Już od samego początku film „Sekret Księgi z Kells” zrobił na mnie wyjątkowe wrażenie. A to za sprawą przepięknej, nowatorskiej i bogatej animacji, która do ostatniego kadru sprawia wrażenie, jakby żyła własnym życiem – niezależnym od twórców, nieprzerwanie hipnotyzując widza.
Imponująca i godna podziwu jest także tematyka filmu. Kłaniam się twórcom za pomysł wykorzystania legend i wierzeń celtyckich sprzed 12 stuleci. Gdyby nie ta nadzwyczajna historia, wielu ludzi, w tym młodych widzów, może nigdy nie dowiedziałoby się o księdze z Kells?
Opowieść rozgrywa się w IX wieku, który nie był zbyt bujnym, ani tym bardziej rozwojowym okresem w historii naszej planety. W pewnym opactwie żyje młody, ciekawy świata i radosny Brendan. Jego wujek, Opat Cellach, nie ma jednak zbyt wielu powodów do radości. Na kraj najechali okropni Wikingowie, zwanymi „ludźmi z północy”, którzy jawią się w animacji jako niemalże pomioty diabła, kwadratowe stwory z rogami i czerwonymi oczami. Opat nie traci jednak nadziei i wykorzystuje czas, który pozostał, na zbudowanie muru. Brendan jest pomocnikiem wuja i innych ciężko pracujących mieszkańców opactwa. Wokół tego kręci się jego dotychczasowe życie. Pewnego dnia w Kells pojawia się brat Aidan, który posiada niezwykłą księgę. Od tego czasu życie chłopca zmienia się dość gruntownie – sprzeciwia się wujowi, pierwszy raz wychodzi za mury opactwa, poznaje niezwykłą wróżkę/wilczycę Aislig, która oprowadza go po swoim magicznym lesie. Co więcej, okazuje się, że to właśnie Brendan ma być autorem dalszych stronic księgi.
Wątki baśniowe i legendarne osadzone w wierzeniach celtyckich zmieszanych z chrześcijaństwem przeplatają się z faktami historycznymi, tworząc wyjątkowo spójną opowieść dla dzieci. Jednocześnie wątek drogi i tajemnicy jest niemalże namacalny, bo tajemnicza zdaje się być nie tylko księga. Zagadką pozostaje bowiem magiczny las z magicznymi mieszkańcami, wśród których jest mała Aisling – to jej głos słyszymy już na początku. Jest jakby echem wyszeptywanej historii, które przyprawia o dreszcze. Tajemniczy są także właściciel księgi – brat Aidan oraz wuj Brendana – opat Cellach. Niezrozumiała wydaje się ich znajomość, niechęć opata, jego surowość i całkowicie przeciwna osobowość Aidana. Skąd się znają, czemu ich wizja życia Brendana aż tak się różni? Na te pytania odpowiedź na szczęście znajdujemy, ale wszystko w swoim czasie.
Od samego początku filmu miałam nieodparte wrażenie, że historia ta nie jest wyssaną z palca, powstałą w wyobraźni scenarzysty bajką dla dzieci. Okazuje się, że Księga nie tylko istnieje, ale jest jedną z najsłynniejszych pamiątek i skarbów współczesnej Irlandii. Do Kells trafiła ze względów bezpieczeństwa w okresie najazdów Wikingów. Jest to Ewangeliarz, artystycznie ilustrowany i zdobiony przez wybitnych iluminatorów. Obecnie podzielona jest na cztery tomy i udostępniona dla zwiedzających. Co dzień odwracana jest jedna strona, ukazując tekst i bogate inicjały, ilustracje i zdobienia.
Animacja baśni, z jednej strony tętniąca życiem i bujną roślinnością, jaskrawa, w innych zaś scenach surowa i skromna, opierająca się na prostych kreskach i kilku zaledwie kolorach, jest imponująca, magnetyzująca i oszałamiająca. Jak w zaczarowany obrazek zagapiona, całkowicie zagłębiłam się w tej opowieści, choć oglądałam ją w warunkach domowych, co nieraz jest czynnikiem rozpraszającym.
W historii Księgi z Kells – poza wspomnianą już przeze mnie niezwykłą animacją – uwiodły mnie postaci braci zamieszkujących opactwo, którzy pełnią rolę trochę niezgrabnych, ale poczciwych skrybów i budowniczych. Wprowadzają one do historii niezbędny element humorystyczny.
Odczułam pewien niedosyt, związany z ostatnią sceną. Odniosłam wrażenie, jakby historia pozostała niedokończona, chociaż zdaję sobie sprawę, że może to być wybieg zamierzony, otwierający drogę do indywidualnej interpretacji.
Nie można także nie wspomnieć o muzyce, będącej wynikiem współpracy między francuskim kompozytorem Bruno Coulais’em (muzyka do filmu „Koralina i tajemnicze drzwi”) oraz innowacyjnym irlandzkim zespołem Kila. Wpadające w ucho melodie zdają się w całości oddawać klimat kultury, epoki i opowiadanej historii. Muzyka tworzy absolutnie magiczną atmosferę.
Tak naprawdę brak jest słów, które mogłyby opisać moje oczarowanie tą baśnią. Nie mogę wyjść z podziwu, że w czasach, gdy wszechobecnie panuje technologia 3D (i w ogóle technologia), można stworzyć coś tak niezwykłego, estetycznego i wysublimowanego. Poza tym film jest dosyć wymagający i może dzięki temu zostanie zapamiętany, choć dla najmłodszych widzów będzie z pewnością zbyt trudny. Mam jednak nadzieję, że tego typu produkcje przebiją się przez zalewające nas, niestety dość wszechobecnie, animacje – często niezbyt wyszukane i przeraźliwie proste.
Kamila Solecka
Ocena: 5
Sekret księgi z Kells (The Secret of Kells)
Irlandia/ Francja/Belgia, 75 min, 2009 reżyser: Tomm Moore, Nora Twomey scenariusz: Fabrice Ziolkowski; Tomm Moore
producenci: Didier Brunner, Viviane Vanfleteren And Paul Young
muzyka: Bruno Coulais ( Nominacja do Oscara – The Chorist)
Premiera DVD i na porankach filmowych – 25 lutego 2011
wiek: 7+
(Dodano: 2011-03-31)