliczek, guziczek; guziczek, entliczek (udziwnione rdzenie liczebników żydowskich).
Natalia Usenko i Danuta Wawiłow wyliczają „po turecku”: Am stram gram. To wyliczanki wytrącone z codziennej użytkowej funkcji, wolne od doraźnego utylitaryzmu. Niczemu nie służą i do niczego nie zachęcają. Tak jak prawdziwa poezja są tylko i wyłącznie radosną zabawą rymem i rytmem:

Entliczek, pentliczek,
szczotka-zmiotka,
w mojej szafie mieszka szprotka.
Pentliczek, guziczek,
dorsz, makrela,
szufla szprotkę w rejs zabiera!
(z wyliczanki „Entliczek pentliczek” Agnieszki Frączek)

Sala druga – Wyliczanki wywracanki

Dziwny widok. Wszystkie muzealne gabloty z wyliczankowymi wierszami ktoś wywrócił do góry nogami. Tak być musi, bo dziecięce wyliczanki od zawsze racjonalnie uporządkowany świat stawiały na głowie. Wyzwolona z rygorów prawdopodobieństwa poetycka wyobraźnia tworzy światy nowe i nieznane, w których nie ma rzeczy niemożliwych. Zobaczcie sami: lama w dwóch piżamach zjeżdża z górki na pazurki, i to bez trzymanki, zebra ma kraciastą szyję, słoń kupił szpilki na raty, jakiś głuptas (ale nie bocian) połknął żabę, byk się schował do muszelki, krasnal korbę zjadł ze smakiem, koń dłubie nogą w zębie, świnka siedzi na moście i obgryza paznokcie…

Jest w tych absurdalnych, nonsensownych wyliczankach dobrze znana dzieciom i przekora, i bunt przeciw logicznie ułożonemu światu. I jeszcze radość bzdurzenia, swobodnego poetyzowania, w którym rządzi rym, rytm, gra kolorów i dźwięków.

Jak zrozumieć ten wyliczankowy świat na opak wywrócony? Jeśli gablotki ustawimy „nieabsurdalnie” w równym rzędzie, żeby przywrócić ustalony porządek rzeczy, wyliczanki stracą wyjątkowość i poetycką tajemnicę. Pozbawione beztroskiego śmiechu z przeinaczonego świata staną się bezbarwne i niepotrzebne. Lepiej więc patrzeć na absurdalne wyliczanki tak, jak patrzy się choćby na obrazy Tadeusza Kantora. Po prostu trzeba zaakceptować prawa tego nonsensownego świata i jego wywróconą na opak logikę. Niech zatem gabloty z wyliczankami nadal stoją sobie do góry nogami.

Sala trzecia – Wyliczankowe degradacje

Wspaniała i monumentalna to sala. Jak na pomnikową salę w muzeum przystało – chciałoby się rzec. Tylko że w muzeum wyliczanek pomniki są puste. Pomnikowi bohaterowie w dziecięcych wyliczankach zostali zdegradowani. Ściągnięty z piedestału Mikołaj Kopernik trafił do kurnika:

Poszła baba do kurnika,
napotkała Kopernika.
Pyta baba: – Koperniku,
co ty robisz w tym kurniku?
(Natalia Usenko, Danuta Wawiłow)

Podobny los spotkał pomnikowe wydanie „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. Szlachetnemu Zbyszkowi w wyliczankowym wierszyku zdarzają się mało chwalebne przygody:

Jechał Zbyszko do Jagienki,
wleciał głową do studzienki,
potem walnął łbem o ścianę,
a na ścianie napisane:
– Iki siki dwa nocniki,
bęc!
(Natalia Usenko, Danuta Wawiłow)

Nikt nie zaprzeczy, że Kopernik wielkim astronomem był, a Zbyszko z Bogdańca jest posągowym herosem lektur szkolnych. Ale przymknijmy oko na te wyliczankowe degradacje i deheroizacje. Niech w wyliczankach Kopernik zostanie w kurniku, a Zbyszko w studzience. Bo takim sposobem, jak mówią specjaliści od nauczania literatury „przynajmniej na czas zabawy – dziecięca społeczność wyzwala się spod dominacji i autorytetu starszych, manifestuje swoją niezależność, dystans, przekorę, odrębność własnych norm i zasad” (A. Janus-Sitarz „Groteska literacka”, s. 134).

