Jedyny „słuszny” model rodziny: mama, tata i dziecko (dzieci)? A jakże. Obrazów takiego modelu rodziny jest w literaturze (zwłaszcza polskiej) bez liku. Ich mnogość bierze się tylko po części z rzeczywistości. Bierze się też, zapewne, z wyobrażeń o tym, jak być powinno i, jak się można domyślać, z poczucia misji, by kształtować ten najwłaściwszy – zdaniem autorów – model. A może też z pragnień i z marzeń?
„Jeżycjada” Małgorzaty Musierowicz, seria powieści dla nastolatek, „Dynastia Miziołków” Joanny Olech, adresowana do młodszych czytelników – to przykłady pierwsze z brzegu. Można by je mnożyć.
Ale rzeczywistość często ( i coraz częściej) bywa zupełnie inna. Nie chce przystawać do modelu rodziny najchętniej opisywanego w literaturze dla dzieci. Rozwody rodziców. Nie zawsze przeprowadzane w sposób – jak to się zwykło mówić – kulturalny. Samotna mama z dziećmi. Samotny ojciec. Sytuacji tego typu jest w życiu całe mnóstwo. Co na to literatura?
Jak dziecko przeżywa rozstanie rodziców? Ciężko. Tym ciężej, im bardziej bolesne uczucia pojawiają się przy tym smutnym (a często dramatycznym) życiowym zdarzeniu. W książce Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby „Złodzieje snów” (Nasza Księgarnia, 2008, il. Marta Kurczewska) rodzice rozstają się w gniewie. Dzieci nie rozumieją, o co chodzi. Świat się wali. Ból i strach odczuwają również przedmioty – wyrzucony z wściekłości przez mamę talerz taty, czy też chwiejący się ze zdziwienia kosz na śmieci, w którym znalazły swoje miejsce skorupy talerza. Destrukcyjne uczucia przenikają całe otoczenie. Mała Basia nie może spać i nie ma na to rady. Nie pomagają wizyty taty. Są zbyt pospieszne. Rodzice – zagniewani na siebie nawzajem – nie są w stanie pomóc (choć, zapewne, oboje chcą) dziecku, które ciągle jest wspólne. Sprawę bierze w swoje niewielkie ręce braciszek dziewczynki, od której odeszły sny, i, jak to dzisiejsze dziecko, rozwiązania problemu szuka w Internecie. Wydaje mu się, że je znalazł i zabiera swą młodszą siostrę w podróż, której rezultatem ma być odzyskanie utraconych snów. Dzieci spotykają po drodze inne dziecko, również nieszczęśliwe i samotne – od zawsze.
Autorka w sposób niezwykle sugestywny przedstawia historię dziecięcego cierpienia. Oszczędność środków wyrazów sprawia, że wrażenie, jakie robi ta książka, jest ogromne. Dziecko – czytelnik poznaje trudny problem. Ma szansę się nad nim zamyślić, ma szansę poczuć ból małej Basi, od której odeszły sny, wyobrazić sobie los samotnego chłopca – Karalucha i odnaleźć w sobie współczucie. Bo życie to przecież nie tylko przyjemność zabawy, obowiązek nauki i lepsze bądź nieco gorsze funkcjonowanie w tzw. normalnej, „modelowej” rodzinie. To również trud poznawania świata, zdobywanie różnych umiejętności, w tym – umiejętności współodczuwania, otwarcia na drugiego człowieka, również wtedy, gdy samemu żyje się inaczej.
Rodzice – ewentualni pośrednicy w lekturze – mogą czytać tę książkę razem z dziećmi (autorka, podpisując się imieniem i nazwiskiem, apeluje o to w dwóch zdaniach poprzedzających całą opowieść) i, kto wie, czy to właśnie im nie jest ona bardziej potrzebna. Pokazuje, bardzo wyraziście, z perspektywy dzieci, jak wielką krzywdę można wyrządzić najbliższym i kochanym ludziom, gdy traktuje się ich jak przedmioty nieposiadające uczuć. Tu uczucia są wszędzie, i w przedmiotach, i w dzieciach… Gdy się tego nie uwzględnia, świat staje się bezduszny i niepotrzebnie bolesny.
