Od września do grudnia br. trwa 3. edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatru dla NAJmłodszych TAKE PART IN ART. W tym czasie mali widzowie oraz ich opiekunowie będą mieli okazję obejrzeć 62 spektakle grup teatralnych i artystycznych z Włoch, Francji, Słowenii, Niemiec, Holandii i Belgii.
W ramach festiwalu miałam okazję (wraz z dziećmi, rzecz jasna) uczestniczyć w niemieckiej produkcji PRIMO: w wykonaniu dwóch artystów: Alfredo Zinoli – Włocha i Felipe Gonzáleza – Chilijczyka. Przedstawienie przeznaczone jest dla dzieci w wieku od 2 do 5 lat, choć przyznam, że zabrany prawie roczniak, również znalazł coś dla siebie.Ideą festiwalu jest traktowanie najmłodszych jako pełnoprawnym odbiorców sztuki i uczestników kultury. Teatr, w tym właśnie spektakl PRIMO, to idealne miejsce do rozwijania dziecięcej wrażliwości i wyobraźni, czego doświadczyłam na własnej i dzieci skórze.
Spektakl rozpoczął się jeszcze przed wejściem na salę w Teatrze Małego Widza. Publiczność została zaproszona przez Agnieszkę Czekierdę, dyrektor Festiwalu i Teatru w jednej osobie, na salę, przedstawiła artystów i przekazała zasady obowiązujące podczas przestawienia. Bowiem tym razem sceną dla artystów był rozstawiony w sali widowiskowej okrągły, wypełniony wodą basen. Basen posiadał okienka, przez które oglądaliśmy spektakl złożony z gry świateł, ruchu wody oraz ciał artystów.
Po raz kolejny zaskoczył mnie odbiór przedstawienia przez moje dzieci, a przede wszystkim to, że jest on tak różny od mojego. Mam wrażenie, że są one bardziej wrażliwe na sztukę, niż jestem to sobie w stanie wyobrazić. Co prawda mój 5-letni syn przez pierwszych kilka minut, kiedy w basenie zanurzane były tylko palce, dłonie, ręce artystów, do znudzenia zadawał pytania rozpoczynające się od „kiedy”: Kiedy oni wreszcie wejdą?, Kiedy zacznie się coś dziać?, Kiedy to się w końcu zacznie? itp., itd. Gdyby nie fakt, że podczas przedstawienia na sali jest zupełnie ciemno i jedynym dobrze oświetlonym miejscem jest wnętrze basenu, pewnie bym chciała zapaść się pod ziemię. Ale udało się doczekać przełomowego momentu! W końcu panowie dokonali pełnego zanurzenia i od tej pory było już tylko z górki, a nawet lepiej.
Możliwości odbioru przedstawienia jest pewnie tyle, ilu widzów je oglądających. Tutaj skupię się głównie na przemyśleniach mojego starszaka. Bowiem trzylatek z ciekawością obserwował artystów poruszających się w wodzie, chwilami, jak to dziecko, tracił zainteresowanie i swoją uwagę przenosił na roczną siostrę, aby po chwili znowu oglądać podwodny spektakl. Zdecydowanie spektrum jego zwerbalizowanych emocji i przemyśleń było mniejsze niż w przypadku tego starszego.
Jeśli chodzi o pięciolatka, to nastąpił ciekawa korelacja między spektaklem a książką, którą oglądaliśmy chwilę wcześniej, oczekując na przedstawienie: „Wielką Księgą Podwodnych Zwierząt”. Niby zdążyliśmy przeczytać tylko kilka stron i poznać pare wodnych zwierząt, natomiast wystarczyło mu to, aby w ruchach artystów dopatrzeć się podobieństw do poznanych ciekawostek. I tak, według niego, mężczyźni przez chwilę ruszali się jak wodne węże, płaszczki czy pławikoniki. Z zainteresowaniem oglądał falowanie włosów, unoszenie się artystów na powierzchni, generowanie sztormu czy wiru wodnego.
Zwieńczeniem spektaklu był moment, kiedy z kieszeni bluz, w których występowali artyści, wysypały się zabawki. Choć dla ścisłości muszę dodać, że zanim rozpoznaliśmy, czym są pływające elementy, musiała minąć chwila. Później okazało się, że mój syn i ja mieliśmy takie samo pierwsze wrażenie, że z tych kieszeni wysypał się popcorn. Jednak kiedy wirujące elementy zwalniały swój taniec, a zamiast wypływać na powierzchnię, opadały na dno, udało się w nich rozpoznać małe zabaweczki, które można znaleźć w popularnych czekoladowych jajkach.
Pochopnie wydana opinia w pierwszych minuta spektaklu, że jest to najnudniejszy teatr, jaki widział w życiu, ustąpiła miejsca entuzjazmowi obserwacji i podsumowania, że chętnie poleci to przedstawienie kolegom, a nawet opowie wszystko w poniedziałek w przedszkolu. Jedyny smuteczek pojawił się, gdy po zakończonym występie nie było zabawy a scenie, do której przywykli, goszcząc z Teatrze Małego Widza.
Paulina Porczyńska
więcej o festiwalu na http://takepartinart.pl