Sala czwarta – Wyliczanki makabreski

Pełno w tej sali strasznych malowideł. Baba-Jaga, wampir, Drakula i wyimaginowane gbury, które groźnie błyskają kłami… Strach jeży włosy na głowie i zmusza do ucieczki:

Aj…! Awaria… Oj! Usterka!
Czary-mary, rzepak-trzepak,
to potwory! Łaaa! Uciekam!!!!
(z wyliczanki „Czary-mary” Agnieszki Frączek)

Nie warto uciekać przed potworami z muzeum wyliczanek. Bo to nie takie straszne potwory, jak je malują. Wampir niczym małe dziecko siedzi na nocniku, Drakulak jest pokraką, duch trzęsie się ze strachu, a jego żona fika koziołki. Zinfantylizowane, ośmieszone, uzwyczajnione i oswojone potwory tracą władczą moc. Zamiast przerażenia wywołują tylko śmiech. Dlatego nie pomijajmy sali z makabreskami w muzeum wyliczanek. Wyliczankowe straszydła odczyniają dziecięce lęki. Poetycka gra rymem i rytmem, zabawa w absurdalne skojarzenia i zestawienia – to protest przeciw tyranii tego, co wzbudza w dzieciach niepokój. To lepszy sposób terapii niż udawanie, że ich świat jest przesłodzoną sielanką.

Sala piąta – „Brzydkie” wyliczanki

Sala z tzw. brzydkimi wyliczankami ukryta jest w podziemiach muzeum. Bo wyliczankowe teksty dotyczące tematów wstydliwych, głównie związanych z fizjologią, od zawsze należały do podziemia literatury oficjalnej. Niejeden pryncypialny dorosły nie był w stanie ich zaakceptować. Na szczęście zaakceptowali je poeci dzieckiem podszyci i zrobili z nich prowokacyjną wyliczankową poezję:

Jedzie marynarz na okręcie,
zgubił majtki na zakręcie.
Pałka, zapałka, dwa kije,
kto się nie schowa, ten kryje!
(Natalia Usenko, Danuta Wawiłow)

Gdyby tę wyliczankę przeczytała dziś Krystyna Pisarkowa, pewnie powiedziałaby o niej to samo, co niegdyś o obscenicznych wyliczankach dziecięcych: „Grube, bo grube, głupie, ale roześmiać się trzeba. Nie ma rady. Jedyna właściwa reakcja na takie wyliczanki i na podobne to śmiech. I trudno się też przed nim obronić, choćbyśmy byli nie wiem jak poważni. Takie jest założenie, nie uświadomione przez dzieci, ale jakże celne: rozładować zły nastrój, rozśmieszyć nachmurzonych (K. Pisarkowa „Wyliczanki polskie”, s. 94).

To, co dla śmiertelnie poważnych dorosłych jest nieprzyzwoite, dla dzieci jest co najwyżej śmieszne. I jak każdy zakazany owoc smakuje wolnością. Dlatego nie próbujmy na siłę ugrzeczniać wyliczankowej poezji. Bo „brzydkie” wyliczanki – czy nam się to podoba, czy nie – też są wyliczankami: rozładowują patos i budzą śmiech. Wyjałowione z rubaszności i trywialności straciłyby wyzwolicielski humor. A wtedy przestałyby być wyliczankami.

Sala szósta – Wyliczanka zamykanka

Wyliczankowe wierszyki nie tylko bawią i śmieszą, odczyniają i uzwyczajniają dziecięce lęki, pozwalają uciec od patosu świata dorosłych i wejść na chwilę w tajemniczy świat magii i marzeń. Wyliczanki to nie tylko uwertura do zabawy w berka – to także uwertura do dorosłej literatury i dorosłych książek:

Tuzin żartów, głupstwa trzy…
Książkę będziesz czytać ty!
(z Wyliczanki-zamykanki Agnieszki Frączek)

Jakie książki będą czytać dzieci wychowane na wyliczankowej poezji? Może Becketta, może Mrożka, może Białoszewskiego, może Różewicza… I pewnie wiele innych książek, które kreują świat odmienny od świata realistycznego. A na razie niech skandują choćby wiersze wyliczanki Agnieszki Frączek oraz Natalii Usenko i Danuty Wawiłow.

Pałka, zapałka, dwa kije,
niech wyliczanka nam żyje!
(z wyliczanki „Pałka, zapałka, dwa kije” Agnieszki Frączek)

Agata Rytel*

Wyliczanki

Wyliczanki bez trzymanki

Agnieszka Frączek
il. Eliza Piotrowska
Agencja Wydawnicza Jerzy Mostowski, Janki 2008.

TereFere

Tere-fere kuku. Stare i nowe wyliczanki

Natalia Usenko, Danuta Wawiłow
Il. Elżbieta Wasiuczyńska
wyd. Papilon

* Agata Rytel ukończyła Wydział Polonistyki oraz Pomagisterskie Studium Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Publikowała w tygodniku „Nowe Państwo” i „Dzienniku”. Przygotowuje pracę doktorską o językowym kategoryzowaniu świata w wierszach dziecięcych. Pracuje w tygodniku „Newsweek Polska”. Lubi dawne mapy, stare pocztówki i współczesną literaturę.

(Dodano: 2011-03-01)

Dodaj komentarz