Po lekturze książki Doroty Gellner dzieci inaczej spojrzą na otaczającą je naturę. Krótkie, rymowane wiersze, łatwo wpadają w ucho, a niektóre są tak melodyjne, że chciałoby się je od razu zaśpiewać.
Gdy nadchodzi lato, świat staje w kolorach. Cała łąka szumi, bzyczy, mruga do nas radośnie i mieni się tysiącem kolorów. Taki czas to wspaniała okazja do tego, by nauczyć dziecko odróżniania barwy lub na ich temat całkiem poważnie (albo trochę mniej) porozmawiać. Dwa Brązowe Zające, jeden Duży, drugi Mały, pytają siebie nawzajem o ulubioną rzecz
Na temat nocnika – jego obsługi i oswajania – pojawiło się na rynku już kilka książek, jak na przykład: Nocnik nad nocnikami, Nocnik Maksa, Tronik, Mój kolega nocnik etc. Idea powstawania tego typu literatury wydaje się słuszna, bo, jak wiadomo, nie dla każdego dziecka i jego rodziców jest to łatwy temat. Jednym przychodzi „bezboleśnie”, inni
Już sam tytuł: „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham, kiedy jest zima” bardzo mnie zaintrygował, a gdy spojrzałam na ilustracje, wiedziałam, że nie zostawię tej książki na półce. Natychmiast zatopiłam się w lekturze i oniemiałam, zachwycona prostotą i pięknem jej zawartości.
Ten duet autorsko-ilustratorski już znamy, i choć przy poprzedniej książce współautorka nosiła inne nazwisko, to nadal jest to ta sama osoba z załogi Hipopotam Studio. Ich rewelacyjny „D.O.M.E.K.” święci triumfy nie tylko w Polsce (Nagroda główna w konkursie PS IBBY „Książka Roku 2008; Nagroda główna w VII edycji konkursu Świat Przyjazny Dziecku organizowanego przez KOPD),
Elmer jest słoniem. W wielobarwną kratkę. Niewątpliwie wyróżnia się spośród stada szaroburych słoni. Zawsze jest wesoły i dzięki niemu śmieją się inne słonie. Nie śmieją się z NIEGO, ale właśnie DZIĘKI NIEMU. Jednak pewnego dnia Elmer ma już dosyć bycia „innym”. Postanawia przyoblec się w „kolor słoniowy”. Idzie przez dżunglę i nikt go nie poznaje,
Mały Lasse ma codziennie setki powodów, by nie położyć się spać. Zawsze ma jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, czym doprowadza swoją mamę do… no, jeśli nie do szaleństwa, to przynajmniej utraty cierpliwości. Na szczęście piętro wyżej mieszka urocza ciocia Lotten – świadek codziennych krzyków Lassego i właścicielka niezwykłego przedmiotu – czarodziejskich okularów, które, jak luneta
Bohaterka tych książeczek została ulubienicą moich dzieci, odkąd skończyły piętnaście miesięcy. Egzemplarze przyniesione z III Bałtyckich Spotkań Ilustratorów przywitane zostały entuzjastycznie, a sama Ela czule wycałowana, co nie spotkało do tej pory żadnego innego bohatera literackiego.
Binta jest w centrum świata. Mała, ruchliwa dziewczynka w swoim bezpiecznym domu, gdzie wszyscy radośnie się śmieją i prawdziwie cieszą swoją obecnością. Binta wie, że jest kochana, dlatego może tańczyć do woli i sycić się widokiem zaczarowanego świata wokół niej.
Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy, gdy zobaczyłam okładkę najnowszej książki autorskiej Józefa Wilkonia to „Aaa, kotki dwa, szare bure obydwa” – ale chwileczkę, tu jest tylko jeden kot. Szary? I owszem, z żółtymi ślepiami, zerkającymi żywo na czytelnika. Jednak skojarzenie nie było do końca błędne, bowiem „Kici kici miau” to jak najbardziej kołysanka.