„Joe sam w domu” – recenzja książki

Każdy, będąc dzieckiem, przynajmniej raz marzył o tym, żeby zostać w domu, kiedy rodzice wyjechali na kilka dni. Marzył o tym chociażby znany nam bohater pewnego filmu emitowanego zawsze w Boże Narodzenie. Jak to się skończyło, wie każdy, kto ten film oglądał. Czy o tym samym marzył bohater książki „Joe sam w domu”? Trudno powiedzieć, ale los zdecydował za niego.

Chłopiec na pewno nie miał łatwego życia. Joe ma trzynaście lat, mieszka z mamą i jej nowym chłopakiem Deanem. Pewnego dnia dorośli oznajmiają mu, że wyjeżdżają na kilka dni do Hiszpanii. Oni wyjeżdżają, a Joe zostaje w domu. Zanim jednak chłopiec zostaje sam dostaje od mamy i jej chłopaka mnóstwo wskazówek. Jednak mniej przejmują się tym, jak Joe sobie poradzi, bardziej zwracają uwagę na to, żeby chłopiec nikomu nie mówił o tym, że jest sam i, żeby pod żadnym pozorem nie odbierał telefonów. Chłopiec jest bardzo zdziwiony i pyta, co w takim razie ma zrobić, kiedy oni będą do niego dzwonić. Mama i Dean ustalają z nim, że będą dzwonić o konkretnej godzinie i ten jeden telefon Joe ma odebrać. Ustalają na próżno, bo podczas zaplanowanej na tydzień nieobecności nie dzwonią ani razu. Dzwonią za to ludzie, którzy poszukują Deana, oni również przychodzą do mieszkania, dobijają się do drzwi i żądają, żeby ich wpuścić i oddać pieniądze. Kim są Joe dokładnie nie wie, ale to nie jest jedyne jego zmartwienie.

Choć początkowo samodzielność bardzo mu się podobała, szybko okazało się, że wcale tak fajnie nie jest być za wszystko odpowiedzialnym. Najpierw chłopiec zmaga się z koniecznością ograniczenia zużycia prądu, bo licznik został doładowany określoną kwotą pieniędzy, a on po pierwsze ma niewielką ilość gotówki, po drugie nie może wychodzić z domu bez potrzeby. Potem boryka się z kończącymi się zapasami jedzenia. Również sąsiedzi zaczynają mu się bacznie przyglądać, bo dość długo nie widzieli jego opiekunów, a on sam zachowuje się dziwnie. Sprawy komplikują się dodatkowo w dniu, w którym mama i Dean mieli wrócić do domu. Ale tego dnia nie wracają ani nie dzwonią, żeby powiadomić go o zmianie planów. Joe nie ma już jedzenia, nie ma czystych ubrań, a musi wrócić do szkoły, gdzie czekają na niego kolejne kłopoty. Z pomocą przychodzi mu Asha, jego rówieśniczka i wnuczka sąsiada chłopca. To ona pomoże mu wyjść z kłopotów, to ją obdarzy zaufaniem, a wkrótce również uczuciem…

„Joe sam w domu” to ciekawa propozycja literacka dla młodych czytelników. Książka dotyka bardzo ważnych tematów, takich jak pierwsza miłość, odpowiedzialność za własne życie, itd. Pojawiają się również wątki dotyczące przemocy w szkole, rodzinnych patologii i rasizmu. Z tym wszystkim zmagają się ciekawi bohaterowie. Joe, dzielny i odważnie stawiający czoła światu i piętrzącym się przeciwnościom losu oraz Asha, rezolutna nastolatka, która ratuje go z opresji i sprawia, że chłopiec znowu widzi swoje życie w bardziej kolorowych barwach.

Książka jest bardzo mądra, a jednocześnie znakomicie napisana, nie nuży nadmiernym dydaktyzmem, ale zachwyca ciekawym językiem i nieustająco zaskakującymi sytuacjami. „Joe sam w domu” to książka ważna zarówno dla dzieci, które być może borykają się z podobnymi problemami, jak i dla ich rodziców, którzy po jej przeczytaniu mogą lepiej zrozumieć swoje dzieci. Świetna lekcja empatii, tolerancji, doskonała opowieść o pierwszej miłości i niełatwej samodzielności. Ostrzegam – trudno oderwać się od czytania!

Magda Kwiatkowska-Gadzińska

Ocena 5

joe sam w domu

„Joe sam w domu”

Joanna Nadin
tłumaczenie Iwona Żółtowska
Wydawnictwo Akapit Press
Wiek: 7+

Dodaj komentarz