Trochę wstyd przyznać, ale nie znałam dotychczas twórczości Marcina Pałasza. Owszem, kojarzyłam nazwisko, wiedziałam, jaką literaturę reprezentuje, ale nie przeczytałam żadnej książki. I to był bardzo duży błąd, który po lekturze pierwszej opowieści o sympatycznym Elfie, intensywnie naprawiam.
Już od pierwszych stron lektura zapowiada się interesująco, bo mimo że nasi bohaterowie wyjeżdżają na zasłużony odpoczynek w nadmorskim kurorcie, mrożąca krew w żyłach historia z „Prologu piwnicznego” sugeruje, że te wakacje nie będą trwały zbyt długo. Z korzyścią dla czytelników, oczywiście.
Elf to sympatyczny czworonóg, który, jak sam twierdzi, wychowuje swojego pana już ponad dwa lata. Zabrany przez Dużego (czytelnik domyśli się bardzo szybko, że to pisarz Marcin) ze schroniska, jest wiernym towarzyszem wszystkich przygód i ulubieńcem Młodego (syna pisarza, o imieniu Tomasz). Nasi bohaterowie wyruszają więc na wakacje. Jednak seria telefonów powoduje, że pora zapomnieć o pysznej rybce, smakowitych lodach i gofrach, gdyż odpoczynek zamienia się w intensywne śledztwo i pracę nad rozpracowywaniem duchów.
Jedna z zaprzyjaźnionych bibliotekarek ma problem z ”klozetowym duchem” i prosi Dużego o pomoc. Metody, jakimi pracują nasi detektywi, są zaskakujące. Walizeczka ze sprzętem „do łowienia duchów” zawiera elektroniczne zabawki. Tak więc dyktafony, miernik, kamery, laptop, wszystko to ma pomóc w zidentyfikowaniu sprawcy zamieszania. I pomaga, a rozwiązanie zagadki okazuje się bardzo zaskakujące.
Bohaterowie, wycieńczeni przygodą z demonami, wracają do swojej wakacyjnej oazy w Bobolinie. Nie na długo jednak. Tym razem o pomoc w rozwiązaniu piwnicznej zagadki prosi kolejna bibliotekarka (czyżby był to ulubiony zawód naszego pisarza?). Cała trójka pakuje się szybko i przybywa do nawiedzonego domu. To dom Małgosi i jej męża Seweryna, którzy odziedziczyli spadek po wuju Leonie. Coś dziwnego dzieje się w piwnicy budynku, szarogęsi się tam tajemniczy doppelganger, powodujący uszczerbek na zdrowiu domowników, a na dodatek zamieszana jest w to wszystko znienawidzona przez domowników i nie tylko, zmierzła i złośliwa ciotka Korozja. Kiedy zawodzą już wszystkie środki i mniej lub bardziej cywilizowane sposoby, ratunek przychodzi niespodziewanie z Międzynarodowego Sympozjum Demonologów.
Siódma część serii (gdzie ja byłam do tej pory?) jest momentami upiorna i zdecydowanie nieprzewidywalna. To książka przygodowa jak najwykwintniejsze danie doprawiona różnymi przyprawami: pikantną, jaką jest odrobina magii, mantry i horroru oraz łagodniejszą w postaci humoru i absurdu słownego i sytuacyjnego. Fabuła, wartka akcja, nieprzewidziane sytuacje nie pozwalają odłożyć tomiku nawet na moment. Lektura „Elfa i domu demonów” pochłania bez reszty.
Książka prowadzona jest dwoma narracjami: Dużego, czyli pisarza Marcina oraz Elfa, który spogląda na wszystko z psiego punktu widzenia i tłumaczy na swój sposób. Dość powiedzieć, że imię psa ma tu wytłumaczenie. ELF to z angielskiego, bardzo niezwykła forma życia (Extraordinary Life Form). Elf okazuje się być nowym bohaterem naszych czasów, „bo Szarik już nie żyje, pies Cywil tak samo, Reksio to postać fikcyjna. Został tylko Elf”. Te słowa Małgosi uświadamiają nam, jak ważną postacią w całej serii jest ukochany przyjaciel. Zresztą w książce widać na każdym kroku miłość pisarza do czworonogów. Wszystko kręci się wokół psów, są praktycznie na każdej kartce opowieści. Wspomniana psia narracja, piękne „psie dziewczynki” spotkane w kawiarni, gromadka piesków gospodyni nawiedzonego domu, pomysł Małgosi, by w odziedziczonym budynku stworzyć przytulisko dla porzuconych, schorowanych i niechcianych zwierzaków. Opisy psiej przyjaźni i psiego zakochania są niezwykle ciepłe i chwytające za serducho.
Na uwagę zasługuje również wątek relacji między ojcem a synem. Braterskiej, ciepłej, bardziej koleżeńskiej niż rodzicielskiej, jednak z wyraźnie wytyczonymi granicami.
Kolejna część serii o wdzięcznej nazwie Elfomania, sygnowana jest znakiem Wydawnictwa Literatura. Zgrabny format spina „demoniczna” okładka oraz przezabawnie straszna wkładka. Rysunki autorstwa Kasi Kołodziej są oszczędne w kresce i raczej bawią, niż straszą. I pewnie to zabieg celowy. Wystarczy bowiem scen z dreszczykiem w lekturze. Świetnym pomysłem są również zamieszczone w powieści odnośniki do innych tomów tej serii. To zachęca do pogłębienia lektury kolejnych tomów.
Motto pisarza to „słowa niosą uśmiech”. I choć to raczej horror dla młodzieży, to mnóstwo w nim humoru i komizmu. Autor doskonale łączy ze sobą różne gatunki literackie, nawet te bardzo odmienne w przekazie.
Polecam! Pokochasz serię o sympatycznym Elfie miłością bezgraniczną. Zapewniam!
Iwona Pietrucha
Ocena 5
Elf i dom demonów
Marcin Pałasz
il. Kasia Kołodziej
wyd. Literatura, 2018
wiek: 10+
Patronat portalu Qlturka.pl