Postać, którą gram, nazywa się Kacper, jest małym chłopcem, jedynakiem – mówi Matylda Damięcka.
Z okazji premiery serialu „Kacperiada” na DVD o pracy w studiu i niecodziennym hobby opowiada aktorka Matylda Damięcka.
Jak odnajdujesz się w dubbingu?
Akademię Teatralną ukończyłam jakieś 8 lat temu. Przez te 8 lat zorientowałam się mniej więcej, w czym się czuję dobrze, w czym gorzej i tak jakoś się samo zweryfikowało. Scena jest miejscem, które pozwala mi w pełni wykorzystywać mój potencjał. Zwłaszcza teatr formy, w którym postacie mogą być bardzo „grubymi nićmi szyte”. Dlatego dubbing przychodzi mi, może nie z łatwością, ale sprawia mi bardzo dużo przyjemności i satysfakcji zawodowej. Wolę grać bardzo „grube” postaci, lecieć formą od początku do końca.
Czy tak właśnie jest w przypadku „Kacperiady”?
Postać, którą gram, nazywa się Kacper, jest małym chłopcem, jedynakiem. Mieszka z rodzicami, przyjaźni się z taką jedną fajną dziewczyną – Adą i oczywiście ma arcywroga Eryczka – dokładnie tak, jak w każdej bajce główna postać powinna mieć. Cieszę się, że główny bohater ma przyjaciółkę, a nie przyjaciela, co w bajkach dla dzieci rzadko się zdarza. Podoba mi się to tym bardziej, w dzieciństwie wiecznie kumplowałam się z chłopakami, a z dziewczynami miałam jakoś zawsze słabszy kontakt, aż do teraz.
Jak Ci się gra chłopca?
Gra mi się wyśmienicie. Sama mam bardzo niski głos i jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności trafiam w dubbingu na samych chłopców, czy też ogólnie męskie postacie dziecięce, ogry i tym podobne. Nie jestem fanką księżniczek ani kobiecych, szczebioczących postaci, więc Kacperka gra mi się cudownie. Przychodziłam na nagrania z wielką przyjemnością.
Skąd czerpałaś inspiracje do stworzenia postaci Kacpra?
Nie wierzę w żadne „sposoby”, książki. Ten zawód powinien wynikać tylko i wyłącznie ze mnie i jednym ze sposobów, który sam jakoś tak mi przyszedł i jestem od tego uzależniona, to obserwowanie ludzi. Tworząc Kacperka, wzorowałam się na bardzo gadatliwym synku znajomych – Kubusiu. Może dlatego początkowo wyobraziłam sobie, że to brunet i jest malutki. Kubuś mówi jak chomiczek, jakby ciągle miał coś w buzi, coś przełykał, przegryzał. Ma strasznie dużo do powiedzenia, ale nie wszystko da się zrozumieć. Zaproponowałam taki sposób mówienia reżyserowi, ale niestety to nie przeszło, ponieważ większości rzeczy jednak widz by nie zrozumiał. Chociaż wierzę, że dzieci, by zrozumiały, bo przecież jakoś się ze sobą na co dzień komunikują.
Jak ludzie wokół reagują na tego typu obserwacje?
Uwielbiam kolekcjonować wady wymowy ludzi i niestety mam tę bardzo złą przypadłość, że w momencie, w którym jestem w towarzystwie osoby, która ma jakąś wadę, zaczynam po niej powtarzać. Najgorsze, kiedy o czymś rozmawiamy i musimy mówić do siebie bezpośrednio, natychmiast nieświadomie przejmuję taką wadę wymowy i wygląda, jakbym się z tej osoby nabijała, więc od razu mówię wszystkim, których spotykam na swojej drodze, że nie jest to, broń Boże, naśmiewanie się, tylko totalna adoracja. Zauroczenie różnymi defektami, które są unikatowe. Wszystko, co jest w paszczy i wszystkie zmiękczenia albo np. „sz”, „cz”, „dż”, „ć”, te zmiękczenia są absolutnie, totalnie przeze mnie ukochane, więc najchętniej, to włożyłabym w postać Kacperka każdą wadę wymowy i największe fafluny, ale niestety się nie dało (śmiech).
Jak wspominasz samo nagrywanie w studiu?
W momencie, w którym się dowiedziałam, że animacja będzie robiona pode mnie, opadły emocje związane z tym, że trzeba się będzie wpasować w jakiś schemat. Zazwyczaj jest odwrotnie, czyli ja muszę się dostosować do animacji, a nie animacja do mnie. To jest bardzo przyjemne, kiedy czytam scenariusz i moja własna wyobraźnia zaczyna wpływać na to, jak moja postać będzie później funkcjonować w obrazku. Kacperiada spełniła pod tym względem moje najskrytsze marzenia o tym, żeby stworzyć postać od podstaw. Jedyną rzeczą, która trzymała mnie w ryzach był tekst. Zawsze zazdrościłam amerykańskim produkcjom, że aktor sobie siedzi i robi z postacią co chce i tak naprawdę to jego poczucie humoru przelewa się potem na obrazek.
Ile jest Ciebie w postaci Kacpra, a ile Kacpra w Tobie?
Myślę, że bardzo dużo. Czapka, brak makijażu, zwykły t-shirt i spodenki to moja naturalna codzienna stylizacja. W sumie wyglądam trochę jak chłopiec. 50% mnie jest w postaci i postaci we mnie.
Co, Twoim zdaniem, wyróżnia „Kacperiadę”?
Lubię szkatułkowość, czyli coś w czymś. W Kacperiadzie postaci animowane są w jeden sposób, rysowane jedną kreską, a w tym jeszcze inną kreską, inną animacją pokazany jest serial, który ogląda główny bohater. W trakcie nagrywania sprawiało mi największą przyjemność, jak Kacperek naśladował głos swojego ulubionego superbohatera – Muchomściciela. Uwielbiałam te momenty, w którychn wcielał się w postać, czyli moja postać wcielała się w jakąś postać, co jest dosyć zabawne. Przez to, że animatorzy wprowadzili tę inną kreskę widać, że to jest serial w serialu.
Dlaczego warto obejrzeć serial?
Ponieważ jest dowcipny, lekki, a poza tym stawialiśmy duży nacisk na to, żeby bajka była interesująca dla starszych i dla młodszych. Tworzymy coś, co jest śmieszne dla dzieciaków, a przy tym puszczamy oko do rodziców. Poza tym jest tam bardzo dużo życiowych rzeczy, które bawią. Nie mam dzieci, ale domyślam się, że rodziców bawią, bo są pewnie wyjęte z ich życia.