„Mama”, mamusia, mateczka – czyli rzecz o pewnej zupełnie wyjątkowej książce

Nie wiem właściwie jak zacząć tę recenzję… Mam z książką „Mama” Hélène Delforge, Quentin Gréban, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2018., ogromny problem. Nie wiem, co o niej napisać, dla kogo i jak. Słowa wydają się zbyt małe; obrazy, które stają przed oczyma po lekturze zbyt intymne, a całość wzrusza tak bardzo, że nie sposób zamknąć tego wzruszenia w stwierdzeniu: „gorąco polecam”.

Dwanaście lat temu zostałam matką po raz pierwszy. Od wtedy też nie opuszcza mnie przekonanie, że nie tylko dziecko mi się urodziło tego deszczowego sierpniowego poranka, ale że to były i moje narodziny. Narodziny kogoś, kto już nigdy później nie będzie taki sam. Te narodziny zredefiniowały całe moje życie, relacje, związki, plany, marzenia i obowiązki. Nikt mi nie powiedział (nie pytałam!), że będzie tak ciężko, tak trudno; że człowiek może być tak zmęczony i że jest w stanie wytrzymać taki ból. Nikt mi nie powiedział, że będzie tak pięknie, tak doskonale; że człowiek potrafi tyle dać dziecku i że ono tyle biorąc nam daje. Dwanaście lat temu ciągle coś czytałam o wychowaniu dzieci; ciągle czegoś szukałam; tak bardzo potrzebowałam pomocy. W żadnej książce jej wtedy nie znalazłam…

Dwa lata temu zostałam matką po raz drugi. Teraz jest inaczej. Wszystko już mam. Nadal nic nie wiem, ale jestem. Jesteśmy. Teraz mniej czytam o wychowaniu dzieci – więcej czuwam. Ale teraz mogę całe zdania, całe akapity, strony tej książki przytaczać jak własne. To jest „ta” książka! To jej od kilkunastu lat szukałam. Jakby ktoś zajrzał do mojej głowy, do mojego serca; jakby przejrzał też te myśli, których tak bardzo się wstydzę nawet sama przed sobą („jak śmiałam narzekać, że w autobusie marnuję swój czas?”).

„Mama” to poetyckie portrety różnych matek z różnych miejsc, różnych kultur i czasów. Wszystko jest tu różne, poza… opisanym i zilustrowanym macierzyństwem. Macierzyństwem, w którym jest wszystko: nadzieja, radość, smutek, dramat, szczęście, pustka, pełnia, samotność, jedność, strach, śmiech, cierpliwość, niecierpliwość, rozczarowanie, zmęczenie, troska, tęsknota, duma i miłość.

Jako matki, jako kobiety doświadczamy wszystkich tych uczuć, albo tylko niektórych. Doskonale wiemy, jak bardzo dar bycia matką jest wyjątkowy i jak bardzo jest to nasze własne, indywidualne i intymne. Głośno krzyczymy, gdy ktoś chce naszym macierzyństwem szafować jako „dobrem ogółu, narodu czy partii”.

Teraz, kiedy to piszę, mała O. przybiega i wdrapuje się na kolana. „Kiedy ssiesz cały świat milknie (…) Mówcie sobie. My i tak słyszymy tylko naszą ciszę”. Zatapiam się w moim macierzyństwie, świat się zatrzymał, wysiadłam na chwilę…

„Dzień Mamy” to pretekst. Możesz tę książkę kupić sobie na tę okoliczność, ale możesz też zrobić to bez okazji. Jesteś matką, mamą, mamusią, mateńką, matulą, mamcią. Odnajdziesz siebie na kartach tej książki i będzie tobie po prostu dobrze w towarzystwie innych mam. Ja tam jestem. Tak mi dobrze, bo „jestem wolna. Jestem sobą od stóp do głów. Nową sobą. Sobą z tobą”.

Banalne byłoby polecanie tej książki, więc zamiast tego po prostu za nią podziękuję.

Kalina Cyz

mama

Mama

Hélene Delforge
il. Quentin Gréban
przeł. Magdalena Mikołajewska, Jarosław Mikołajewski
wyd. Media Rodzina, 2018

Dodaj komentarz