„Superfarmer” – recenzja gry

O tej grze usłyszałam dwa lata temu i nie mogłam przestać o niej myśleć. Już wtedy zauroczyła mnie dwiema kwestiami: historią powstania i polskim pochodzeniem. Historia jej stworzenia, choć jest smutna, to jednak nietypowa: otóż wybitny polski matematyk, prof. Karol Borsuk, w wyniku działań wojennych stracił pracę, gdy hitlerowcy zajęli uniwersytet w okupowanej Warszawie. Cóż było robić? Profesor wymyślił zatem grę, która miała dorosłym i dzieciom umilić smutne dni i wieczory, a jego rodzinie pomóc finansowo przetrwać trudny czas. I tak w 1943 roku powstała „Hodowla zwierzątek”, znana obecnie pod nazwą „Superfarmer”.

Elementy składowe gry wykonywała ręcznie żona pana profesora, pani Zofia, zaś rysunkami zwierząt zajęła się Janina Śliwicka. Nie wiadomo, ile do 1944 roku powstało gier. Fakt jest taki, że prawie wszystkie spłonęły podczas powstania warszawskiego i pewnie nie usłyszelibyśmy o niej, gdyby nie jeden egzemplarz, jaki zachował się poza stolicą. Trafił z powrotem do rodziny Borsuków, a firma Granna – w nowej szacie graficznej i pod nową nazwą – wydała grę w 1997 roku. W 2007 zaś wydała jej wersję jubileuszową (100. rocznica urodzin pani Zofii, 25. rocznica śmierci profesora) z ilustracjami Piotra Sochy i takiej dotyczy ten tekst.

Minęło zatem piętnaście lat od momentu powrotu gry pod strzechy, a ja się czuję, jakbym odkrywała nowe lądy. Bo też każda rozgrywka wygląda zupełnie inaczej. W mojej rodzinie „Superfarmerem” zainteresowali się głównie dorośli (dzieci są jeszcze zbyt małe i szybko się nudzą – gra przeznaczona jest dla osób powyżej 7. roku życia) i obecnie jest ona ulubioną rozrywką na weekendowe popołudnia. Gra toczy się o tytuł „Superfarmera”, lecz zdobycie go przez jedną osobę nie musi oznaczać końca rozgrywki.

Nieco o zasadach: w grze biorą udział dwie kostki dwunastościenne z wizerunkami zwierząt, stado złożone z królików, owiec, świń, krów, koni i psów oraz zagrody w postaci planszy (dla każdego po jednej). Każdy gracz rzuca kostkami – jeśli trafi na dwa takie same zwierzęta, np. króliki, otrzymuje królika. Gdy ma już w swojej zagrodzie jakieś zwierzęta, sumuje pełne pary (wraz z tymi na kostkach) i otrzymuje tyle zwierząt, ile par naliczył, np. jeśli ma 6 królików i owcę, a wyrzucił królika i owcę, to otrzymuje 3 króliki i 1 owcę. Na logikę: chodzi o mnożenie stada, a wiadomo, że nowy osobnik może przybyć tylko dzięki parze. Tym sposobem jednak nie można otrzymać ani krowy, ani konia. Te zwierzęta można zdobyć jedynie drogą wymiany. Na czym ona polega? Otóż każde zwierzę ma swoją wartość liczoną w innych zwierzętach, np. owca warta jest 6 królików, świnia – 2 owce, krowa – 3 świnie etc. Najdroższy jest koń. Można także wymieniać zwierzęta w drugą stronę i to nie tylko ze stadem głównym tj. zawartością pudełka, ale także z innymi farmerami.

Superfarmer_1

Gra pewnie nie wzbudzałaby aż tak wielu emocji, gdyby nie fakt, że każdemu grozi niebezpieczeństwo w postaci drapieżników: wilka i lisa. Lis pożera króliki, zaś wilk wszystkie zwierzęta z wyjątkiem konia i małego psa. Duży pies chroni przed wilkiem, a mały przed lisem, jednak aby je zdobyć, trzeba poświęcić zwierzęta ze stada i to niemało… Ale uwaga! O tytuł „superfarmera” mogą ubiegać się aż 4 osoby, zaś duże psy są tylko 2 (małe są 4)! Nie wszystkim więc dane jest uchronić się przed drapieżnikiem… Dodatkowo psa traci się po każdorazowej obronie stada.

Wygrywa ten, kto pierwszy zdobędzie po jednym zwierzęciu każdego gatunku. Choć zasady wydają się dosyć skomplikowane, ich wyjaśnienie nie zajmuje więcej niż 5 minut, a po kilku rundach już wiadomo, o co chodzi. Gra dosyć wolno się rozkręca, jednak z czasem nabiera tempa i dynamiki, gdy farmy się rozrastają, a nie każdy ma psa, który je obroni…

Nie trzeba pamiętać wartości zwierząt, gdyż schemat wymiany znajduje się na planszach. Atrakcją (szczególnie dla dzieci!) są plastikowe figurki psów (przezabawne!) dołączone do wersji de lux.

Czas skupić się na grafice autorstwa Piotra Sochy (ur. 1966, absolwent warszawskiej ASP, pracuje dla czasopism, telewizji, ilustruje książki dla dzieci, a niedawno zwyciężył w konkursie na zilustrowanie wawelskich legend. Więcej o wynikach: tutaj. Strona internetowa artysty: piotrsocha.com). Ilustracje są przede wszystkim wykonane starannie i dowcipnie. Wielkie nosy, pękate brzuchy, zachwiane proporcje – cieszą oko zarówno małych, jak i dużych. Plansze i żetony zwierząt wykonane są z grubego kartonu, lakierowane na powierzchni, więc łatwe w utrzymaniu w czystości. Wszystko mieści się w dość sporym, ale trwałym pudełku. Dla tych, którym jego rozmiar przeszkadza, dostępna jest wersja turystyczna oraz mniejsza, nieluksusowa. Jednak ich grafika oraz wykonanie (np. małe żetony zwierząt, które łatwo mogą się zgubić) pozostawia wiele do życzenia…

Wielu użytkowników zarzuca tej grze zbyt dużą losowość. Nie do końca się z tym zgadzam, ponieważ od wyboru taktyki zależy powodzenie. Oczywiście, jeśli ktoś zbyt często trafia na wilka i lisa, to jego los jest przesądzony, ale samemu można decydować o postępach mnożenia stada. Nie zapominajmy także, że gra jest przeznaczona dla całych rodzin, a dla dzieci taka losowość jest bardzo atrakcyjna i stawia je na równi z dorosłymi graczami. W naszej rodzinie sprawdza się znakomicie – wciąż odkrywamy jej możliwości. Dla urozmaicenia producent podaje w instrukcji drobne modyfikacje, podnoszące dynamikę gry. Ze względu na estetykę polecam wersję jubileuszową. Gra ma także wersję internetową: www.superfarmer.pl, ale to zupełnie nie to samo…
Agata Hołubowska

Ocena 5

Superfarmer

Superfarmer
Autor gry: Karol Borsuk
Projekt graficzny i ilustracje: Piotr Socha
wyd. Granna
liczba graczy: 2-4
wiek graczy: 7+

(Dodano: 2012-03-06)

Dodaj komentarz