Do diabła! – aż chciałoby się krzyknąć – czy ta książka w ogóle jest dla dzieci?! „Marcelinka rusza w Kosmos. Bajka trochę naukowa” ma w sobie potencjał… niejednoznaczności. Trudno określić wiek odbiorcy. Jeśli jest dla dzieci – to momentami bywa „zbyt” naukowa, jeśli dla dorosłych, to… pewne pojęcia mogłyby być wyjaśnione w mniej „bajkowy” sposób.
Pewnego dnia Marcelinka pojawia się we Wszechświecie i poznaje tam tajemniczego Duszka – istotę sprawczą, która stworzyła ów Wszechświat i wszystko (lub prawie wszystko) o nim wie. Od tej chwili staje się on jej przewodnikiem i mentorem, wyjaśniając wiele pojęć i zjawisk z zakresu astronomii, fizyki i filozofii. To trochę połączenie „Małego Księcia” i „Świata Zofii” z książką popularno-naukową. Na wiele pytań naukowcy wciąż nie znają odpowiedzi, toteż i tutaj pojawiają się hipotezy i przypuszczenia. Wszechświat, jako obszar niezbadany, nie poddaje się empirii, toteż mówienie do dziecka językiem abstrakcji, przywoływanie niewyobrażalnych odległości (np. miliardy lat świetlnych) jest po prostu mało przystępne. Choć są obecne w książce pojęcia, które mogą zainteresować małego czytelnika (czarna dziura, umieranie gwiazd, fotony, planety, Droga Mleczna etc.), to jednak poukładanie tych wszystkich informacji w głowie może być trudne lub nawet niemożliwe. Z drugiej strony, kto powiedział, że wszystko musi być od razu zrozumiałe?
Razi mnie pewna niekonsekwencja – Marcelinka w istocie jest dopiero myślą, która pojawiła się w głowie jej mamy. Nie zna świata, nie była jeszcze na Ziemi. A mimo to sporo wie o swoich rodzicach, choć ich jeszcze nie widziała. Nie wie, np. co to jest dzień i noc, ale prowadzi skomplikowane dialogi o Kosmosie. Rozumiem intencję autora, że w „prosty” sposób chciał przekazać młodszym czytelnikom rozległą i skomplikowaną wiedzę, jednak odnoszę wrażenie, że cel nie został osiągnięty… Chyba że do książki zasiądą mali geniusze lub osobnicy dobrze zaznajomieni z w/w tematyką. Może, zanim trafi ona w ręce tych młodszych, najpierw powinni sięgnąć po nią dorośli.
Warta uwagi jest szata graficzna. Ania Jamróz daleka jest od dosłowności. Stosując tylko trzy barwy (białą, czarną i czerwoną), przedstawiła ów tajemniczy świat i jego bohaterów. Powtarzającym się motywem jest (prawie) wszechobecna długa i meandrująca jak rzeka broda Duszka. Od razu wiadomo, że zawsze jest w pobliżu, że Marcelinka nigdy nie zostaje sama. Brawa dla ilustratorki, bowiem podjęcie się ukazania tak wielu abstrakcyjnych obrazów jest nie lada wyczynem. A zrobić to umiejętnie, zrozumiale i w nieprzesłodzony sposób – to już prawdziwa sztuka. Obrazy przyciągają wzrok, z przyjemnością się je ogląda i analizuje, co artystka miała na myśli. Są dopracowane i wpasowane w treść książki.
Książka ukazała się pod innym tytułem w 2008 roku – tamto wydanie opatrzone było słowniczkiem pojęć naukowych. Obecne wydanie jest go pozbawione – wielka szkoda… (co prawda można się do niego dostać, skanując kod QR zamieszczony na końcu publikacji, ale to już nie to samo). Minusem jest także mała czcionka – zdecydowanie za mała, jak na sugerowanego odbiorcę.
Agata Hołubowska
Ocena: 3
Marcelinka rusza w Kosmos. Bajka trochę naukowa
Janusz Leon Wiśniewski
il. Ania Jamróz
wyd. TADAM, 2017
wiek: 10+ (???)
Pod patronatem Q