Nie ma modelowej, jedynie „słusznej” sytuacji rodzinnej również trzecioklasistka Zosia, bohaterka (i narratorka) opowiadania „Moja mama panna młoda” z książki Małgorzaty Kondej „Sejf z milionem w środku czyli bestseller III b” (Kora – Stentor, Warszawa 2008, il. Bartek Drejewicz), która w ogóle nie pamięta swego taty („Taty nigdy nie było. Nie znam go. Wiem tylko, że ma na imię Hubert i ma własne dzieci (…) A ja miałam mamę i kolegów mamy”). Rodziną dziewczynki jest mama i, często odwiedzani, dziadkowie („Uwielbiałam spać u babci. Dziadek czytał mi książki na dobranoc i świetnie udawał koguta. A babcia robiła pyszne placki z jabłkami”). Nie jest znerwicowana ani zagubiona. Wygląda na osóbkę zupełnie zadowoloną. Obserwuje świat z zainteresowaniem i sympatią. Lubi kolegów mamy i prawdziwe oraz „przyszywane” ciocie, czyli przyjaciółki mamy. Jest wobec nich szczera, gdy pytają, czy nie jest jej przykro, że nie ma taty. Zosia nie odczuwa przykrości, bo rodzina bez taty jest dla niej sytuacją normalną, jedyną, którą zna z własnego doświadczenia. Idzie z mamą (trochę przez przypadek, bo tak się składa, że nie może akurat przenocować u babci ani u żadnej z cioć) na pierwszą randkę z przyszłym mężem mamy. Cieszy się, gdy jej mama wychodzi za mąż. Zachwyca się jej wyglądem. Panna młoda, czyli własna mama, prezentuje się w jej oczach w pięknej sukni ślubnej jak „królewna Śnieżka”. Dziewczynka akceptuje swoją rodzinną rzeczywistość, ale i zmiany, jakie w niej zachodzą, choć ma świadomość, że wszystko toczy się trochę „jak w filmie”. Jednak znajduje w tej nieco filmowej rzeczywistości ład. Ma swoje miejsce w świecie dorosłych. Jest przez otoczenie, mamę, ciocie, babcię i dziadka, a także nowego „tatę”, traktowana z powagą i szacunkiem. Uczestniczy w ich życiu. Dobrze wie i mocno odczuwa, że jest dla nich ważna. Traktuje się ją z naturalnością, ale i uwagą należną człowiekowi, którego świat dopiero się kształtuje. Nikt nie rani jej uczuć. Łzy, które płyną z oczu Zosi w kościele (po ceremonii ślubnej jej mamy) nie są wyrazem smutku ani rozpaczy, a silnych emocji. („I rozpłakałam się. Tylko trochę inaczej niż u dentysty czy po stłuczeniu kolana. Tak jakoś dziwnie, bo w ogóle cały ten dzień był jakiś dziwny. Po prostu zaczarowany”).
Małgorzata Kondej nie ocenia w żaden sposób opisanej sytuacji, pokazuje po prostu, jak ważny jest świat uczuć i przeżyć dziecka i jak istotna staje się sprawa traktowania go przez dorosłych jako Osoby.
W obu tych książkach, w „Złodziejach snów” i w „Sejfie z milionem w środku” młody czytelnik odnajdzie wiele zagadnień i spraw innych niż te najczęściej pojawiające się w polskiej literaturze adresowanej do dzieci. Takich spraw, nad którymi warto się zatrzymać i którym, jak sądzę, warto przyjrzeć się uważniej w lusterku myśli.
Hanna Diduszko
(Dodano: 2009-11-05)