„Ania z Zielonego Wzgórza” – recenzja spektaklu

Teatr dla dzieci przestał się nam kojarzyć już ze scenami, na których wystawiane są wyłącznie spektakle dla małych widzów, a i całe otoczenie jest do nich przystosowane. Nie od dziś także na „dorosłych” scenach zobaczyć można przedstawienia skierowane do najmłodszych. Od niedawna – także w prywatnym Teatrze 6. piętro w Warszawie.

Wybór „Ani z Zielonego Wzgórza” na pierwszą premierę dla widzów z innej kategorii wiekowej wydaje się być logiczny i uzasadniony ze wszech miar. Po pierwsze dlatego, że utwór L.M. Montgomery to szkolna lektura i przyciągnie do teatru rzesze uczniów klas piątych, ale i młodszych. Po drugie – książka o rudowłosej sierocie biła kiedyś rekordy popularności i współczesne mamy, ciocie, a może nawet młode babcie, chętnie zabiorą na spektakl swoje dzieci i wnuki. Po trzecie – spektakl ten grany był już w Teatrze Bajka, gdzie spotkał się z dobrym przyjęciem.

I rzeczywiście, także tym razem reakcja dzieci i dorosłych na widowni świadczyła o tym, że przedstawienie spełniło ich oczekiwania. W skromnej scenografii, przedstawiającej jedynie wnętrze domu Maryli i Mateusza Cuthbertów, akcja toczyła się dość wartko i sprawnie, prowadząc widza przez ponad 3 lata z życia Ani, spędzone na Zielonym Wzgórzu. Od dnia, kiedy przez pomyłkę została przywieziona z domu sierot, zamiast chłopca, który miał pomagać Mateuszowi w gospodarstwie, aż po czas, gdy dostała posadę w miejscowej szkole.

Ogromny ładunek emocji, jaki towarzyszył przybyciu Ani Shirley na Zielone Wzgórze, jej adaptacji do panujących norm i nowej sytuacji, był poważnym sprawdzianem dla odgrywającej tytułową rolę Olgi Sarzyńskiej. Zdała go na piątkę, choć momentami aż za bardzo przypominała mi Pippi Pończoszankę – niesforną, nieprzystosowaną, uroczą w swojej „inności”. Ciekawe, że nigdy wcześniej, pomimo ewidentnych podobieństw (rude warkocze, skomplikowana sytuacja rodzinna itp.) nie miałam takich skojarzeń…

Z pozostałych aktorów na uwagę zasługuje wcielający się w postać Mateusza Karol Stępkowski, jednocześnie reżyser przedstawienia. Jego spokój jest autentyczny, a pogodny uśmiech widać nawet w ostatnich rzędach.

Przyznam, że po opadnięciu kurtyny czułam pewien niedosyt. Być może wynikał od z tego, że obecnie teatry „rozpuszczają” widzów, stosując coraz to bardziej wymyślne rozwiązania, jak choćby projekcje multimedialne, a tutaj nic takiego wykorzystane nie zostało. Znana fabuła, dość wiernie odtworzona przez twórcę adaptacji, Andrzenia Konica, nie kryła żadnych niespodzianek. Bardzo tradycyjne środki wyrazu i klasyczna scenografia sprawiły, że odebrałam „Anię z Zielonego Wzgórza” Teatru 6. piętro jako poprawne przeniesienie na scenę szkolnej lektury. Ale od razu zastrzegam, że to określenie nie jest negatywnie nacechowane . To, co widz powinien zobaczyć, zobaczy. To, co powinien odczuć, odczuje, gdyż emocje, zarówno te pozytywne, jak i negatywne, nie potrzebuję efektów specjalnych.

Ewa Świerżewska

nasza ocena:
4-

Ania z Zielonego Wzgórza

Ania z Zielone Wzgórza
na podstawie książki L.M. Montgomery
adaptacja: Andrzej Konica
reżyseria: Karol Stępkowski
w roli Ani: Olga Sarzyńska
w pozostałych rolach: Joanna Pach-Żbikowska, Katarzyna Skarżanka, Anna Zagórska, Witold Bieliński, Karol Stępkowski
wiek: 7+

Teatr 6. piętro
PKiN, Plac Defilad 1
(wejście od ul. Marszałkowskiej)
00-901 Warszawa
http://www.teatr6pietro.pl/

(Dodano: 2012-03-20)

Dodaj komentarz