„Człowiek musi jeść, pić i ubierać się; reszta jest szaleństwem” napisał Stanisław Lem w „Powrocie z gwiazd”. Adaptacja „Bajek Robotów” w repertuarze dziecięcego teatru takim szaleństwem mogłaby się wydawać. Nic bardziej mylnego. Gdański Teatr Miniatura po raz kolejny udowadnia, że do młodego widza podchodzi bardzo świadomie. Ta niełatwa przecież proza Stanisława Lema – w adaptacji i inscenizacji Romualda Wiczy-Pokorskiego staje się fascynującą, mądrą, dowcipną i niezwykle angażującą przygodą.
Po pierwsze pobudza wyobraźnię.
Jak na niewielkiej teatralnej scenie stworzyć cały kosmos? Przestrzeń buduje tu nie tylko ascetyczna, stosunkowo skromna, metaliczna scenografia zawieszona w czerni, ale też światło, dym, a przede wszystkim dźwięk. I to zarówno efekty dźwiękowe, jak i znakomita muzyka autorstwa Andrzeja Smolika. Aktorom i tradycyjnym lalkom towarzyszą roboty, urządzenia cyfrowe zdalnie sterowane, tradycyjne maszyny (jak dmuchawa ogrodowa czy maszyna do waty cukrowej) oraz niezwykły instrument, który wydaje dźwięki bezdotykowo.
Po drugie uczy.
Ale nie jest to wyłącznie nauka o kosmosie. Owszem, dzieci dowiedzą się co nieco o gwiazdach, planetach, czarnych dziurach, neutronach i a-materii. Ale „Bajki robotów” to przede wszystkim traktat filozoficzny, gdzie zasada przyciągania zamienia się w zasadę czułości, a protony i neutrony przyciągają się dlatego, że… się lubią. Wojnę zastępuje tu zgoda, wszystkie kosmiczne konflikty rozwiązuje się pokojowo, a tytułowe Roboty, Trurl i Klapaucjusz, tak naprawdę zgłębiają tajemnicę istnienia.
Po trzecie angażuje.
„Bajki robotów” to istne interaktywne szaleństwo! Angażuje dzieci do ostatnich rzędów. Dzięki wspólnemu tworzeniu awangardowych wierszy z Elektrybałtem albo wymyślaniu słów wraz z maszyną produkującą wyrazy na literę „n” (w tym celu znakomicie wykorzystana maszyna do produkcji waty cukrowej!) dzieci stają się współtwórcami spektaklu. Za każdym razem, kiedy mogłyby choć przez chwilę poczuć się zagubione wśród niełatwych wyrazów (elektrycerze, bladawce, murkwie, kambuzele czy pćmy), czeka na scenie kolejna niespodzianka.
Po czwarte śmieszy.
Wbrew pozorom kosmos nie jest wcale taki poważny. Cała sala wybucha śmiechem, kiedy król Megeiryk pozwala dzieciom do 114 roku życia witać się słowami „Hu, ha”, a awangardowe wiersze powstają w maszynie losującej na wzór LOTTO – zrobionej z gigantycznego worka foliowego i… dmuchawy ogrodowej.
Spektakl stroni od naukowej powagi czy umoralniającego tonu. W imię lemowskiej zasady „człowiek nie dlatego się śmieje, że jest wesoły, ale dlatego jest wesoły, ponieważ się śmieje”, twórcy „Bajek Robotów” dbają o dobry humor publiczności.
Zalety spektaklu można by pewnie wymieniać bez końca. Ale to, co zawsze zachwyca mnie w Miniaturze, to szacunek do młodego widza. Teatr kolejny raz udowadnia, że nie podąża za żadną modą. Nie wykorzystuje projekcji 3D i innych fajerwerków rodem z gier komputerowych. Oferuje młodemu widzowi uszyty na miarę, specjalnie dla niego, bez kompromisów i półśrodków TEATR z najwyżej półki. Patrząc na roześmiane twarze dzieci wychodzących ze spektaklu, nie ma się wątpliwości, że świat może pogodzić jedynie sztuka.
Urszula Morga, fot. Teatr Miniatura
Ocena: 5
Bajki robotów
na podstawie opowiadań Stanisława Lema z tomów „Bajki robotów” i „Cyberiada”
adaptacja, inscenizacja i reżyseria: Romuald Wicza-Pokojski
muzyka: Andrzej Smolik
asystent reżysera: Piotr Srebrowski
obsada: Wioleta Karpowicz, Anna Makowska-Kowalczyk, Piotr Srebrowski, Krystian Wieczyński
Spektakl dla widzów w wieku od 6 lat
Miejski Teatr Miniatura